KRUK W ZŁOTEJ KLATCE
abo Żydzi w świebodnej wolności Korony Polskiej
Recordare, Domine, quid acciderit nobis, intuere et respice opprobrium nostrum. Haereditas nostra versa est ad alienos, domus nostrae ad extraneos etc. Aquam nostram pecunia bibimus, ligna nostra pretio comparavimus (Hierem. Cap. 5).
Plinijus, libro 10
Ma poważny Plinijus, iż w rok, niż ochłodził
Przyszciem swoim Chrystus świat, kiedy się narodził,
Krukowi szumny pogrzeb w Rzymie sprawowano,
Na który zacnych osób z obcych stron zwołano.
Lecz to snadź zabobony czarta okrutnego
Wyrażały osobę Kruka grzebionego,
Bowiem jego królestwo natenczas ustało,
Kiedy Przedwieczne Słowo człowiekiem się stało.
Przetoż chciał być publicznie w Rzymie pogrzebiony,
Wiedząc, że Rzym z rąk jego miał być upuszczony.
O Patriá
Aperuerunt super te os suum omnes inimici tui; sibilaverunt et fremuerunt dentibus et dixerunt: devoravimus (Hierem. Cap. II).
KRUK W ZŁOTEJ KLATCE
Piszą historykowie, za czasu rzymskiego
Panowania w wszem świecie Żyda niektórego,
Który im był na zdradzie jawnej, poimano
I zamknąć do więzienia ciasnego kazano,
Bo go miano różnemi mękami próbować,
Przeto, że śmiał sekreta rzymskie profanować.
Nazajutrz przyjdą, alić kruk w postaci jego
Czarny siedzi; ucieką z przestrachu srogiego,
Bo patrzyć nań nie mogli: jak Lucyper jaki
Zdał się im na łańcuchu on ptak lada jaki.
Którego kruka, potym radę uczyniwszy,
W piecu ogień wielki, upalili, wznieciwszy.
Polipową naturę ci śmierdziuszy mają,
Bo się w różne postaci, gdy chcą, przemieniają,
Bo ich Cyrces zrodziła, która towarzysze
Ulissesowe w różne, jak historyk pisze,
Larwy zmieniła; czy by jej snadź są uczniami,
Bo się jak Cyrces wszyscy parają gusłami.
Z powieści pisorymów pomnię, iż to słynie
O onym Febuszowym synu Apollinie,
Który różne osoby w każdym niemal czasie
W mgnieniu oka bez wszelkiej odwłoki brał na się.
Co się Ulissesowi od Cyrces przydało,
Pamiętajcież, Polacy, by się toż nie stało
Z waszą miłą ojczyzną przez te brzydkie kruki,
Jeśli w ich nie wejźrzycie fortele i sztuki.
Chytry Żyd jest jak lis, jak pies zdradą kąsa,
Ranę, którą-ć zadawa, pochlebstwem zatrząsa,
Oraz goli i strzyże, siatki stawia na cię,
Szatanem jest, nie człekiem, choć w człowieczej szacie.
Coć mówię szatanem; gorszy nad szatana,
Chowasz w zanadrzu na się, chowasz tyrana.
Nie daj, Boże, bym gnuśność ja Polsce przypisał,
O której-em dzielności w obcych krajach słyszał,
Bo wiem, jej na mądrości i męstwie nie schodzi,
Którym wiele inszych odległych państw przechodzi,
Tylko to omamieniu raczej przypisuję,
Że krukowi kosztowną zbyt klatkę buduje
I w swoim go pokoju chowający tuczy,
On w rozkoszy nie śpiewa, raczej strasznie kruczy.
Kruk rad w czarno-straszliwej barwie zawżdy chodzi,
Lubo się zrazu w białej i jaśniuchnej urodzi.
Dotądże kruk swoje kruczęta oblatuje,
Aż je czarno obrosłe w swym gniaździe znajduje.
W oczach strach ma okropny, bo aż włosy wstają
Tym, którzy w oczy jego samochcąc patrzają.
Chód ma właśnie złodziejski, rad każdą rzecz kradnie,
Czego ci, co go mają, doznawają snadnie.
Nieszczęście kruczenim swym przyszłe znamionuje,
Z którego swym zwyczajem wielce się raduje.
