COŚ NOWEGO, PISANEGO
ROKU TYSIĄC SZESĆSETNEGO PIĘĆDZIESIĄTEGO WTÓREGO.
[DRUKOWANO W KOZIEJ GŁOWIE,
KIEDY MIESIĄC BYŁ NA NOWIE,
KOSZTEM ZAŚ PANA JEDNEGO,
Z BRACTWA PIŁAWIECKIEGO;
A DRUKARNIĄ ZAŚ ZAKRYTO,
BO BY DRUKARZA ZABITO]
Tu szeroko mówili kila rzeczy, których pióro pogonić nie mogło, zwłaszcza sylaby rachując czy wiersze nicią mierząc, aby równe były. Narzekali zgoła, z okazjej tych niesłusznych chwał i dziękowania, na nieszczęście ojczyzny naszej, której źle służyć nie jest już występkiem, ale zwyczajem. Tak dalece, że rzadki, kto by dobra jej albo się tym staraniem tykał - jako swego, albo więc i tak nie tykał - jako cudzego. Nieumiejętności w usłudze jej nie tylko nie zganionej, ale jeszcze pochwalonej, avarae fraudis i jawnej krzywdy nie karanej, wymówionej, przepatrzonej, nie wspomnionej - wiele przykładów przywodzili. Przyszło też w tym dyskursie do pilawieckiej ekspedycjej, [w] któr[ej] - jako mówili - bywa[ł] widok, jaki nie był nigdy, nierządu polskiego, dowód wojennej nieumiejętności, przykład [straconej w] cnych Lachach dzielności i odwagi onej cale zapomnionej. Na koniec powiadali, że z niej urosła (że trochę odmienię wiersz Kochanowskiego):
Nowa sromota i nie nagrodzona
Hańba Polakom: ziemia opuszczona
Wszej Ukrainy, w której chłop nasz hardy
Panuje pełen i gniewu, i wzgardy.
[.........................]
Wojnę głoszą rytmy moje,
W której szable ani zbroje
Ledwie co potrzeba było.
Wszytko się tam odprawiło
Bez strzelby, bez arkabuzów,
Bez wzajemnych nawet guzów.
Taki miał być początek właśnie, jako Szachy Kochanowski opisował, które do wojny stosował. O, prawie tam takowa wojna była bez krwi, tylko tym różna,
Że króla nie dostawało,
I stąd było rządu mało.
- Czytajże, co tam dalej.
- Nie rozumiej, aby to rzecz gotowa była. Jest to tylko filz albo, jako Włoszy mówią, skizzo, potrzeba [by] to pilnować było - ale tylko jakom ja sobie primo impetu ponotował, różnie skacząc myślą. Słuchaj, a poprawuj, proszę.
Aleć powieść gdy zaczynam,
Tego wprzód nie przepominam,
Jak się długo wybierali,
Nim strojów podostawali,
Nim szyszaki zgotowano,
Które z srebra snadź kowano.
Zgoła to wszytko staranie
Przez tak długie wybieranie
Było, [aby] szumno, strojnie
Popisać się na tej wojnie.
Było podno takich wiele,
Że mniemali, że wesele
Albo więc zjazd do Krakowa
Będą odprawować. Owa
Nie tak gach na gody swoje
Sposobi się w różne stroje,
Jako ci mili rycerze
Krawce, aftarze, szmuklerze
I złotniki zatrudnili.
A gdy się tak wystroili,
To sobie wzajem mówili:
"Jak się tylko pokażemy,
To Kozaków ustraszemy".
Ba, podobno przychęcicie
I na dostatki zwabicie!
[.........................]
Aleć ja czytam, jako za przeprawą nasi pierzchnęli i jako nazajutrz uciekli.
Zawołano: "Tatarowie!"
- Aż moi w nogi panowie.
I kopije porzuciwszy,
I ledwie szabel dobywszy,
Wszyscy prawie tył podali,
Zgoła brzydko uciekali.
