Heinrich Lausberg Retoryka literacka Podstawy wiedzy o literaturze
Przełożył, opracował i wstępem poprzedził Albert Gorzkowski
Homini, Bydgoszcz 2002
Monumentalne dzieło Heinricha Lausberga należy do kanonu specjalistycznej literatury z zakresu historii i teori retoryki. Pozostaje do dziś najważniejszym opracowaniem terminologii artis bene dicendi.
Niniejszy przekład autorstwa Alberta Gorzkowskiego jest pierwszym pełnym i całościowym ujęciem zagadnień retorycznych w polskiej literaturze przedmiotu, co czyni go normatywnym dla polskiej humanistyki.
Prof. dr hab. Andrzej Borowski
OD TŁUMACZA
(tekst wygłoszony podczas uroczystej promocji książki w dniu 7 października 2002 roku w Krakowie)
Kiedy jesienią 1998 r. rozpoczynałem pracę nad przekładem dzieła Lausberga, nie miałem jeszcze dostatecznego pojęcia o tym, z jak złożonymi problemami przyjdzie mi się zmierzyć oraz w jakim stopniu owa translacja zmieni i ukształtuje moje retoryczne horyzonty. Widziałem jedynie ponad 50 arkuszy wydawniczych wypełnionych 1324 paragrafami, a więc swoistą Summa rhetorica będącą paradoksalnie wcale udaną próbą scalenia encyklopedycznego leksykonu i drobiazgowego wokabularza. Miałem też ciągle w pamięci wielkie dzieło Ernsta Roberta Curtiusa Europäische Literatur und lateinisches Mittelalter (Literatura europejska i łacińskie średniowiecze) wiernie przełożone piękną potoczystą polszczyzną przez Mojego Mistrza, Profesora Andrzeja Borowskiego. Nie zdawałem sobie naówczas sprawy z tego, iż Curtiusa i Lausberga łączyła wielka przyjaźń, i że najpewniej, gdyby nie zachęta bońskiego mistrza Lausberg nigdy nie wkroczyłby tak głęboko i pewnie na pole retorycznych dociekań i nie podjąłby się napisania tak monumentalnej w istocie pracy... Similis simili gaudet: mówiąc najprościej, gdyby nie przekład Curtiusa, nie byłoby też tego przekładu Lausberga. O tym, jaki zbieg zdarzeń skłonił mnie, bym przez prawie cztery lata zmagał się z Lausbergową wizją artis bene dicendi, wspomnę nieco później, na razie parę słów chciałbym poświęcić samemu autorowi dzieła, którego biografia, przyznajmy, jawi się w Polsce - nawet historykom i teoretykom literatury - raczej mgliście i wyimkowo.
Heinrich Lausberg urodził się 12 października 1912 r. w Aachen. Ukończywszy tamtejsze Gimnazjum im. cesarza Karola, studiował filologię klasyczną, romańską oraz językoznawstwo ze specjalnością indogermańską najpierw w Bonn (1932-1933), a później w Tybindze (1933-1937). Polecony przez Ernsta Roberta Curtiusa stał się szybko jednym z najlepszych uczniów Gerharda Rohlfsa, znakomitego filologa i komparatysty. Już w czasie studiów Lausberg dał się poznać jako autor kilkunastu błyskotliwych recenzji fachowych prac z zakresu dialektologii germańskiej i romańskiej. W latach 1937-1938 był współpracownikiem W. von Wartburga, zaś w okresie 1939-1941 znalazł się w zespole badaczy opracowujących hasła do Thesaurus linguae Latinae. W 1941 r. został jako żołnierz wysłany na front wschodni, później zaś do Włoch, gdzie w 1945 dostał się do niewoli. W 1946 dzięki ponownemu poparciu Curtiusa mógł powrócić do Bonn i rozpocząć pracę jako lektor języka włoskiego. Wtedy to właśnie Lausberg rozpoczyna pierwsze poważniejsze studia nad retoryką literacką, których ukoronowaniem - po kilkunastu latach gruntownych i drobiazgowych analiz - stał się Handbuch...
Lausberg zawsze uważał Curtiusa za swego przyjaciela i mistrza. Szczęśliwie zachowała się korespondencja między obydwoma uczonymi, spośród której na szczególną uwagę zasługuje niezwykle ciepły list Curtiusa, potwierdzający toto corde swoją humanistyczną współobecność oraz daleko idące poparcie dla badawczych planów i zamierzeń autora Retoryki literackiej. To właśnie Lausberga w 1957 r. poproszono o opracowanie hasła biograficznego Ernsta Roberta w Neue deutsche Biographie. Nic tedy dziwnego, iż do dzisiaj Lausberg uchodzi w kręgu niemieckiej humanistyki za jednego z najlepszych znawców naukowego dorobku Curtiusa.
