Mikołaj Sęp Szarzyński
Sebastian Grabowiecki
Stanisław Grochowski
Kasper Twardowski
Hieronim Morsztyn
Szymon Zimorowic
Kasper Miaskowski
Maciej Kazimierz Sarbiewski
Daniel Naborowski
Łukasz Opaliński
Krzysztof Opaliński
Jan Andrzej Morsztyn
Zbigniew Morsztyn
Wacław Potocki
Wespazjan Kochowski
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Józef Baka
Poeci "minorum gentium"
Samuel Twardowski
Jan Chryzostom Pasek
Jędrzej Kitowicz
Benedykt Chmielowski
Jan III Sobieski
Varia
Opracowania
Jan Chryzostom Pasek
1/4
PAMIĘTNIKI
ROKU PAŃSKIEGO 1658
król z jednym wojskiem pod Toruniem, drugie wojsko w Ukrainie, nasza zaś dywizyja z panem Czarnieckim; pod Drahimem staliśmy przez miesięcy trzy. In
decursu Augusti
[pod koniec sierpnia] poszliśmy do Danijej na sukurs królowi duńskiemu, który uczynił
aversionem
[odwrócenie, oddalenie] wojny szwedzkiej u nas w Polszcze. Nie tak ci to on podobno uczynił
ex commiseratione
[z współczucia] nad nami, lubo ten naród jest
ab antiquo
[od dawna] przychylny narodowi polskiemu, jako dawne świadczą pisma, ale przecie mając
innatum
[wrodzoną] przeciwko Szwedom
odium
[nienawiśc] i owe zawięte
in vicinitate inimicitias, nactus occasionem
[waśnie sąsiedzkie, wykorzystał okazję], za którą mógł się krzywd swoich wtenczas, kiedy król szwedzki był zabawny wojną w Polszcze, pomścić, wpadł mu z wojskiem w państwo, bił, ścinał i zabijał. Gustaw, jako to był wojennik wielki i szczęśliwy, powróciwszy stąd, a niektóre fortece w Prusiech osadziwszy, potężnie
oppressit
[przycisnął]
Duńczyków, tak że i swoje od nich odebrał, i państwo ich prawie wszystko opanował. Duńczyk tedy koloryzując rzecz swoję, że to właśnie
per amorem gentis
nostrae [z miłości do narodu naszego] uczynił, że
pacta
[układy] złamał i wojnę przeciwko Szwedom podniósł, prosi o sukurs Polaków, prosi też i cesarza. Cesarz wymówił się paktami, które miał z Szwedem, z tej racyjej posłać posiłków nie może; druga ekskuzacyja, że wojska
protunc
[wtedy] nie miał, pozwoliwszy królowi polskiemu wszystkiego zaciągnąć na jego usługę. Król tedy nasz posyła Czarnieckiego z sześciu tysięcy wojska naszego, posyła to
ąuidem
[niby] z swego ramienia generała Montekukulego z wojskiem cesarskim. Tam kazano nam iść kommonikiem, Wilhelm zaś, kurfistrz brandoburski, był
in persona
[w osobie, w zastępstwie]
króla polskiego i on to był nad tymi wojskami quasi
supremum caput
[niejako naczelnym wodzem]. Zostawiliśmy tedy tabory nasze w Czaplinku, mając nadzieję powrócić do nich najwięcej za pół roka.
Tam, kiedyśmy wychodzili, było medytacyj bardzo wiele i rożnych w ludziach wojskowych. Alterowało to niejednego, że to iść za morze, iść tam, gdzie noga polska nigdy nie postała, iść z sześciu tysięcy wojska przeciwko temu nieprzyjacielowi do jego własnego państwa, któregośmy potencyji w ojczyźnie naszej wszystkimi siłami nie mogli wytrzymać. A jeszcze też nie było
conclusum
[postanowienia], żeby wojsko cesarskie miało z nami pójść. Ojcowie do synów pisali, żony do mężów, żeby tam nie chodzić, choćby zasług i pocztów postradać; bo wszyscy nas sądzili za zgubionych. Ociec jednak mój, lubo mię miał jednego tylko, pisał do mnie i rozkazał, żebym imię Boskie wziąwszy na pomoc, tym się najmniej nie konfundował, ale szedł śmiele tam, gdzie jest wola wodza, pod błogosławieństwem ojcowskim i macierzyńskim, obiecując gorąco do Majestatu Boskiego suplikować i upewniając mnie, że mi i włos z głowy nie spadnie bez woli Bożej.
Gdyśmy tedy poszli do Cieletnic i do Międzyrzecza
,
już za granicę, uchodziło siła kompanijej i czeladzi nazad do Polski, osobliwie Wielkopolaczków spod tych nowo zaciążnych powiatowych chorągwi, jako to starosty osieckiego pułku i wojewody podlaskiego Opalińskiego. Kozubskiego chorągiew wszystka się rozjechała, sam tylko z chorążem i z jednym towarzyszem z nami poszedł. Wojewody sandomirskiego, Zamoyskiego, chorągiew husarska została; wszystka kompanija -
verius dicam
[prawdę mówiąc]
-
pouciekała, tylko przy chorągwi sześć towarzystwa a namiestnik zostawszy, poszli przecie z nami i włóczyli się tak przy wojsku; zwaliśmy ich cyganami, że to w czerwonych kilimach była czeladź. Spod inszych chorągwi po dwóch, po trzech. Tak owi tchórzowie i dobrym pachołkom byli serce zepsuli, że niejeden wodził się z myślami. Wchodząc tedy już za granicę, kożdy według swojej intencyi swoje Bogu poślubił wota. Zaśpiewało wszystko wojsko polskim trybem O
gloriosa Domina
! [O chwalebna Pani] Konie zaś po wszystkich pułkach uczyniły okrutne pryskanie, prawie aż serca przyrastało i wszyscy to sądzili
pro bono omine
[za dobry znak], jakoż i tak się stało.
