Zjadliwa krytyka kobiet, eksponująca ich ujemne strony, element tradycyjny w kulturze staropolskiej, nie wyczerpuje bynajmniej wszystkich wątków satyrycznych w poemacie. Przeciwnie. Antyfeminizm, graniczący w tym wypadku z mizoginizmem, jest tylko pierwszym z wielu elementów. Jego ostrze łagodzi fakt, że równie drwiący jest obraz samego szlachcica, pana, a więc uzupełniający kobiecy wzorzec męski. Przedsmak tego mieliśmy w ciekawym opisie codziennych rozrywek, dostępnych w dworze szlacheckim, znajdujących się bynajmniej nie na najwyższym poziomie. Streścić można je w trzech słowach: karty, tabaka, pijaństwo. Są to te same urozmaicenia dnia codziennego, które maluje wspominany tu już kilkakrotnie Jędrzej Kitowicz15. O ile jednak prekursor polskiej etnografii nie wartościuje, pozostawiając jednoznaczną ocenę czytelnikowi, to częstochowski paulin kreśli obraz szlachcica, niepozostawiający wielu złudzeń. Nie jest to magnat, ale, jak można przypuszczać, szlachcic chudopachołek. Wyraźnie kpi się tutaj z przerostu mniemania o sobie nad realnymi możliwościami, nad zasobnością materialną. Na pierwszy rzut oka pisarz skupia się na piętnowaniu grzechu pychy, tej samej, która przywiodła do upadku anioły w początkach dziejów świata:
Taka się w lada
Hołotę wkrada
Pycha i chciwość,
Ta lub się kryje
Dość jawnie żyje
W Polszcze chełpliwość
(s. 45–46, 1731; s. 38, 1753)
Nie jest to jednakże krytyka pychy w ogóle, dumy szlacheckiej, ale przede wszystkim krytyka pychy nieuzasadnionej, niemającej uprawnienia do wynoszenia się ponad innych. Jednym słowem, pycha została zróżnicowana na tę, która jest na miejscu – to pycha wielkich panów, której sam Juniewicz przecież oddaje nawet i w tym poemacie hołd, i druga pycha, pycha "hołoty", a więc szlachty zagonowej i bezrolnej, stanowiąca jedyny może jej majątek. Bystra obserwacja obyczajowa oddaje mentalność drobnoszlachecką:
Każdy w swej dobie,
Mniema o sobie
Że Pan wielmożny,
Lubo ich wiele
Spuszcza się śmiele
Na cudze rożny:
Półrolek mały
To jego cały
Państwa fundament,
Przecie on huczno,
Hojnie hajduczno
Chce mieć traktament
(s. 46, 1731; s. 38, 1753)
To narzekanie na nieuzasadnione roszczenia znalazło rozwinięcie w opisie szlachcica–chudopachołka, nie mającego nie tylko szabli, ale nawet porządnej strzelby. Owszem jest jakaś, ale "bez rury":
Lisia opuszka
Trzysta z kożuszka
Szmatów pokrywa:
Plecy w zwierzyńcu;
[...]
Strzelba bez rury,
Płachta z wojłoku,
Pochwy u boku
Pogryzły szczury,
Żupan łatany
(s. 46, 1731; s. 38, 1753)
Szkic nędzy szlacheckiej jest swoistym ostrzeżeniem. Szlachcic ubrany jest gorzej może nawet niż wieśniak! Stąd też uzupełnienie tej wizji stanowił brzmiący jak memento obraz chłopa, podszywającego się pod kogoś dobrze urodzonego:
Kmiecią swą larwę
W jednaką barwę
Z Panem ubiera
(s. 41, 1731; s. 34, 1753)
Trzęsąc się niemal z oburzenia, Juniewicz uzupełnił ten opis wymownym przysłowiem:
Dawne przysłowie
Trwa w Polskiej mowie
Chłop dziegciem trąci.