W 1949 r. Lausberg pozostawia uczelnię w Bonn i przenosi się na Uniwersytet w Münster, gdzie obejmuje katedrę filologii romańskiej, publikując wiele prac z zakresu lingwistyki, historii i teorii retoryki, teorii tekstu, hymnologii, biblistyki, kodykologii, średniowiecznej literatury łacińskiej, włoskiej oraz francuskiej. W Münster przez dłuższy czas pełnił funkcję dziekana, później zaś prodziekana tamtejszego wydziału filozoficznego; tu też w 1972 r. dzięki Jego inicjatywie powstaje "Institutum Erasmianum". W latach siedemdziesiątych Lausberg wykładał również przez dłuższy czas w Gesamthochschule (dzisiaj uniwersytet) w Padeborn. Umiera 11 kwietnia 1992 r.
Trudno wyznaczyć zakres wszystkich pól badawczych autora Retoryki literackiej, i stwierdzenie to nie jest bynajmniej tylko elementem laudacyjnej topiki. Lausberg jest autorem 13 monografii, 148 rozpraw naukowych oraz ponad 400 recenzji i zapisał się na trwałe jako jeden z największych europejskich specjalistów z zakresu romanistyki oraz - właśnie - teorii klasycznej retoryki. Wydaje się, iż wśród bardzo różnorodnego spectrum dociekań i kwerend Lausberga można wyodrębnić wyraźnie trzy ważne kręgi badawcze. Pierwszym z nim jest niewątpliwie językoznawstwo romańskie; Jego dysertacja Die Mundarten Südlukaniens (1939) okazała się de facto rewolucyjna w tej dziedzinie: odkrycie całkiem niespodziewanie archaicznej strefy w dialektach południowowłoskich - dzisiaj powszechnie nazywanej "strefą Lausberga", doprowadziło do gruntownej rewizji dotychczas przyjmowanego podziału dialektów włoskich6 . Równie oryginalna i przełomowa okazała się rozprawa Über Wesen und Aufgaben der Phonologie: Eine Einführung (1949), gdzie po raz pierwszy rozpowszechniono na gruncie niemieckim fonologiczną metodę strukturalną. Swoistym poszerzeniem i kontynuacją tego dzieła był wydany w 1956 r. podręcznik Romanische Sprachwissenschaft (1956), szybko zresztą przełożony na hiszpański, włoski i portugalski, ilustrujący sui generis wyważony kompromis pomiędzy historyczną a strukturalną metodologią językoznawczą.
Drugim wyłaniającym się kręgiem jest retoryka i poetyka, czyli prolegomena do wiedzy o literaturze: cztery lata intensywnych badań przyniosły Elemente der literarischen Rhetorik. Eine Einführung für Studierende der romanischen Philologie (1949), które najpierw przez kilkanaście lat służyły studentom i filologom jako rudymentarne kompendium wiedzy o retoryce staro- i nowożytnej, później zaś poprawione i poszerzone (1963) doczekały się 10 edycji, a także tłumaczeń na hiszpański, portugalski i włoski. Właściwie trudno mi sobie wyobrazić jakiegokolwiek - poważnie traktującego swój fach - filologa klasycznego czy też badacza historii i teorii literatury dawnej, który by nie zetknął się z Elemente, i to bynajmniej nie tylko oglądowo i powierzchownie. Niejako z badań poczynionych podczas prac nad Elemente, ale z założenia odmienne metodologicznie wyrosło, czy może lepiej rzec - wykrystalizowało się najważniejsze i najpełniejsze studium retoryczne Lausberga, Handbuch der literarischen Rhetorik. Eine Grundlegung der Literaturwissenschaft (1960), pierwotnie w dwóch tomach (pierwszy zawierał tekst główny, drugi indeksy: grecki, łaciński oraz francuski); trzecia edycja z 1990 r. ukazała się już - ze względów czysto pragmatycznych - w jednym tomie . Jeśli Elemente miały być w intencji autora uniwersyteckim "podręcznikiem" - w polskim funkcjonowaniu tego słowa - dla studentów rozmaitych filologii, i jest nim istotnie, to Handbuch takowym podręcznikiem nie jest i być nie miał. Słowo "Handbuch" oznacza tu tyle, co definicyjno-egzemplaryczne wademekum po retoryce klasycznej i poklasycznej, począwszy od Platona, a skończywszy na Baudelairze, przy czym okres romantyzmu potraktowany tu został wysoce ekscerptycznie. W porównaniu tedy z