I jest obżarta bestyja, ścierwami się pasie,
Bez wszego nasyceni w każdym prawie czasie.
Kruk postacią swą czarta wyraża chytrego,
Bowiem ma atrybuta niemal wszytkie jego.
Stądże się czarownice w kruki przemieniają,
Bo zrozumienie z czartem, panem swoim, mają.
Kruk światłości się lęka, do cienia uchodzi,
Wyrządzić psikus z kąta jaki koniowi godzi.
To taki zysk, uciechę i rozkosz ci mają,
Co tych kruków śmierdzących w swych domach chowają.
Godzienże, pytam, ten ptak, z takiemi przymioty,
Klatki ślicznie zrobionej, kosztownej i złotéj?
I owszem odżegnywać się złego potrzeba,
Nie tylko miejsce w domu dawać abo chleba.
Złota klatka może być słusznie Polską nazwana,
Kosztownemi klejnoty od Boga nadana.
Najdziesz w niej rozmaitych kruszców barzo wiele,
Którymi świat przechodzi wszystek, mówię śmiele.
Chlebem, miodem i bydłem insze opatruje
Państwa, gdzie nieśmiertelną cześć sobie gotuje.
Marcyjalistów mężnych i walecznych rodzi,
Którym namniej ani chłód, ani głód nie szkodzi.
A co więtsza, ma poznanie Boga prawego,
Któremu cześć oddaje czasu wszelakiego.
Gotowa zdrowiem swoim jest krzyża świętego
Sławy bronić i umrzeć dla czci Boga swego.
Ta kamieńmi drogimi klatka jest sadzona,
Dyjamenty, hiacynty prześlicznie upstrzona.
Świadkiem tego wybranych Bożych są w niej groby,
Gdzie są pewne lekarstwa na różne choroby.
Świadkiem obrazy Matki Bożej są prześliczne,
Gdzie się leczą niemocy człowiecze rozliczne.
Owo zgoła ze wszech miar klatka ta kosztowna,
Której w świecie ani jest, ani snadź będzie rowna,
Przebóg! Czemuż mieszkaniem krukowi się staje
I przecz mu w sobie mieszkać i przebywać daje?
Krukiem jest Żyd przeklętym, nieprzyjaciel tego,
Który na odkup zstąpił z nas każdego.
Obżarta ta, zdradliwa i chytra bestyja,
O jako się w tej klatce prześlicznej uwija!
Brody swej pogłaskuje, wąsami potrząsa,
Imię bluźni Jezusa, krzyża się natrząsa.
Na postaci jest człowiekiem, lecz ma w sercu diabła,
Ta nieszczęsna potrawa bodaj czarta zjadła!
Uważ, jeśli nie wszytkie przymioty krukowe
Ma w sobie to przeklęte plemię Kaimowe.
Wszelkie narody różną farbę w stroju mają,
Którzy według kondycyjej swojej zażywają,
Sam Żyd właśnie jak kruk i czarno się rodzi,
W czarnej barwie, jako kruk, ustawicznie chodzi.
Nie dziw, że wszyscy sobie żałobę sprawili,
Bowiem cnoty, szczyrości i prawdy pozbyli.
Żyd jest jak bazyliszek, co wzrokiem zabija,
Ten, gdy na kogo wejźrzy, zarazem umiéra.
Kogo Żyd zajźrzy ślepiem swym, wnet go omami,
Abo też oczaruje swojemi gusłami.
Krokodel człeka zjadszy dopiero żałuje,
Gdy tylko pozostałą głowę upatruje;
Tak Żyd, gdy szalbierstwem wyzuje ze wszego,
Dopiero cię żałuje z serca zmyślonego.
Ma k temu chód krukowy i złodziejskie nogi
Ten to krzyża świętego nieprzyjaciel srogi.
Chytrze jak lis ślad swój ogonem zamiata,
Trudno uznać złodziejską gdzie swą myślą lata.
Da-ć on tobie na zastaw, lecz wprzód te pieniądze
Da kląć w bożnicy starszym dla twej przyszłej nędze,
Żeby-ć się to, co on dał, wniwecz obróciło,
To zaś, coś mu zastawił, przy nim się zostało,
Jakoż na oko widziem: co raz w garść mu wnidzie,
Albo nigdy, albo też trudnością nie wynidzie.
