Mikołaj Sęp Szarzyński
Sebastian Grabowiecki
Stanisław Grochowski
Kasper Twardowski
Hieronim Morsztyn
Szymon Zimorowic
Kasper Miaskowski
Maciej Kazimierz Sarbiewski
Daniel Naborowski
Łukasz Opaliński
Krzysztof Opaliński
Jan Andrzej Morsztyn
Zbigniew Morsztyn
Wacław Potocki
Wespazjan Kochowski
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Józef Baka
Poeci "minorum gentium"
Samuel Twardowski
Jan Chryzostom Pasek
Jędrzej Kitowicz
Benedykt Chmielowski
Jan III Sobieski
Varia
Opracowania
Jan Chryzostom Pasek
3/4
PAMIĘTNIKI
ROKU PAŃSKIEGO 1658
Dopiero zaraz kazał strażnik Wołoszy spod chorągwie, żeby się rozjechali po wsiach o mil dwie albo trzy o przyczynie siekier. Jeszcze nie świtało, a już pięćset siekier na kupie nakładziono. Skoro tedy zegary poczęły bić z północka kazano trąbić pobudkę, sam wstał, mało co śpiąc, owe siekiery kazał podzielić między chorągwie i piechotę. W godzinę po pobudce kazał otrąbić, żeby byli gotowi do szturmu za godzinę i żeby snopy kożdy niósł przed sobą na piersiach, dla postrzału od ręcznej strzelby, ażeby wszyscy wraz skoczywszy pod mury i jako najlepiej przycisnąwszy się do muru, żeby z góry nie rażono, a drugim odstrzeliwać. Skoro tedy świtać poczęło, podemknęło się wojsko bliżej pod miasto, ja też dopiero do księdza. Rzecze mi potym Wojewoda: "Pan porucznik Charlewski prosi się z ochoty do przewodzenia czeladzi. Niechże tam już oni idą, a Waszmość zostań". Odpowiem: "Już to wszyscy słyszeli, żeś mię WPan prosił, i rozumiałby kto o mnie, że ja się lękam: pójdę".
Jakeśmy z koni zsiedli, aż też zsiada Kossowski Paweł i Łącki. Było nas tedy przy czeladzi spod naszej chorągwie pięć; ale po staremu komenda przy mnie była, bo mi już była oddana, poko owi starsi żołnierze nie namyślili się na ochotę. Oddawszy się tedy Boskiej Jego Najświętszej Matki protekcyjej, kożdy swoje z osobna Jego św. Majestatowi poszlubiwszy wota, z kompaniją się też już tak właśnie jako na śmierć pożegnawszy, stanęliśmy już osobno od konnych. Ksiądz Piekarski, jezuita, uczynił do nas egzortę w ten sens:
"Lubo wdzięczna jest Bogu ofiara kożda, z serca szczerego dana, osobliwie kto krew swoje za dostojeństwo Jego świętego na plac niesie Majestatu, najmilsza ze wszystkich
victima
[ofiara]. Za cóż pobłogosławił Abrahamowi, że wszystek świat jego odziedziczyło plemię? - Tylko za to, że za jedno Boskie rozkazanie z ochotą krew ukochanego konsekrował Izaaka. Woła na nas krzywda Boska, od tego narodu poniesiona; wołają świątnice Pańskie, od nich po całej Polszcze sprofanowane; woła krew braci naszych i ojczyzna ręką ich spustoszona; woła na ostatek Najświętsza Panna, Matka Boska, która jest imienia przeczystego, że ten naród jest bluźniercą, żebyśmy za te ujęli się szczerze pretensyje, żeby w osobach naszych widział jeszcze świat nieumarłą przodków naszych sławę i fantazyją. Niesiecie tu, odważni kawalerowie, z Izaakiem krew swoją na ofiarę Bogu; upewniam was imieniem Boskim, że