REFLEKSYJNE I RELIGIJNE ODY MACIEJA KAZIMIERZA SARBIEWSKIEGO
VII. Od płomiennych erotyków Horacego do religijnej egzaltacji
Spróbujmy bliżej przyjrzeć się mechanizmowi przekształcania przez Sarbiewskiego horacjańskich ód miłosnych. Okazuje się, iż chrześcijański Horacy nawet w najbardziej namiętnych wyznaniach miłosnych swego mistrza dostrzegał tworzywo poetyckie i możliwość chrystianizacji "lubieżnej swobody" pogańskiego twórcy. Przykładem może być Carmen I 13, skierowana do Lidii pieśń o patologicznej zazdrości. Jej chrześcijańską "parodią" stała się oda III 2 (Do świętej Magdaleny). Aby lepiej zobrazować ten mechanizm, posłużymy się tym razem dwoma tekstami oryginalnymi, by czytelne stały się manipulacje w sferze leksyki i wersyfikacji, oraz dwoma przekładami, by sens tej operacji uczynić czytelnym dla tych, którzy nie mogą swobodnie obcować z oryginałami utworów.
Horacy:
Cum tu, Lydia, Telephi
cervicem roseam, cerea Telephi
laudas bracchia, vae meum
fervens difficili bile tumet iecur.
tum nec mens mihi nec color
certa sede manet, umor et in genas
furtim labitur, arguens,
quam lentis penitus macerer ignibus.
uror, seu tibi candidos
turparunt umeros immodicae mero
rixae, sive puer furens
impressit memorem dente labris notam.
non, si me satis audias,
speres perpetuum dulcia barbare
laedentem oscula, quae Venus
quinta parte sui nectaris imbuit.
felices ter et amplius
quos irrupta tenet copula nec malis
divolsus querimoniis
suprema citius solvet amor die.
Gdy ty, Lidio, Telefa kark
chwalisz, bo barwę ma róż, bo Telef jak wosk
ma ramiona - ach, biada mi!
w mej wątrobie aż wrze, wzbiera groźna w niej żółć.
myśl ma wtedy odbiega mnie,
barw na twarzy też brak, na policzki zaś łza
spływa skrycie. dowodząc, że
uporczywy ów żar mnie przepala na wskroś.
płonę, myśląc, że może gdzieś
kłótnie, którym brak miar, plamią winem biel twych
ramion, lub w szale chłoptaś ów
na twych wargach swój ząb odbił trwale jak znak.
gdy choć trochę posłuchasz mnie,
nie zaufasz mu na wieki; słodycz twych ust
krwią okrutnie zbezcześcił, choć
piątą miodów swych część Wenus wlała w nie wprzód.
o, po trzykroć szczęśliwi ci,
których węzeł już splótł nierozerwalnych pęt.
tej miłości nie skończy spór,
nie rozwiąże jej nic, aż po ostatni dzień1.
Sarbiewski:
Cum tu, Magdala, lividam
Christi caesariem, cum male pendula
Spectas bracchia, pro! tibi
Pectus non solitis fervet amoribus.
Non es, qualis eras; tibi
Non mens semianimis restat in artubus:
Non fronti tenerae nives,
Non vivax roseis purpura vultibus,
Non notus superest color,
Sed mors marmoreis pingitur in genis,
Et vitae gracilis via
Exili tacite spirat anhelitu.
Non, me si satis audias,
Plores perpetuum tristia: tertia
Cum lucem revehet dies,
Mutati referet munera gaudii.
Nam quae sole caret duplex,
Ridebit geminis tertia solibus.
Gdy ty widzisz, Magdalo, że
Chrystus siną ma skroń, że zwieszone bez sił
Ma ramiona, ach, biada! bo
W twojej piersi aż wrze miłość wielka bez miar.
Już nie jesteś, czym byłaś; wszak
Myśl odbiegła już z twych członków martwych na wpół
Zniknął z czoła powabny śnieg
I opuścił twą twarz purpurowych wdzięk róż.
Sławnych barw także na niej brak,
Lecz odciska się śmierć na marmurze twych lic;
Smukła szyja - ów duszy dukt -
Milczy i ledwo już dyszy wśród krótkich tchnień.
Gdy posłuchasz choć trochę mnie,
Płakać nie będziesz na wieki swych strat, bo gdy
Trzeci dzień swój przyniesie świt
Wówczas odda ci dar szczęsnej zmiany, a choć
Słońce kryło się przez dwa dni,
Będzie jaśniał nam dzień trzeci blaskiem dwóch słońc.