Elemente, Handbuch wydaje się raczej rodzajem encyklopedycznego słownika obejmującego kilka tysięcy najważniejszych fenomenów retorycznych z uwzględnieniem bogatego materiału źródłowego grecko-łacińskiej proweniencji. Lausberg wykorzystał tu w znacznym stopniu cycerońsko-kwintyliańską tradycję retoryczną (nie bez powodu nazywa się go nawet "postkwintylianistą"), i to ona właśnie stała się dla niego rzeczywistym probierzem w rozjaśnianiu zawiłości retorycznych problematów, rozjaśnianiu, które zdecydowanie wyniknęło u Lausberga z tkwiącej w nim przez wiele lat potrzeby napisania dzieła normatywnego, w miarę kompletnego i przejrzystego, tak by czytelnik sięgając po nie znalazł np. definicję i przykłady solecyzmu bez konieczności sięgania do kilku czy kilkunastu komplementarnych opracowań źródłowych. Z takiej perspektywy książki Lausberga nie da się zastąpić właściwie żadnym obecnie istniejącym retorycznym wademekum (np. skądinąd świetnym opracowaniem Martina, zbliżonym po trosze do Elemente, tyle że ograniczającym się wyłącznie do prezentacji teorii retoryki grecko-rzymskiej). Nic tedy dziwnego, iż P. Demetz w 1963 r. przyrównał Handbuch do osiągnięć Auerbacha, Curtiusa, Kaysera i Welleka.
Stanowi on niezastąpioną pomoc nie tylko dla specjalistów rozmaitych dyscyplin humanistycznych: badaczy staro- i nowożytnych filologii, historii, filozofii, prawa, teologii, nauk społecznych etc., ale również dla pedagogów, dziennikarzy i wszystkich zainteresowanych teorią oraz historią sztuki artystycznego posługiwania się słowem. Dla badaczy prawa rzymskiego studium Lausberga rysuje się jako nieocenione w punktu widzenia szczegółowej analizy terminologii dotyczącej genus iudiciale, z kolei dla badaczy dramatu dawnego może okazać się bardzo pomocne np. ze względu na perfekcyjny opis i egzemplifikację tzw. "funkcji sytuacyjnych" rozpowszechnionych już w XVIII w. przez Gozziego, a przez Lausberga ukazanych w perspektywie sztuk Racine'a. Warto dodać, iż z komparatystycznej perspektywy klasycznej i poklasycznej retoryki oraz poetyki analizował również Lausberg dzieła Jean Paula Sartre'a, Alberta Camusa i Paula Valery'ego.
Trzeci obszar peregrynacji badawczych Lausberga dotyczy zagadnień z zakresu biblistyki i mediewistyki, tu m.in.: szczegółowych interpretacyjno-etymologicznych badań z zakresu wybranych hymnów kościelnych (np. Jesu dulcis memoria, Ave maris stella czy Veni Creator Spiritus), a przy tym nowych edycji tychże; wnikliwych studiów dantologicznych, skupiających się przede wszystkim wokół La Divina Commedia oraz Convivio, traktowanych w pogłębionym aspekcie antropologii kulturowej i językoznawstwa porównawczego; wreszcie - podjętych już pod koniec życia - analiz wybranych fragmentów Ewangelii św. Jana (zwłaszcza słynnego Prologu 1, 1-18).
Translacja Handbuch... stawiała niżej podpisanego przed wieloma dylematami. Lausberg posługując się perfekcyjnie zwięzłą, a przy tym maksymalnie esencjonalną niemczyzną, nie stronił od stylu eliptycznego, wspieranego dodatkowo często wyszukanymi, właściwymi jedynie drobiazgowym rozprawom teoretycznym, fachowymi kompositami; zmuszał przez to tłumacza niejednokrotnie do poszukiwania w miarę adekwatnych odpowiedników w polskich formułach opisowych, czasem - kusił do neologizmów. A czasem - z drugiej strony - zmuszał do maksymalnej wierności oryginałości, nawet jeśli w jakiejś mierze miałaby na tym ucierpieć kwestia stylu. Powiedzmy od razu jasno, iż w przypadku neologizmów tłumacz zajął metodologicznie postawę wysoce powściągliwą, mając na uwadze nieporozumienia i nieścisłości narosłe w polskiej literaturze przedmiotu zwłaszcza ostatniej dekady, gdzie podejmowane często próby zaadoptowania na grunt polski retorycznych neologizmów, np. "łańcusznik" zamiast sorites, nie wydają się ani logicznie celowe, ani istotnie trafne.