(s. 41, 1731; s. 34, 1753)
Pomimo użalania się autora nad nędzą ludzką, nie łudźmy się zatem, że owo współczucie miało charakter naprawdę chrześcijański. I tutaj granicą dla niego były bariery stanowe. Chłopom się ono nie należało, skoro byli oni prawie zwierzętami, po wielu latach od napisania komedii Z chłopa król tak samo śmierdzącymi dziegciem. "Smaruj chłopa Balsamem, przecie śmierdzi dziegciem"16 – przysłowie cytowane w tekście Baryki sprzed stu lat powraca tu z jednakową siłą, a pogarda dla człowieka niższego stanu nie jest ani na jotę mniejsza, tak jak ani na jotę nie jest mniejszy stanowy monopol szlachty, poubieranej w kontusze. Znajduje ona wyraz w kończącym cały wywód stwierdzeniu o kreciej (związanej z ziemią), a pragnącej uchodzić za lwią naturze fałszywych szlachciców (s. 45, 1731; s. 37, 1753).
Podkreślanie roli stroju wcale nie jest rzeczą niezwykłą. W epoce tamtej strój nie był zwyczajnym ubraniem, ale przede wszystkim znakiem – wyznacznikiem pozycji społecznej, sposobem identyfikacji w społeczeństwie, narzędziem służącym określeniu miejsca w szeregu, i to nie tylko w Polsce17. Stąd też nie tylko Juniewicz, ale i inni autorzy w tej epoce poświęcali wiele uwagi krytyce ubiorów, nieodpowiadających miejscu w hierarchii społecznej. To samo podejście odnajdziemy w anonimowej współczesnej Juniewiczowi satyrze Małpa–człowiek. Paulina Buchwald–Pelcowa zresztą zestawia oba dzieła, pisząc :
W utworze częstochowskiego paulina równie silne, jak w Małpie czy Fizjognomii jest przekonanie o społecznych, a raczej stanowym uwarunkowaniu moralności i życia obyczajowego. [...] Juniewicz zwraca się raczej przeciw przybieraniu zbyt szlachetnych strojów przez sposoby nisko urodzone, żywi tradycyjne przekonanie o konieczności dostosowania ubioru do pozycji społecznej człowieka18.
Zarówno w utworze Juniewicza, jak i w innych omawianych przez P. Buchwald – Pelcową tekstach satyrycznych wykraczanie strojem poza swoje możliwości materialne i pozycję społeczną jest niczym innym, jak zamachem na stanowe podstawy społeczeństwa. Strój w społeczeństwie dawnym był w końcu zagadnieniem wagi niemal państwowej, bo wyrażającym strukturę społeczną i porządek polityczny. Gdy wspomnimy XVII–wieczną Liber genarationis plebeanorum W. Nekandy–Trepki, to zobaczymy, że i u niego jednym z czynników, zdradzających tego, który się "wśrubował" do stanu, była nieumiejętność właściwego zastosowania stanowego ubioru19. Ta sama zresztą potrzeba strzeżenia stanowego monopolu powróciła u Juniewicza w postaci obrazu chłopów, potajemnie i zdradziecko przekradających się w szeregi obywateli (s. 35, 1753). Chłopi byli według niego wręcz zagrożeniem dla państwa i dla szlachty: wkrótce, jeśli nie będą dobrze pilnowani, zdaniem Juniewicza, mogą chcieć zmienić się z sów w orły. Tym łatwiej, że nędza sprawiała, że prawdziwa szlachta często się od nich w krytycznym opisie Juniewicza nie różniła. Nie tylko szabli brakło mającemu wielkie ambicje pankowi, ale nie miał nawet zwyczajnej chustki do nosa i grosza przy duszy, a buty, w które się odziewał były co najmniej powykrzywiane ze starości, jeśli nie dziurawe. Masy średniej szlachty w I połowie wieku XVIII po prostu radykalnie zbiedniały.