Erotyk Horacego traktuje o przemianie, jaka dokonała się pod wpływem zazdrości. Lidia wciąż ma na ustach imię Telefa i zalety jego urody (różany kark, woskową biel ramion). Kochanek przestaje być sobą, przeżywa stany patologiczne. Wątroba burzy się, pęcznieje, produkuje nadmiar żółci. Towarzyszy temu bladość oblicza, które traci swe dawne barwy, oraz pomieszanie umysłu, które występuje na myśl o przebiegu romansu, o kochance splamionej winem i poznaczonej miłosnymi ukąszeniami. Wiersz z jednej strony ma być przestrogą przed raptownym młodzieńcem, z drugiej - wyraża rzadką u Horacego afirmację dozgonnej miłości monogamicznej. Cóż zatem zachował, a co zmienił Sarbiewski w swej "parodii"? Co zmienił, jest oczywiste. Usunął kontekst erotyczny; podobieństw jednak zostawił więcej, niż mogłoby się w pierwszej chwili wydawać. Lidia wychwalała różaną szyję i woskowe ramiona Telefa- Magdalena patrzy na siną szyję i bezsilne ramiona Chrystusa. Ekstatyczne wybuchy miłości rozsadzają jej pierś, podobnie jak żółć rozdymała wątrobę Horacego. Nastąpiła szczegółowo opisana zmiana barw twarzy, utrata piękności, przytomności umysłu. Na obliczu rysuje się piętno śmierci, stonowany ekwiwalent domniemanego śladu miłosnych ukąszeń na wargach Lidii. I tu, i tam pojawiają się łzy. Horacjańskie połajania i przestrogi zostały zastąpione napomnieniem będącym próbą dialogu z osobą zastygłą w określonym momencie misterium pasyjnego. Poeta staje się po części aniołem - pocieszycielem, uczestnikiem dramatu, rewelatorem prawdy o zmartwychwstaniu; posługuje się w konsolacji konceptem opartym na pojmowaniu Chrystusa jako światłości, Słońca świata.
Inną jeszcze ciekawszą od tej strony odą jest I 19 (Tęsknota do niebieskiej ojczyzny). Wyrasta ona z horacjańskiej pieśni o tej samej numeracji (również I 19), De Glycerae amore. Wenuzyjczyk przedstawia się tu jako ofiara Wenery i Bakchusa, którzy skazują go na męki miłosne - płomienną miłość do Glicery.
urit me Glycerae nitor
splendentis Pario marmore purius,
urit grata protervitas
et voltus nimium lubricus adspici.
Wdzięk Glicery roznamiętnia, przenika ciało wewnętrznym ogniem. Żar miłości powiększa się pod wpływem blasku, jaki roztacza sama wybranka, jej wdzięczna twarz. By przejednać nieżyczliwą Wenus i obłaskawić dziewczynę, trzeba złożyć ofiarę przebłagalną na ołtarzu ze świeżej darni, zapalić kadzidło. Jak to możliwe, że ten właśnie namiętny erotyk posłużył Sarbiewskiemu jako kanwa wyznań równie silnych i płomiennych, lecz o zupełnie odmiennej naturze? Urit me patriae decor... Pięknem, które rozpala i przyciąga, stał się tu blask niebieskiej ojczyzny, "oblicze" nocnego, rozgwieżdżonego nieba wywołujące zachwyt i tęsknotę.
Wciąż mnie pali ojczyzny czar,
Dach przestworzy, ich blask, ogień niebieskich sfer,
Czujna gwiezdnych pochodni straż;
Nieba złocony gmach wzywa mnie światłem lamp,
Woła wdzięczna księżyca twarz.
O, świętująca wciąż nocy, co wprzęgasz swych
Niebios ognie w taneczny szyk!
Wdzięku ojczystych stron, słodyczy nocnych wart
Pod namiotem ognistych nieb!
Czemu, chociaż mam mieć w niebie gwiaździstym dom,
Trwam, jak widać, zbyt długo już
Z dala od tamtych miejsc, dzieląc wygnańców los?
Tu okryjcie mnie w srebrną darń,
Tu śnieżnej lilii kwiat niech na mój padnie grób;
Tak się stroi dziecięcia dom.
Tak zostawiam mój proch, prochem będąc i tu
Pęta śmierci porzucam też.
Tutaj pogrzebcie więc martwą powłokę, lecz
Resztę, jaka zostanie mi,
Lepszą cząsteczkę mnie w bezmiar nieba mam wziąć2.
Jak zauważyła Grażyna Urban, Sarbiewski dostrzega różnorodność ogni na nieboskłonie, ich dynamikę. Światła gwiazd są ostre, widoczne, blask księżyca raczej łagodny.