A choć ci się i zastaw od niego nawróci,
Przecie-ć się wkrótce, wierz mi, już wniwecz obróci.
Masz w swym węża srogiego zanadrzu, Polaku,
Wypije-ć krew z własnego serca, nieboraku.
Dziatki twe są twym sercem, które-ć Żyd morduje
I niewinną krwią onych smrody swe zmazuje.
Czy nie wiesz, przecz w bożnice Żydzi się schadzają,
Rano, w południe i wieczór swe schadzki miewają?
Na to by Jezusowe imię wprzód bluźnieli
I garki tłukąc, tobie przeklęctwo czynieli,
Mówiąc: jak te skorupy wniwecz są skruszone,
Tak niechaj chrześcijaństwo będzie rozproszone.
I ci, którzy Jezusa za Boga być znają,
Niechaj szczęścia i zdrowia wiecznie nie uznają.
Służy mu chrześcijanka, chrześcijanka mami,
Wychowuje Żydzięta swojemi piersiami,
A co większa, do czegoś częstokroć przychodzi,
Czego się dla onych uszu wyjawić nie godzi.
Żyd miód waży, Żyd piwo, Żyd gorzałkę pali,
Żyd kramarzem, towarem tak, jako chce, szali.
Żyd na mycie, Żyd na cle, Żyd i na arendzie,
Żyd bezpiecznie tuż obok przy panięciu siedzie.
Ba, jużci i pacierze, metale przedają
I też obrazy w których Chrystusa urągają.
Hej, dlaboga, którym to wiedzieć przynależy,
Zakażcie tego, a Żyda wsadźcie do wieży.
Przed Żydem chrześcijanin zdjąwszy czapkę stoi,
Mościwa mu kłania się, kortezyje stroi.
Da-ć z chęcią na arendę Żyd panu pieniędzy,
A jego poddanych, przywiedzie do nędzy.
Żyd taniej przeda mięsa, lecz go wprzód splugawi,
Puchliny cię od niegoż niedługo nabawi.
O jak wiele chrześcijan nędznie zumierało
Z tych, co od nich jadło i u nich pijało.
Fałszywym lekarstwem panów, nędznych trują
I kościoły nadchodzą, obrazy w nich psują.
Lżą i gwałcą nam święta z szalbierstwem biegając,
Grzech, niestetyż, obmierzły wszelki w stan wprawiając.
A gdy którego cnego ziemianina zoczą,
Ach wstyd, tuzinem za nim wnet z brzydkością kroczą.
To mu i oczy mydlą, czaczko ukazują,
A przez szachem i lachem wnet go wynicują.
Tak przełożonych Polaninów oczy już poczarowali,
Że wszytkie chrześcijańskie dobra pochowali.
Żyd swoim ślepym płodem jako kruk się brzydzi,
Gdy go skłonnym do wiary chrześcijańskiej widzi,
Przeto wnet między sobą Żyda kamienują,
O którym, że chrztu pragnie, psim węchem poczują,
Albo prędko gusłami zczarują chrzczącego,
Tak, że musi odchodzić od rozumu swego.
Temuć się w straszne larwy Żydzi przebierają
I żydzięta swe z młodu często przestraszają,
By imię Jezusowe bluźnić się uczyli
A chrztu i wiary świętej potym się chronili.
Śleporodny ten naród brzydki, uszargany,
Uważcie, że jest sroższy nad inne pogany;
Ci wierzyć, jako kto chce, wszędy pozwalają
I nikogo do sekty swej nie przymuszają,
A ci, czartowscy bracia, Plutona synowie,
Jak są na swe okrutni, któż to wypowie?
Szczęści Bóg te krainy, z których oprzałkowie
Ci przecz są wypędzeni, dóbr ludzkich ciurowie,
Bo w pokój i bogactwa wszelkie obfitują,
Błogosławieństwo wielkie w ziemi boskie czują.
My zaś lubo cześć Bogu prawemu dawamy,
Przecie z nieprzyjacielem jego przestawamy.
Przy nawiętszym odpuście ma czart swą kaplicę,
Część boskiej czci chcąc ukraść albo połowicę.