Każda właściwie stronica przekładanego dzieła skłaniała do dokonywania rozmaitych terminologicznych rozstrzygnięć i wyborów. Należy podkreślić, iż żaden polski odpowiednik greckiego czy łacińskiego terminu retorycznego nie zastąpi w istocie określenia oryginalnego, co najwyżej może być jego przybliżonym zastępnikiem wprowadzonym z czysto utylitarnego punktu widzenia; z tego względu niejednokrotnie najlepszym rozwiązaniem jest - jedynie lub aż - zaadoptowanie oryginalnego pojęcia do polskiego paradygmatu deklinacyjnego, np. metalepsa zamiast metalepsis, eklipsa zamiast ecthlipsis, probacja zamiast probatio (i analogicznie: probacyjny), asumptywny zamiast assumptivus, nawet (opcjonalnie) rodzaj deliberatywny zamiast genus deliberativum, ale nie: "ratiocinacja" zamiast ratiocinatio gdyż przynajmniej w poczuciu tłumacza pozostaje to w sprzeczności z estetycznym decorum. Jeszcze większa trudność wyłania się odnośnie do pojęć typu aequitas, intellectio etc., których nie sposób spolszczać (choć mamy "ekwiwokację", "ekwinokcjum" i "ekwipartycję", to potencjalna "ekwitas" byłaby, moim zdaniem, dziwolągiem, tym bardziej, iż nie ma potrzeby odmiany tego pojęcia), lecz należy je pozostawić w postaci oryginalnej, tak jak idee vanitas, caritas etc., oczywiście z podaniem stosownej, w miarę wyczerpującej definicji. Ciekawe, iż w większości pojęć szczególnie skomplikowanych, polisemantycznych, Lausberg nie pokusił się ani o niemiecki odpowiednik, ani o definicję: mamy tedy aequitas i obok same cyfry, oznaczające pojawienie się tego pojęcia w tekście głównym - w rozmaitych kontekstach znaczeniowych. Obowiązkiem tłumacza pozostało tedy, przynajmniej w najistotniejszych przypadkach - zgodnie z zasadą claritas, więc i dla dobra czytelnika, podanie owych definicji (aequitas to u Kwintyliana "zgodność zasad stanowionych z wrodzonym poczuciem sprawiedliwości i słuszności"; "uwzględnienie zasad słuszności przy stosowaniu norm prawnych"; "samo poczucie sprawiedliwości"). Trzeźwą, logiczno-pragmatyczną zasadą wydawało się też w niektórych przypadkach zwrócenie uwagi polskiemu czytelnikowi indeksów Lausberga, iż pewne pojęcia oznaczają dokładnie ten sam fenomen, a różnica terminów ma swoje źródło jedynie w indywidualnych predylekcjach autorów (np. circuitus u Fortunatiana = circumductum u Kwintyliana = periodus u Cycerona). Wreszcie - jeśli ostatecznie zdecydowaliśmy się na oddanie (właściwie nieprzekładalnego) terminu łacińskiego polskim pojęciem, znajduje się ono na drugim miejscu, obok latynizmu, np. sententia - "sentencja; orzeczenie; (w praexercitamenta) myślowe uogólnienie". Każdy kto głębiej zetknął się z problematyką specjalistycznej grecko-łacińskiej terminologii, nie tylko zresztą retorycznej, wie doskonale, iż przetransponowanie całych gam semantycznych odcieni jest niemożliwością; często zresztą problem wynika już na płaszczyźnie odpowiedniości między terminem greckim a łacińskim, np. greckie peitho obejmuje swoim polem znaczeniowym nie tylko "przekonywanie", lecz również "zaufanie", "wiarę", czego nie odnajdujemy w łacińskim persuadere, choć Lausbergowi udaje się dość adekwatnie oddać ów aspekt poprzez compositum Überzeugungsherstellung (im Hörer). Ten przykład jest wszakże namiastką problematyki terminologicznej: oto w paragrafie 35 Lausberg omawiając zależności między retoryką a poetyką, wskazuje na subtelność różnic tkwiących w nazewnictwie greckim (retor - aojdos - poietes") i związane z tymi pojęciami aspekty "wytwarzania" oraz "odtwarzania" dzieła), nie próbuje ich wszakże eksperymentalnie przekładać na język niemiecki, lecz konsekwentnie stosuje jeden termin (der Macher) zarówno na określenie "wytwórcy" jak i "odtwórcy"; dyferencję tę należy jednak zachować w przekładzie na język polski, zaznaczając przy tym dodatkowo w przypisie, iż samo pojęcie "poematu" (poiema) oznacza u Lausberga - za tradycją hellenistyczną - w ogóle "dzieło poetyckie", "wytwór działania poety", nie zaś konkretny gatunek literacki. Ciekawie przedstawia się też w rozdziale wstępnym próba filozoficznej