Jedne światła krążą w szalonym, niby bakchijskim korowodzie, inne przytwierdzone są, jak lampy, do kopuły nieba3. Taki widok prowadzi do skojarzeń ze starotestamentową topiką świątyni Pańskiej i czuwaniem w przybytkach nieba. Symbolika świątyni posiada zresztą co najmniej dwie konotacje i obie są tu istotne. Po pierwsze, jest przedstawieniem Jeruzalem niebieskiej, miejsca wiecznej szczęśliwości. Po drugie, odzwierciedla kształt nieba:
Oto jej sklepienie rozpościera się jak niebo bez kolumn, sklepione i zamknięte; ponadto jest ona ozdobiona mozaikami złotymi - jak firmament błyszczącymi gwiazdami. A jej wyniosła kopuła może być przyrównana do nieba najwyższego4.
Nie ma więc nic dziwnego w tym, że Sarbiewski zastosował tę metaforykę w przeciwnym kierunku, zestawiając niebo ze świątynią, odwołując się w ten sposób do rzeczywistości ukrywającej się za ponętną "twarzą" firmamentu, do ustawionego w eterze Królestwa Niebieskiego. Były w tym zresztą nie tylko emocje i natchnienia, ale i świadomy kunszt pszczoły - zbieracza. Sarbiewski czerpał "złożone definicje" nieba od poetów włoskich. Zaznaczył, że jeden z nich (najprawdopodobniej miał na myśli Dantego) "gwiazdy nazywa szczelinami niebiańskiego pożaru, drgającymi płomieniami miłości, pogrzebowymi pochodniami dnia, iskrami boskiego światła, promieniami nie stworzonego słońca, drogimi kamieniami nocnej sukni, ornamentami świątyni niebiańskiej, świętymi świecznikami zawieszonymi w sklepieniu niebieskim [...] lampami świata, [...] kwiatami wyrosłymi na łąkach nieśmiertelnych, złoconymi piaskami brzegu niebiańskiego, strażniczkami nocy i towarzyszkami czuwającej miłości" 5.
Kunszt poetyckich zachwytów ustępuje jednak wkrótce miejsca intensywnie przeżywanym emocjom: rozpaczliwej tęsknocie do owego dziedzictwa, do domu Ojca. W nagłym wybuchu żalu rodzi się pytanie: dlaczego dziedzic gwiazdonośnych światłości jest nadal wygnańcem, tułaczem przebywającym z dala od ojczyzny? Dlaczego trwa to tak długo, zbyt długo ("cur, heu, cur nimium diu")? Ratunek może przynieść jedynie śmierć. Odpowiednik horacjańskiego ołtarza staje się więc wizją stosu pogrzebowego, utrzymaną w tonacji bieli i srebra czy raczej siwizny, w barwach niewinności i starości, która może tu oznaczać oderwanie od powabów życia6. Wówczas rozsypią się okowy ciała, rozumianego po neoplatońsku jako więzienie duszy, tej lepszej, nieśmiertelnej cząstki człowieka, która ma przeniknąć eter. A tu znów niespodzianka: po chrześcijańsku rozumiana dusza zostaje opisana w kategoriach antycznych, odsyłając do stereotypów horacjańskich (Carmen III 30), kontynuowanych przez Owidiusza w przesłaniu Metamorfoz: "Lepsza część mego 'ja' wzniesie się wysoko nad gwiazdy". W myśl Listów moralnych do Lucyliusza to oderwanie się od spraw ziemskich powinno nastąpić już za życia:
Mędrzec i zwolennik mądrości tkwi co prawda w swym ciele, lecz oddala się od niego najlepszą swą cząstką i zwraca swe myśli ku rzeczom wyższym7.
Dlatego poezja religijna Sarbiewskiego bywa często poezją tęsknoty.
VIII. Poezja mistycznych tęsknot
Czy Sarbiewskiego należy uważać za poetę mistycznego? Nigdzie w jego poezji nie znajdziemy zapisu doświadczenia mistycznego, polegającego na zjednoczeniu duszy z Bogiem. Czy można jednak mówić o mistyce tęsknoty i rozdarcia? Uzyskujemy wówczas obraz poety - tułacza, którego wzrok wtopił się w niebo, jak w odzie III 22 :
Szczęsnyś, jeżeli ponęt, które gasną
Nie ścigasz; szczęsny ten, co się wyzwala
Od jarzma chwili zmiennej, co w przejasną
Ojczyznę niebios wpatrzon niewzruszenie,
Jej szczytnych ogni podziwia płomienie8.
Podobnie silne pragnienie pogrążenia się w wieczności dostrzegamy w zakończeniu ody II 5 (Wzlot nad ziemskie przestwory). Dochodzi tu do głosu mistyczna tęsknota zatopienia się w Morzu Bóstwa ("toni nie mająca granic, pochłoń jeszcze tchnącego Sarbiewskiego i pogrąż na zawsze w swych wodach"). Pieśń ta, wzorowana na Horacjuszowym manifeście nieśmiertelności dzieł poety (Non usitata nec tenui ferar...), całkowicie zmienia wymowę antycznego źródła. Jest to raczej wzlot odcinający się od szpetoty świata, pełen biadań nad marnością ziemskiej rzeczywistości9.