Jużci lwy i psy wściekli, jakośmy doznali,
Na Naświętszy Sakrament często się targali,
Który kłuli, o co ich z wielu miejsc wygnano,
A paląc na stosie drew, męki zadawano,
I męki srogie; ja bym z serca życzył tego,
By hycel pałką wybił wszytkich do jednego,
Gdyż niepotrzebny naród ten w cnej Polsce widzę,
Przetoż jak nieprzyjacielem Bożym się brzydzę.
Jać głową swoją muru przekować nie mogę,
To tylko piszę na twą polską przestrogę.
Niemasz namniej pożytku, cny Polaku, z tego
Narodu jaszczurczego, brzydko chuchniącego:
Nie stawi-ć się na wojnę, nie pomoże-ć bronić
Granic, nieprzyjaciół twej ojczyzny gromić,
I owszem, twe sekreta im objawi snadnie,
Bowiem twego upadku wygląda i pragnie.
Tuczysz go na swoje złe własnym chlebem twoim,
Choć wiesz nieprzyjacielem go być sobie srogim,
Bo wyjedzie na wojnę ubogi ziemianin,
Gdy potęgą nastąpi na Polskę poganin,
Chcąc, aby przód swoim stanął ku ozdobie,
Rynsztunków, koni i szat nasprawuje sobie,
Więc tymczasem majętność Żydom zarenduje,
Z korzyścią się nawrócić z wojny obiecuje,
W tym mu Fortuna, nie tak, jak myśli, wygodzi,
Gdyż nieszczęście po ludziach, nie po drzewiech chodzi,
Albo się mężnie bijąc zbędzie zdrowia swego,
Albo dla Marsa straci wszytko wątpliwego.
Tymczasem pan Żyd włości jego popustoszy,
Młyny, karczmy wyniszczy, poddanych rozproszy,
Skądże się powróciwszy z wojny poratuje
Szlachcic, gdy Żydom dobra wszytkie zafantuje.
Zaprawdę, daremno się w dom nawrócić kusi,
Rad nierad udać w kupę swawolnych się musi,
Albo chleba ze wstydem zebrać u inszego,
Daleko w urodzeniu nad się podlejszego.
O jaką szkodę macie, Koronni synowie,
Z tego Mamzra brzydkiego i któż ją wypowie?
Niewolnikowie wasi jak chcą, rządzą wami,
Szczycą się szlacheckiemi, jak i wy, prawami.
Znieś ono, cny Polaku, postronnych przysłowie,
Które mądrym Polaka, lecz po szkodzie, zowie.
Przebóg, przed czasem złemu swemu zabiegajcie,
Miejsc swym nieprzyjaciołom w swych włościach nie dajcie!
Niechaj pogłówne co rok uchwalone dają,
W którym Rzeczpospolitą wielce ukrzywdzają.
Bo w Poznaniu Żydów jest coś nad sto tysięcy,
A w Krakowie stołecznym, niepochybnie więcéj,
Więc na Rzeczpospolitą kiedy lud zbierają,
Czemuż u tych pohańców gospód nie dawają,
Gdzie by raźniej służały żołdak wytchnął sobie
I mógł wojsku napotym, stanąć ku ozdobie?
Mym zdaniem gospody by u nich dawać trzeba
Dragonom, bo już Żydzi nazbyt mają chleba,
A swych jako moc ochraniać, tak jako wilk czyni,
Który łup z obcych miewa, nie z własnej dziedziny.
Ja tych chlebodarmojadów nagnałbym, gdzie stali,
Albo też w pług zaprzągł, by na chleb orali.
Więc chleba siła trawią, na chleb nie pracując,
Tylko we dnie i w nocy szalbierstwem szachrując.
Wielkie-ci Polsce czynią, ach, szkody szczurkowie,
Barzo na kieł zawzięli, bezpiecznie to mowię.
Lud to chytry, obłudny, ma jad wężów w sobie,
Ty mu chleb dasz – zgotuje on truciznę tobie.
Nie ma w Polsce nad Żyda nikt więtszej rozkoszy,
Ma Żyd w obiad gęś tłustą, ma tłuste kokoszy,
A ubogi katolik sztuczkę chleba zmoczy,
Chcąc jej pożyć w tej wodzie, którą z oczu toczy.
Bo nie tylko nad jego pan karkiem przewodzi,
Lecz też i Żyd z kijem nań przychodzi.