definicji dzieła poetyckiego, gdzie w perfekcyjnie dopracowanym opisie analitycznym, komentarza wymaga m.in. nie dość jasne sformułowanie die konzentrierte Nachbildung odnoszące się do Arystotelesowskiej zasady "ogólności" (katholou), wyjaśnionej przez autora dopiero przy końcu pracy (par. 1167-1170). Podobnie u Lausberga die Lebenswirklichkeit (dosł. "rzeczywistość życiowa") oznacza "rzeczywistość" jako połączenie natura i res. Ze względu na brak odpowiednika w języku polskim tak pojętą die Lebenswirklichkeit przekładamy po prostu jako "rzeczywistość"; natomiast gdy autor oddaje tym terminem jedynie samo łacińskie pojęcie natura, używamy określenia "rzeczywistość naturalna".
Ponieważ źródła greckie i łacińskie wypełniają dzieło Lausberga prawie w pięćdziesięciu procentach, konieczność przełożenia przynajmniej większości z nich wydawała się oczywista, warunkiem sine qua non zaistnienia tej pracy na gruncie polskim. Z jednej strony gdyby tłumacz miał ambicję przełożenia wszystkich ekscerptów źródłowych pomieszczonych przez Lausberga i opatrzenia przynajmniej niektórych ważniejszych kwestii terminologiczno-teoretycznych krótkimi notami, powstałby wówczas drugi opasły, encyklopedyczno-słownikowy tom; żywię nawet wątpliwości, czy byłby to bardziej tom Lausberga, czy też mniej lub bardziej arbitralny komentarz translatora. Jak słusznie, choć na poły żartobliwie stwierdził kiedyś Prof. Jerzy Axer, traktowanie Lausberga jak Arystotelesa jest co prawda godne podziwu, ale nie do końca słuszne. Setki stwierdzeń i definicji zarówno tych wyprowadzonych przez Lausberga z tekstów źródłowych, jak i tych będących jego interpretacjami domagałyby się rozmaitych glos i addycji (dość stwierdzić, iż jedna strona Handbuch może być wystarczająco absorbującym tematem by wypełnić seminarium doktoranckie...), ale to już miejsce na całkiem inną rozprawę, która po przeszło ćwierćwieczu podjęłaby dialog z Lausbergową postkwintyliańską koncepcją retoryki. Wydaje się wszakże, a wniosek niezbyt to optymistyczny, iż na obecnym etapie świadomości retorycznej w Polsce, zadanie takie nie jest na razie wykonalne. Przełożono zatem wszystkie podstawowe definicje i ich najważniejsze egzemplifikacje, w nieznacznej tylko części posługując się tłumaczeniami już wcześniej dokonanymi w ostatnich latach przez filologów klasycznych. Oczywiście, pomijając kwestie translacji źródeł antycznych, nieocenioną pomocą i wzorem odnośnie do przekładu fragmentu pracy samego Lausberga, służyło mi tłumaczenie rozdziału o tropach autorstwa Prof. Stanisława Stabryły. Niezwykle cenną pomocą okazały się dla mnie, prace Prof. Prof. Heleny Cichockiej i Jakuba Lichańskiego, a zwłaszcza edycja przekładu Volkmanna (przekład Prof. Lecha Bobiatyńskiego), znakomity wielki nowy Słownik łacińsko-polski pod redakcją Prof. Korpantego (wzruszający, wspaniały wynik przecież wielu lat pracy), jak również bardzo ważny Słownik łacińsko-polski dla prawników i historyków Prof. Sondla. Chciałbym tu wspomnieć również nieobecnego niestety w tej chwili tutaj Prof. Michała Markowskiego, który w ostatnim etapie pracy użyczył mi niedostępnego dla mnie świetnego studium retorycznego Armina Siebera Rhetorikterminologie, co skłoniło mnie do rozmaitych przemyśleń odnośnie wielu drobiazgowych kwestii terminologicznych. W przeważającej mierze tłumacz zdany był na własne siły i filologiczną inwencję. Najtrudniejsze kwestie terminologiczne, zwłaszcza w pierwszych dwustu paragrafach wprowadzających opatrzono lakonicznym komentarzem. Na osobną uwagę zasługują zamieszczone u Lausberga indeksy: grecki, łaciński oraz francuski (wprawdzie nie Jego autorstwa, ale przez Niego autoryzowane), zajmujące bez mała jedną trzecią całego dzieła. Nie można ich traktować holistyczno-komplementarnie, w oderwaniu od tekstu głównego, ani też jako odrębnego słownika terminów, który zastąpiłby niezbędny w Polsce rzetelny, potraktowany diachronicznie, Słownik terminologii retorycznej. Kilkaset najważniejszych w indeksach pojęć oddano polskimi odpowiednikami, niekiedy zaś formułami opisowymi.