kogo Bóg jako Izaaka samą jego kontentując się intencyją zdrowo z tej wyprowadzi okazyjej, i sławą dobrą, i wszelkim swoim kompensować mu to będzie błogosławieństwem; kogo by zaś cokolwiek potkało, za Najświętszy Majestat i Matki Jego wylana kropla krwie by najcięższe, wszystkie obmyje grzechy i wieczną bez wątpienia w niebie zgotuje koronę. Oddajcież się temu, który dziś ubogo dla was w jasełeczkach położony, krew swoje ochotnie dla zbawienia waszego ofiaruje Bogu Ojcu. Ofiarujcież te swoje teraźniejsze
actiones
[czyny]
w nadgrodę jutrzennego nabożeństwa, które zwyczajnie o tym czasie odprawiemy, witając nowego gościa - Boga w ciele ludzkim na świat zesłanego. A ja w Tym mam nadzieję, którego Przenajświętsze wspominam imię Jezus, i w przyczynie Przenajświętszej Jego Matki, do której wołam:
Vindica honorem Filii Tui
[broń czci Syna Twego]. Przyczyną Swoją, Matko, u Syna spraw to, żeby tę raczył pobłogosławić imprezę, żeby tę zacną kawaleryją szczęśliwie z tego upału raczył wyprowadzić i na dalszy zaszczyt swego Boskiego konserwować Majestatu. Tych tedy w przed się wziętą drogę daję wam wodzów, zastępców, opiekunów; w tym gruntowną pokładam nadzieję, że was wszystkich powracających w dobrym witać będą zdrowiu".
Mówił potym z nami akt skruchy i wszystkie cyrkumstancyje te, co się zachowują z owemi, którzy już pod miecz idą. Przystąpiwszy się ja do niego bliżej i mówię: "Proszę ja też, mój dobrodzieju, o osobliwe błogosławieństwo". Ścisnął mię z konia za głowę i błogosławił, a zdjąwszy z siebie relikwie, włożył na mnie: "Idźże śmiele, nie bój się". Ksiądz Dąbrowski, też jezuita, także do inszych pułków jeździ, prawi, więcej płacze, niżeli mówi; bo takie miał
vitium
[wadę], że choć był niezły kaznodzieja, że jak co począł mówić, rozpłakał się i nie skończył kazania a narobił śmiechu.
A tymczasem powraca trębacz, do nich posłany, częstując ich parolem, jeżeli chcą. A oni: "Czyńcie z nami, co wam fantazyja każe kawalerska; my też także, jakeśmy się was w Polszcze nie bali, tym bardziej i tu nie bojemy". A potym zaraz i strzelać poczęli; lekce bo nas ważyli widząc, że działka i jednego nie mamy, piechoty tylko jeden regiment, a Piaseczyńskiego cztery szwadrony i semenów trzysta, ale bardzo dobrych. Na konnych oni mówili, że to ludzie do szturmów niezwyczajni; pójdzie to w rozsypkę, jak raz ognia dadzą, bo tak sami więźniowie powiedali. Kożdy z pachołków trzyma ów snop słomy przed sobą, towarzystwo zaś w pancerzach tylko, niektórzy też z kałkanami.
A w tym przyjeżdża Wojewoda i mówi: "Niechże was Bóg ma w swojej protekcyjej i Imię Jego święte. Ruszajcież się, a jak się przez fosę przeprawicie, skoczcież pod mury we wszystkim biegu, bo już wam pod murami nie mogą tak szkodzić". Że nam tedy duchowni kazali to ofiarować
in memoriam
[na intencję] jutrzni, bo to samym było świtaniem w dzień Narodzenia Pańskiego, zacząnem ja z owymi, co w mojej komendzie byli:
Już pochwalmy Króla tego...
etc.