Więc po żydowskiej nędznik musi skakać woli,
Wiedząc, że go Żyd, gdy chce, do pana osoli.
Orła cna Polska za herb ma górolotnego,
Który panem i wodzem jest ptastwa wszelkiego.
Patrzy orzeł bezpiecznie w słoneczne promienie,
Wysoko się wzbijając skrzydłami od ziemie,
Czym też płodu doświadcza, jeśli własny jego,
Gdy w słońce patrząc, oka nie zmrużą swojego.
Zwierz mu najokrutniejszy nigdy nie zaszkodzi,
Bo on nań wprzód swą dzielnością z góry ugodzi.
Piękna-ć to rzecz za stemma mieć orła dzielnego,
Niepiękna w domu chować swym kruka strasznego. xxx
Niejedną drogą ci dwaj ptacy sobie chodzą,
W różnych gniazdach, z różnemi się przymioty rodzą.
Temu przymioty dzielne przyrodzenie dało,
To których go naśladować cnej Polsce przystało.
Aby w sprawiedliwości słońca swym bystrym wzrokiem,
Patrzyła zawżdy orlem, nie krukowem okiem.
K temu pod niebo sława dzielna się wzbijała,
Z nieprzyjacielem bożym nie konwersowała.
Kruk trzysta lat przeżywszy, gdy olśnie z starości,
Ma ptaszka co go wodzi z boskiej opatrzności,
Który tuż po powietrzu przed nim zawżdy chodzi,
A on miasto wdzięczności poźrzeć go zaś godzi.
Którego jak dostatnie, w kęsy rozszarpuje
I po powietrzu członki jego rozmiaruje.
Sam się zaś przez ślepotę mizernie zabija,
Kruk niewdzięczna, obżarta i dzika bestyja.
Taką z tych śleporodów wdzięczność wy zoczycie,
Cni Polacy, jeśli się, ach, nie obaczycie.
A szalbierstwem swym w przód poddanych w nędzę wprowadzą,
Panów i przełożonych trucizną wygładzą.
Dobrą monetę stopią i powysyłają,
A szalbierskich pieniędzy zinąd nawnaszają.
Lecz zabież temu pierwej, nim przydzie do złego,
A na różne posługi zażyj ludu tego:
Niech w pocie czoła sobie chleba zarabiają,
Skarb na Rzeczpospolitą zebrany oddają.
Tułaczem i przychodniem jest Żyd w ziemi twojej,
Słuszna rzecz, byś go równał do krwie własnej swojej?
Zakazać im szalbierstwa i handlów potrzeba,
Niech rydlem i siekierą nabywają chleba.
Przykaż, żeby abo się wszyscy Żydzi chrzciéli,
Abo jak niewolnicy w twoim państwie żyli.
Pospolite ruszenie niech na nich wynidzie,
Musi-ć się bić, choć tchórz jest, gdy o gardło idzie,
A żony ich z kądzielą niech w twych dworach siedzą,
Groch, kapustę z słoniną jako nasi jedzą.
I dusze ich pozyskasz Bogu wszechmocnemu,
I nędze ulżysz wielkiej poddanemu swemu.
Kruk ten w tej złotej klatce słowikiem się stanie,
Sprawże to, co najprędzej, Jezu Chryste Panie,
By abo tych śmierdziuchów precz z Polski wygnano,
Abo tedy na wojnę do szturmu nagnano,
Żeby chwast ten z pszenice był Pańskiej wyrwany,
A na opał do piekła czartowi oddany,
A pszenica zaś, przez sługi Ojca czeladnego,
Została zgromadzona do gumna Bożego,
A ta klatka, szczyrego złota urobiona,
W pokoju Najwyższego była postawiona,
I ku czci Jego świętej wiecznie tak przebyła,
Gdy nań w istocie Pańskiej będzie patrzyła, Amen.
Bliźnim nam jest Żyd, więc go pożałować trzeba,
Niechaj go diabli wezmą, gdy nie chciał do nieba.
Źródło: Kruk w złotej klatce abo Żydzi w świebodnej wolności Korony Polskiej, Kraków 1648 (druk ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej, sygn. I 910086). Transkrypcja pochodzi z pracy magisterskiej Anny Kwiatkowskiej, powstałej na seminarium Romana Mazurkiewicza (UP w Krakowie).