Przyszedł czas na conquestio. Handbuch... nie jest kompletnym słownikiem retorycznych fenomenów; już na literę A można dopatrzyć się kilkunastu braków (np. apocarteresis czy anthropopatheia). Nadto z Lausbergiem można się spierać, a nawet należy to robić, począwszy od samego tytułu dzieła (czy istnieje retoryka inna niż "literacka"?...) i definicji dzieła sztuki w ogóle, poprzez znaczną wybiórczość i arbitralność w przytaczaniu ekscerptów średniowiecznych, z autorów renesansowych pozostaje dość osamotniony Scaliger, z autorów XIX-wiecznych Baudelaire pojawia się tylko raz, zaś Paul Valéry jedynie w suplementach (pomijając Tel quel cytowane przez Lausberga jako motto we wstępie). Jeżeli (a chwilami miałem i mam takie poczucie) jakieś grono odbiorców pragnie odnaleźć w dziele Lausberga "receptę" i rozstrzygnięcia na wszelkie retoryczne dylematy i spory - to spotka go rozczarowanie. Lausberg nie jest tajemniczym tresoir definicji wszystkich czy prawie wszystkich figur, ich wariacji etc. Taka książka po prostu nie istnieje, i nigdy sądzę, nie powstanie.
Przyznaję, iż powyższe zastrzeżenia graniczą już z bezczelnością. Wprowadzam je jednak świadomie, by tym bardziej uzasadnić potrzebę opracowywania nowych kompendiów i słowników retorycznych. Podobnie moje poczucie, iż odbiór dzieła Lausberga w Polsce przypomina po trosze recepcję Boskiej Komedii Dantego: każdy ją cytuje, mało kto natomiast czyta dokładnie, ma paradoksalnie sens jedynie w jej odwróceniu: Lausberg nie jest dziełem przeznaczonym do linearnej lektury, a ma raczej służyć jako wademekum w wybranych problemach definicyjno-egzemplifikacyjnych.