Obraz zubożenia przesycony został melancholią. Tym razem jednak jest to melancholia płynąca wprost z obserwacji codziennej nędzy materialnej ludzkiego – nawet szlacheckiego – życia. W drugiej redakcji poematu, z roku 1753, autor nie tylko opisuje ubóstwo, powszechne wśród drobnej szlachty w XVIII wieku, ale też powoli dostrzega jego przyczyny i skutki20. Jednym z powodów, które wskazuje, było pospolite tak wówczas, jak i potem pijaństwo. Następstwem pijaństwa były burdy, awantury, uszkodzenia ciała. W realistycznym obrazie alkoholizmu jako plagi społecznej dochodził ponownie do głosu dydaktyzm, charakterystyczny dla całego poematu. Juniewicz występując przeciwko pijaństwu, starał się pokazać jego opłakane skutki, co do których zdawał się wierzyć, że wywołany w czytelniku strach przed nimi zapobiegnie popadnięciu w zgubny nałóg (s.42, 1753). Opisywał wśród owych następstw nadużywania alkoholu Juniewicz niewybredne żarty pijackie, rozpowszechnione w kręgach tak zwanych dworskich, całkiem bliskie zabawom, które sobie urządzali kosztem nieszczęsnego Szołtysa żołdacy w cytowanej tu już komedii Piotra Baryki:
Dworscy, gdy kuszą
Kogo i wmuszą
Pięścią pod ławę
A potym dzbanem
Albo kolanem
W pochyłe plecy
(s. 42, 1753)
Nie koniec na tym. Po tych okrutnych rozrywkach – tutaj opisanych bez zbędnych eufemizmów, a wprost przeciwnie, raczej dość dosadnie – na zamroczonego alkoholem nieszczęśnika czekały dalsze "towarzyskie atrakcje":
Przecież się taki
Znajdzie, co kłaki
Twoje połechce
Czy rożna rogiem
Czy też ożogiem.
(s. 42, 1753)
Na koniec pijany mógł jeszcze oczekiwać na niezadowolenie żony, która do dotychczasowych dodawała zwykle nowe ciosy. Co ciekawe, w swojej satyrze na pijaństwo Juniewicz wskazywał także na długotrwałe, społeczne skutki alkoholizmu. Należała do nich między innymi ruina majątkowa. Za nią szła deklasacja, utrata honoru i pozycji w społeczności szlacheckiej, ogrom poniżeń i nieszczęść:
Sąsiad z nich szydzi
Krewny się wstydzi
Że brat jak w sieci
Z dziurawą płachta
Przed godną Szlachtą
Oczami świeci
(s. 45, 1753)
Lecz pijaństwo nie było problemem tylko rodzin. Wychodząc od obrazu jednostkowej ruiny, pisarz starał się pokazać, że dotykało ono swoimi dalekosiężnymi skutkami całego państwa, stanowiąc jeden z ważniejszych powodów jego upadku:
O ! nieszczęśliwe
Próżne zdradliwe
O! Ślepe piaństwo
Przez co się praca
Krwawa obraca
W niwecz i państwo.
(s. 47, 1753)
Zagrożenie pijaństwem jako tym, co może zrujnować szlachcica, połączone zostało z piętnowaniem życia dworskiego, charakterystycznym zresztą dla niektórych nurtów literatury i kultury staropolskiej. W ten sposób swego rodzaju reportaż z życia rodziny szlacheckiej posłużył do wyciągnięcia ogólnych wniosków nad przyczynami upadku całego kraju, jakże przypominającymi współczesne debaty, toczące się w Rosji nad wyniszczeniem społeczeństwa tego kraju przez wódkę.
Trudno powiedzieć, na ile wizja alkoholizmu i jego wpływu na społeczeństwo staropolskie została przez Juniewicza wyolbrzymiona, na ile zaś stanowiła obraz codzienności. Samo pijaństwo, zarówno w epoce staropolskiej, w wieku XVII, jak też i potem, w dobie oświecenia było uważane za jedną z naczelnych wad narodowych. Nie ma wątpliwości co do tego, że w połowie wieku XVII konsumpcja alkoholu stanowiła jedną z ulubionych rozrywek szlachty, tak tej niższej, jak też, w odpowiednio większej skali, i magnatów. Następne stulecie nie przyniosło pod tym względem znaczących zmian, jeśli już to na gorsze, co pamiętamy chociażby z przywoływanego już Kitowicza, który pijaństwu i alkoholom poświęca sporo miejsca21. Już sam fakt, że piętnowaniu tej wady Juniewicz poświęcił około czterystu wierszy poematu świadczy, że do złowrogich skutków tego nałogu przywiązywał wielką wagę.