Zdumiewające jest podobieństwo poezji Sarbiewskiego z hiszpańskim "mistykiem tęsknoty", Ludwikiem z Leonu (Fray Luis de Leon, 1528 - 91) "wygnańcem patrzącym z zazdrością na wysokie i dziewicze łąki"10; nikłe jest prawdopodobieństwo, by nasz poeta znał jego pisma, wydane przez Queveda dopiero w latach trzydziestych XVII w. Może to przypadkowo "bliźniacze osobowości", a może jakieś promieniowanie uniwersytetu w Salamance? Jest zatem poezja Fray Luisa i Sarbiewskiego kontemplacją i wypatrywaniem nieba, pożądanego za życia, gdyż świat doczesny wydaje się ponurym więzieniem. Obaj poeci czerpali pełnymi garściami z tradycji horacjańskiej oraz z alegoryzmu Pieśni nad Pieśniami. U Sarbiewskiego najpiękniej widać to w odzie II, 19, po mistrzowsku łączącej biblijny, chrześcijański i antyczny krąg tradycji, gdzie dochodzi do głosu horacjański kościec (Carmen I, 23: Vitas inuleo me similis Chloe) wraz ze stylizacją biblijnego Kantyku ; w efekcie uzyskujemy poetycką modlitwę - rozmowę duszy z Chrystusem11:
Pierzchasz przede mną podobny do sarny,
Którą Afryka zawieja burzliwa
Lub z nagła wicher Etezów mocarny
W dalekie stepy porywa. [...]
Lecz ja cię szukać nie przestanę wszędzie,
"Powróć, o Chryste!" wołając niezłomnie,
A gdy znów umkniesz w płochliwym zapędzie,
Zawołam znowu: "Wróć do mnie!"
Przestańże w końcu uciekać przede mną,
Bo nie uciekniesz, wyśledzi twe lica
Wciąż czujne niebo, zdradzą nocą ciemną
Złociste rogi księżyca12.
Znów zatem kontemplacja nieba ma przywrócić łączność duszy z Bogiem, zakłóconą przez sprawy świata. Co charakterystyczne, nawet tu odnajdziemy zbieżność z myślą Seneki:
Dla Boga nie ma nic niedostępnego. Jest On obecny w naszych duszach i zjawia się wśród naszych myśli; zjawia się, podkreślam, w ten sposób, jak gdyby niekiedy odchodził13.
IX. Zakończenie
Szkic ten nie zdołałby pomieścić wszystkich spraw związanych z refleksyjnością i religijnością poezji Sarbiewskiego. Opuszczone zostały na przykład bardzo interesujące utwory maryjne; na szersze studium zasługują związki Sarbiewskiego z Pieśnią nad Pieśniami i z otwierającą nowe tu horyzonty twórczością Ludwika z Leonu. Znacznie bardziej rozległym zjawiskiem jest także sam horacjanizm poezji autora Lechiady, wielokrotnie badany i stanowiący najbardziej uniwersalny klucz do jej zrozumienia.
Przypisy
1 Przekład mój [E.B.] 2Przekład mój [E.B]. 3G. Urban, Jak oddzielała się dusza od ciała w XVII, a jak czyni to w XX wieku? Maciej Kazimierz Sarbiewski i Wisława Szymborska, "Życie Duchowe" 11 (4) 1997, s. 57-65. 4Św. Maksym Wyznawca, cyt. za: J. Hani, Symbolika świątyni chrześcijańskiej, przeł. A. [Kulawik], Kraków 1994. 5Charaktery liryczne, dz. cyt., s. 60. 6Por. G. Urban, dz. cyt., s. 62-63. 7Seneka, Myśli, dz. cyt., s. 457. 8Przekład T. Karyłowskiego. Również Ignacy Loyola miał zwyczaj z tęsknotą wpatrywać się w ugwieżdżone niebo. Miał raz nawet zawołać "Jak brzydnie mi ziemia, gdy w niebo spoglądam" - zob. Loyola, Pisma wybrane, dz. cyt., t. I, s. 237. 9Por. J. K. Goliński, dz. cyt., s. 45-47. 10A. del Rio, Historia literatury hiszpańskiej, t. I, Warszawa 1970, s. 260. 11J. Budzyński, dz. cyt., s.184-186. 12Przekład T. Karyłowskiego. 13Listy moralne do Lucyliusza, 83, 1; L. Joachimowicz, dz. cyt., s. 136.