Osiński z te[j] stron[y] błota
Woła: "Takaż to ochota?
Wróć się! Bogdaj cię zabito!
Bo cię pewnie potka i to. Gib fayer!" - Wtem knechtom rzecze:
"Niech ten ginie, kto uciecze!"
Lecz tym strachem nic nie sprawi:
Niejeden się przez staw pławi,
Ci przez groblą spieszno myją,
Drudzy wodę błotną piją,
A ten zasię [ledwie] płynie,
Rzadko który szablą ginie.
[.........................]
Na to gdy wojsko patrzało,
Prawie na poły zedrwiało,
Tchórz obleciał naprzód panów
Komisarzów i hetmanów;
Już i znaki te zwiniono,
Które za nimi noszono,
Już coś cicho postępują,
Wzajemnie się upatrują,
Jednoż myślą, ale tają,
Pilne oko na się mają.
W nocy jeszcze wieść płonnego
Strachu przyszła z Połonnego,
Że są pewni Tatarowie,
Których liczbę jeden powie:
Kiedy namniej sto tysięcy,
A drugi łże jeszcze więcej.
Trwoga rośnie. Wtem hetmani,
Widząc, że ich każdy gani,
"Zwołać - rzeką - nie zawadzi
Komisarzów; niechaj radzi,
Kto lepiej nad nas rozumie
Albo raczej tylko umie
Dyskurować: obaczemy
Wnet, co w tym razie umiemy".
Którą radę gdy zaczęli,
Wszyscy obóz naganili
I w tym zgodne zdanie dali,
By żołnierze uciekali.
Bo lub słowy pokrywali
I odwodem nazywali,
Jednak właśnie w samej rzeczy
Wszech była myśl o ucieczy.
Mówią: "Pod Konstantynowem
Obozem staniemy nowem
I tam dopiero uznamy,
Co wżdy dalej czynić mamy".
[.........................]
Lecz jak się z miejsca ruszyli,
Zaraz się mieszać poczęli,
A tak uznawszy to jawnie,
Że uchodzić trudno sprawnie,
Konie juczyć poczynali,
A szepcąc, na się patrzyli.
Teschno paniąt narzekają,
Myśl już wszyscy w drodze mają.
Rad by drugi mknął nieznacznie,
Tylko czeka, że kto zacznie.
Aleć długo się widziało
Czekać wszytkich. Gdy zmierzchało,
Moi w drogę: Tu mi rzeką:
"Mianuj, dziecię, bo ucieka
Prędzej, potem gdy sromotę
Nie wezmą za złą robotę".
Lubo bym chciał, trudno wiedzieć,
A wiedząc, trudno powiedzieć.
Prawdę królowi mówimy,
Sobie wszytko przebaczymy.
Więc każdy plótł i powiadał.
Jeden: "Gdy mrok twardy padał,
Jam dopiro". Drugi zasię
Mówi: "A ja w onym czasie,
Gdy już wodzowie pierzchnęli
I wszyscy się rozwinęli".
Trzeci prawi: "Już świtało".
Czwarty: "Już się rozedniało".
[.........................]
To masz moje fragmentum "Wojny pilawieckiej",
Powiedzże, czy każesz dokończyć? - Nie tylko [ci]
Radzę, ale i proszę, mój kochany bracie,
Dokończ, a dokończywszy, podaj między ludzi,
Niech się przynamniej wstydzą, co nam wstyd i hańbę
W oczach wszytkiego świata bezecnie sprawili,
A podobno tymczasem wiecznie Ruś zgubili;
Bo stąd początek złego. Stąd upadły siły
Wszytkie oraz, które w nas do ratunku były
Ojczyzny. Śmiele rzekę, że skrzydła rozpięte
Orła polskiego jednym nieszczęściem obcięte.
Stąd nieprzyjaciel serce wziął, myśmy stracili,
A Tatarów na [włości] tym samym zwabili.
Lecz trzymam pióro, które dobrowolnie leje
Rytm i źle wróżyć każe.
[.........................]