Satyryczny dydaktyzm nie wyczerpuje się na obrazie nadużywanie alkoholu i ukazywaniu jego skutków. Z nim wiąże się kolejne nieszczęście polskiej szlachty – rozrzutność, brak myślenia o przyszłości. W odniesieniu do młodych życie ponad stan, brak szacunku dla majątku rodzinnego, utracjuszostwo ukazywane było przez poetę jako jeden z pierwszych grzechów:
[...] syn po śmierci
Ojca się wierci
Nagle szafuje
Zbiór pozostały
Wielki czy mały
Marnie rozprasza.
(s. 57, 1753)
Efekty tego typu postępowania są takie same, jak w przypadku pijaństwa: stoczenie się nierozsądnej jednostki na skraj nędzy, bo, jak pisze poeta, "upłynie rzeka złota". Młodzi szlachcice bowiem spędzają czas na zabawie, uciechach doczesnych, nie myśląc w ogóle nie tylko o świecie przyszłym, duchowym, ale nawet o doczesnym dniu jutrzejszym. W osądzie owych przywar wieku młodzieńczego zwraca uwagę ekspozycja momentu niestałości, zmienności losu, niepewności jutra:
Ej! miły synku
Nie chodź po rynku
Nie wierz Fortunie
(s. 58, 1753)
Szczególnie piętnował Juniewicz dwie rozrywki typowe dla młodego wieku: zamiłowanie do balów maskowych z jednej strony, namiętność dla flirtu z drugiej:
Dwie są przywary
W Młodzi, maszkary
Pycha, zaloty.
(s. 58, 1753)
Bale maskowe stwarzały przecież wiele okazji do flirtu; znowu znajdziemy potwierdzenie tego u Kitowicza we fragmencie, poświeconym redutom22. Z punktu widzenia Karola Mikołaja Juniewicza jest jednak flirt przede wszystkim nowomodną, niebezpieczną nowinką, uderzającą w podstawy patriarchalnego świata. Naturalną postawą z takiej perspektywy jest dezaprobata, odbijająca zresztą opinię polskiego świata szlacheckiego. Owe "maszkary", "pycha", "zaloty" to nic innego jak zwyczaje, które przyszły do Polski z dworu drezdeńskiego i które wzbudziły oburzenie tak głębokie, że znalazły odzwierciedlenie w oficjalnym wystąpieniu sejmowym, tzw. Przestrodze generalnej stanów Rzeczypospolitej:
Saksońskie komedyje, opery, balety i maskarady, wszystko to jest zbytek rozpusty z wyciśnionych nędzą ludzką pieniędzy. Tam debosz, a tu gemitus et lacrima populi, głód, ucisk i nędza"23.
Te nowe zwyczaje, szczególnie zwyczaj posiadania metress, który wprowadzić usiłował August II w Warszawie, wzbudziły głęboką niechęć, były odczuwane jako zagrożenie dla świata tradycyjnych wartości sarmackiego społeczeństwa. W końcu to w obronie tego świata, w obronie tradycyjnej dominacji jednych nad drugimi, staje poeta, kreśląc rozlewnym piórem negatywny i rozbudowany zarazem obraz kobiety – istoty grzesznej , zepsutej i mężczyzn do zepsucia ciągnącej, a z drugiej strony rysując obraz młodzieży, dążącej do wyrwania się spod kontroli starszych.
Przypisy
15 Zob. J. Kitowicz, dz. cyt., szczególnie ss. 214 i n. 16 P. Baryka, Z chłopa król. Komedia dworska (...), Kraków 1637, reprint, wyd. W. Walecki, Kraków1992, D4(v). 17 Zob. A. Mączak, Klientela, Warszawa 1994, s. 121 18 P. Buchwald–Pelcowa, Satyra..., s. 81. 19 Zob. Wstęp [w:] Walerian Nekanda–Trepka, Liber generationis plebeanorum, wyd. w. Dworzaczek, J. Bartyś, J. Kuchowicz, pod red. K. Ziernhoffera, Wrocław – Warszawa – Kraków 1963, s. VII–XLV. 20 O gradacji społecznej wewnątrz stanu szlacheckiego zob. J. Maciszewski. Szlachta polska i jej państwo. Warszawa 1986, s. 32 i n. 21 J. Kitowicz, dz. cyt., s. 234–247. 22 Tamże, s. 300. 23 Zob. J. Staszewski, Polacy w osiemnastowiecznym Dreźnie, Wrocław 1986, s. 95.