Poszliśmy tedy tym traktem od Międzyrzecza. Przechodziło wojsko pagórek, z którego widać było jeszcze granicę polską i miasta. Jaki taki obejrzawszy się pomyślił sobie "Miła ojczyzno, czy cię też już więcej oglądać będę!" Obejmowała jakaś tęskność zrazu, poko blisko domu, ale skorośmy się już za Odrę przeprawili, jak ręką odjął; a dalej poszedszy, już się i o Polszcze zapomniało. Przyjęli nas tedy Prusacy dosyć
honorifice
[grzecznie], wysławszy komissarzów swoich jeszcze za Odrę. Pierwszy tedy prowiant dano nam pod Kiestrzynem
,
i
tak dawano wszędy, pokośmy kurfistrzowskiego państwa nie przeszli; i przyznać to, że dobrym porządkiem, bo już była taka ordynacyja, żeby noclegi były rozpisane przez całe jego państwo i już na noclegi zwożono prowianty. Gdyż postanowiona była w wojsku naszym maniera niemiecka, że przechodząc miasta i na kożdej prezencie oficerowie z szablami dobytymi przed chorągwiami jechali, towarzystwo zaś pistolety, czeladź bandolety do góry trzymając. Karanie zaś było za ekscesy już nie ścinać ani rozstrzelać, ale za nogi u konia uwiązawszy, włóczyć po majdanie tak we wszystkim, jak kogo na ekscesie złapano, według dekretu lubo dwa, lubo trzy razy naokoło. I zdało się to zrazu, że to niewielkie rzeczy; ale okrutna jest męka, bo nie tylko suknie, ale i ciało tak opada, że same tylko zostają kości.
Ruszyło się potym wojsko do Nibelu, stamtąd do Apenrade; stamtąd znowu poszliśmy na zimowisko do Haderszlewen, gdzie Wojewoda sam stanął z samym tylko pułkiem naszym królewskim i regimentem jego draganijej, insze zaś pułki w Koldynku, w Horsens i po innych wsiach i miastach; i lubo głębiej miało iść wojsko w duńskie królestwo, ale uważał to Regimentarz, żeby stanąć na zimę jako najbliżej z tej racyi, żeby przecie więcej jeść chleba szwedzkiego niżeli duńskiego. Jakoż tak było, bo przez całą zimę czaty nasze do tamtych wiosek wybiegały, mściły się na nich owych krzywd narodu ich. A pisać by siła, co tam z nimi robili czatownicy, stawiając sobie przed oczy recentem [świeżą] od nich
iniuriam
[krzywdę] w ojczyźnie swojej. Prowadzono z czat wszelakich prowiantów wielką obfitość, bydeł dosyć, owiec; dostał kupić wołu dobrego za bity talar, dwa marki duńskie; miodów praśnych wielką wieziono obfitość, bo po polach lada gdzie przestrone pasieki, a wszystko pszczoły w słomianych pudełkach, nie w ulach; ryb wszelakiego rodzaju podostatkiem, chleba siła, wińsko złe, ale zaś petercymenty i miody dobre; drew o male, ziemią rzniętą a suszoną palą, z której wągle będą takie, jako z drew dębowych nie mogą foremniejsze; jeleni, zajęcy, sarn nad zamiar i bardzo płoche, bo się go nie kożdemu godzi szczwać. Wilków te tam nie masz i dlatego zwierz nie płochy, da się zjechać i blisko do siebie strzelić; a osobliwie takeśmy ich łowili: upatrzywszy stado jeleni w polu - bo to i nad wieś chodziło to licho, jako bydło - to się ich objechało z strony od równego pola, a potym skoczywszy na koniach i okrzyk uczyniwszy, nagnało się ich na te doły, gdzie ziemię kopią do palenia - a są te doły bardzo głębokie i szerokie - to tego nawpadało w doły, to dopiero ich stamtąd trzeba było wywłoczyć a rznąć. O wilkach namieniłem, że ich tam nie masz, bo prawo takie, że kiedy wilka obaczą, powinni wszyscy na głowę wychodzić z domów, tako po miastach, jako też i wsiach, i tak długo owego wilka prześsladując gonią, aż go albo umorzą, albo utopią, albo złapają; to go nie odzierając, tak ze wszystkim na wysokiej szubienicy albo na drzewie obieszą na grubym żelaznym łańcuchu i tak to długo wisi, poko kości staje. Nie tylko rozmnożyć, ale i przenocować mu się nie dadzą, kiedy mu się dostanie tam wniść na jeleninę z tego tu tylko przystępu, który jest między morzami wąski, z inszej zaś strony nie ma nigdzie przystępu, bo z jednę stronę Bałtyckie Morze, z drugą stronę,
a septemtrione
[od północy], ocean oblewa to królestwo. Z tamtych wszystkich stron wilk nie ma przystępu, chyba żeby sobie we Gdańsku u pana prezydenta najął szmagę do przewozu, zapłaciwszy od niej dobrze. Z tej racyi zwierza wszelakiego wielka tam jest obfitość; kuropatw zaś nie masz z tej racyjej, że to jest głupie: przelęknąwszy się lada czego, to padnie i na morzu, i utonie.
strona [1]
[2]
[3]
[4]
>>