Wolski także, Paweł, że potym był starostą lityńskim, towarzysz natenczas królewskiej pancernej chorągwie, co także swojej chorągwie czeladź przywodził, kazał toż śpiewać. Tak Bóg dał, że spod tych chorągwi i jedna dusza nie zginęła, a u inszych, co nie śpiewali, powytykano dziesięcinę. Skorośmy tedy do fosy przyszli, okrutnie poczęły parzyć owe snopy słomy. Już się czeladzi trzymać uprzykrzyło i poczęli je ciskać w fosę; jaki taki, obaczywszy u pierwszych, także czynił i wyrównali owę fosę, tak że już daleko lepiej było przeprawiać się tym, co na ostatku szli, niżeli nam, cośmy szli w przedzie z pułku królewskiego. Bo źle było z owymi snopami drapać się do góry po śniegu na wał; kto jednak swój wyniósł, pomagał i znajdowano w nich kulę, co i do połowy nie przewierciała. Wychodząc tedy z fosy kazałem ja swoim wołać: "Jezus, Maryja!", lubo insi wołali: "Hu, hu, hu!" bom się spodziewał, że mi więcej pomoże Jezus niżeli ten jakiś pan Hu. Skoczyliśmy tedy we wszystkim biegu pod mury, a tu jako grad lecą kule, a tu jaki taki stęknie, jaki taki o ziemię się uderzy. Dostało mi się tedy z moją watahą, że przy srogim filarze albo raczej narożniku było jakieś okno, w którym srodze gruba żelazna krata; zaraz tedy pod ową kratą kazałem mur rąbać na odmianę: ci się zmordują, a ci wezmą. Było zaś na drugim piętrze nad nami takie okno
z
takąż kratą. Z tamtego okna strzelano do nas, ale tylko z pistoletów, bo z drugiej strzelby nie mógł strzelić do nas i wysadzić się nijak dla owej kraty; chyba tam do dalszych mógł strzelać. Jam też kazał do góry nagotować 15 bandeletów i, jak rękę wytknie, wraz dać ognia. I tak się stało, że zaraz i pistolet na ziemię upadł. Nie śmieli tedy już więcej rąk pokazować, ale tylko kamienie wypychali na nas przez owe kratę; ale przecie już się tego było snadniej uchronić niżeli kule. Tymczasem jak rąbią, tak rąbią mur i nakolusieńko, jak kiedy owo pinczowski piecek kto obiega wkoło, nie wiedząc, gdzieby Szwedom ręce wrazić. Kiedy już końce owej kraty widać, radziśmy, bo tu już grad na nas pada; duszkoż by co prędzej wniść pod dach, ale że nie było czym owej kraty wyważyć, musieli jeszcze dalej rąbać. Skoro już mógł się jeden zmieścić, aż ja każę czeladzi włazić po jednemu. Wolski, jako to chłop chciwy, żeby to wszędy być wprzód, rzecze: "Włażę ja". Tylko wlazł, a Szwed go tam za łeb. Krzyknie. Ja go za nogi. Tam go do siebie zapraszają; my go też tu nazad wydzieramy: ledwieśmy chłopa nie rozerwali. Woła na nas: "Dla Boga, już mię puśćcie, bo mię rozerwiecie!" Krzyknę ja na swoich: "Dajcie w okno ognia!" Włożyli tedy kilka bandeletów w okno, dali ognia: zaraz Szwedzi Wolskiego puścili; dopieroż my po jednemu owym oknem laźli: Już nas tam było z półtorasta.
Interim
[tymczasem]
idzie kilka rot muszkieterów, co to znać, co stamtąd uciekli, powiedzieli. Już prawie wchodzą do sklepu, aż tu nasi dadzą ognia w kupę; padło ich sześć, drudzy w nogi w dziedziniec. Wychodziemy tedy sobie szczęśliwie z sklepu i staniemy szeregiem w dziedzińcu, a tu coraz więcej ową dziurą przybywa. Obaczywszy nas Szwedzi w dziedzińcu, dopiero poczęli trąbić i chorągwią białą wywijać, co jest
signum
[znak] proszenia o miłosierdzie, odmieniwszy w krótkim czasie zwyczaj narodu swego świńskiego, co powiedali, że "nie prosiemy kwateru". Z kupy tedy rozchodzić się nie dam, poko nie obaczę jeneralnej konfuzyjej nieprzyjacielskiej; Wolski także swoim.
<<
strona
[1]
[2]
[3]
[4]
>>