Kilka słów należy się genezie niniejszego przekładu. Wiąże się ona istotowo - pragnę to podkreślić jasno i dobitnie - z doświadczeniem najgłębiej i najbardziej trwale pojętej przyjaźni. Gdyby nie przyjaźń przekład ten nie tylko nigdy nie zostałby ukończony, ale też być może nie zostałby nawet, przynajmniej przez niżej podpisanego, podjęty. Cztery lata pracy translatorskiej dają dość czasu na rozmaite przemyślenia, nie tylko względem istoty sztuki przekładu, jakiejś swoistej korespondencji pomiędzy autorem dzieła a kimś, kto owo dzieło transponuje - także na swoją odrębną i "wspólną" zarazem przestrzeń duchową; korespondencji, która ustawicznie "dzieje się", odnawia, ewoluuje. I wraca - słabiej lub intensywniej. Niekiedy jest, zwłaszcza w chwilach kantowskiego znużenia nieocenioną pomocą, niekiedy jednak - "przeszkadza", może nawet paraliżuje wobec wagi poczucia odpowiedzialności za słowo oddane, napisane, już wprowadzone... Cztery lata przekładu, który - podkreślić to pragnę najmocniej - nie jest de facto dziełem jednej osoby, ale tak naprawdę całego zespołu, wysiłku wielu osób, to dość być sensowność aktu tworzenia, badawczego działania, pracy z zakresu humaniora ukazała swój wymiar antropologiczny w sposób bardzo mocny i wyrazisty: począwszy od pierwszego przełożonego paragrafu tego dzieła, a skończywszy na ostatnim dniu redakcji tomu. Ten aspekt antropologiczny pozwolił ukazać, wydobyć całą mozaikę najrozmaitszych ludzkich postaw, zachowań, odczuć... Czyli colores morum. Coś w rodzaju uobecnienia "rzeczywistości w których żyjemy", jak by powiedział Blumenberg. Byłoby nieprawdą stwierdzenie, iż w ciągu tych czterech lat tłumacz nie czuł się po prostu dialogicznie osamotniony; wielokrotnie, co oczywiste, był zdany wyłącznie na arbitralne rozstrzygnięcia. Następowały więc korekty korekt. W ten sposób tłumaczenie było swoistym wyzwaniem, i wyzwanie to zostało podjęte. Ale im więcej barw, im więcej doznań - prawie zawsze jasnych, dobrych, choć czasami bolesnych, tym lepiej. Jeśli podczas pracy spotyka kiedykolwiek tłumacza taka chwila, jeśli dotyka go poczucie, iż nie tylko wykonuje "dobrą robotę", i że z jakąś zawiłą frazą poradził sobie wcale niezgorzej, ale jeśli również pracy tej towarzyszy w okamgnieniu nieprawdopodobne wprost poczucie wzruszającego związku słowa z samym człowiekiem, kiedy widzi ars poprzez artifex, i odwrotnie, to takowe labor uzyskuje, przynajmniej dla mnie, sens najgłębszy. Albowiem zajmowanie się literaturą, i sztuką w ogóle, ma - wtedy i o tyle sens, o ile odnosi się ono do człowieka. Uprawianie literatury, tak jak i jej czytanie, jest upragnioną i wbrew pozorom, wbrew całej literackiej fikcji, istotową antropologią. Mówię tedy studentom, i każdemu z kim dialogizuję o literaturze, dlaczego to, co robię, ma moim zdaniem, sens. Bo mówię do i wobec człowieka konkretnego. Kolegi, przyjaciela, studenta, bliźniego po prostu. W tym punkcie literatura, poezja, styka się z ewangelicznymi przesłaniami. O takiej porze dnia cień jest najkrótszy.
A więc historia tej translacji zaczyna się od przyjaźni i od... św. Jana Chryzostoma; to o nim pisał kilka lat temu dysertację mój przyjaciel, dr Krzysztof Bielawski, któremu pragnę w tej chwili gorąco podziękować - za odwagę; za cierpliwość. I wyrozumiałość. Otóż Krzysztof narzekając na brak sumiennych opracowań teoretycznych z zakresu retorycznej terminologii postanowił, że prędzej czy później doprowadzi do publikacji polskiej edycji podręcznika Lausberga. Wspólnie z drem Januszem Margańskim podjął starania o uzyskanie praw autorskich i pomocy finansowej. Niełatwe jednak okazało się znalezienie tłumacza. O poszukiwaniach tych dowiedział się Prof. Włodzimierz Szturc, który niespodziewanie - fato profugus? - zapytał mnie, tak z serdecznej przyjaźni jak i z niezasłużonej jak sądzę ufności w mój lingwistyczny warsztat, czy nie zechciałbym przetłumaczyć pracy Lausberga. Po pierwszym zachwycie nad takim przedsięwzięciem (samą książkę znałem dość dobrze, ale gorzej niż Dantego...), przyszedł okres wahań i rozterek, czy podjęcie takowego labor nie tyle przerasta siły tak wątłej jak ja persony, ile czy nie przekracza moich filologicznych kompetencji i ogólnohumanistycznych horyzontów. Podjąwszy ostatecznie decyzję o rozpoczęciu translacji, poprosiłem, m.in. dzięki sugestiom i życzliwości dra Janusza Margańskiego, o konsultację Prof. Prof. Jerzego Axera, Marię Cytowską, i Romualda Turasiewicza, którzy wielokrotnie służyli mi cierpliwie filologicznymi radami i sugestiami; należą się Im słowa najwyższej i najszczerszej podzięki za trud włożony w bieżące recenzowanie mojej translacji. Translacji, która niewątpliwie przebiegałaby znacznie trudniej, także z pragmatycznego punktu widzenia, gdyby nie przyznane mi w 1999 roku przez Komitet Badań Naukowych stypendium Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, później zaś - już przez Władze Uniwersytetu Jagiellońskiego - stypendium im. Adama Krzyżanowskiego. W tym miejscu najszczersze i najgorętsze podziękowania skierowane w stronę mojej Alma Mater, w której murach stawiałem pierwsze kroki jako adept nauk humanistycznych i która cierpliwie szlifowała mój naukowy warsztat, są nie tylko officium mentis, ile - i przede wszystkim - officium cordis. Jest dla mnie zaszczytem, iż tę i taką pracę mogłem wykonać hic et nunc, w murach tej Uczelni, z którą zawsze łączyło mnie i łączy swoiste wzruszenie i autentyczne poczucie powagi miejsca, w który się znajduję. Tu locus styka się z dignitas hominis. Najcieplejsze i najserdeczniejsze podziękowania kieruję też w stronę niestrudzonych redaktorów i korektorów: mgr Heleny Baszak, mgra Kazimierza Bociana, mgr Anny Chojowskiej, mgra Marka Grzelaka i dra Krzysztofa Pawłowskiego, których cenne koniektury oraz sugestie pozwoliły uniknąć wielu nieścisłości i przeoczeń. Osobne, serdeczne podziękowania należą się mgrowi Pawłowi Bębenkowi za trud i inwencję włożone w projekt okładki tego szczególnego tomu. Wśród osób tu wymienionych w sposób szczególny chciałbym wyróżnić mojego przyjaciela, absolwenta Instytutu Polonistyki, a dziś doktoranta Prof. Andrzeja Borowskiego, mgra Kazimierza Bociana, który przez ostatni rok wykonał pracę filologiczno-redaktorską znacznie przekraczającą, jak się wydaje, psychofizyczne możliwości jednego człowieka, towarzyszył mi cały czas w redakcji ostatnich wersji przekładu, niestrudzenie, cierpliwie i roztropnie, nanosząc i analizując ze mną setki wariantów i emendacji. Niektóre zresztą przekłady tekstów źródłowych są właśnie Jego autorstwa. To wielka radość, gaudium, pracować nawet najciężej, ale z kimś tak wyrozumiale humana humane ferendus. Nie wyobrażam sobie, by ta książka mogła ukazać się bez Jego pomocy. Wierzę, - wiem, iż dla wydawnictwa "Homini" jest wielkim zaszczytem i radością, iż może mieć wśród swoich pracowników już tak znakomitego i doświadczonego (choć młodego wiekiem) redaktora, człowieka tak wrażliwego, odpowiedzialnego, i po prostu niezastąpionego.
Najbardziej wszakże cierpliwym i serdecznym duchowym oraz naukowym opiekunem tegoż przekładu był niewątpliwie mój wielki Mistrz, Prof. Andrzej Borowski. To On - jak zawsze w ciągu dwunastu lat mojego z Nim obcowania - pomagał mi w chwilach trudnych i najtrudniejszych, wspierając swym nieocenionym autorytetem i talentem filologicznym, wprost Erazmiańskim poczuciem wewnętrznej libertas humanitatis, przenikliwą, a czasami i krytyczną, acz najżyczliwszą sugestią, która pozwoliła wielokrotnie nakierować moje translatorskie wahania na właściwe tory, a także - i przede wszystkim - niezwykłą dobrocią serca płynącą bona summaque voluntate. Chcę tedy tylko powiedzieć: Dziękuję, mój Nauczycielu.
"Doskonałą formą przyjaźni jest przyjaźń między ludźmi etycznie dzielnymi i podobnymi do siebie w dzielności etycznej. W podobny bowiem sposób nawzajem sobie dobrze życzą, jako ludzie etycznie dzielni, a są nimi sami w sobie " - pisał Arystoteles w Etyce Nikomachejskiej. Cytuję ten fragment nie bez powodu. Słowa szczególnej podzięki, którą kieruję na koniec właśnie dlatego, by zaznaczyć ją tym wyraźniej, i świadomie nadać charakter głęboko osobisty, należą się moim przyjaciołom (oraz "kolegom i akolitom..."), przyjaciołom - również i przede wszystkim tym tutaj w tej chwili nieobecnym - którzy w najtrudniejszym, końcowym etapie przekładu wsparli mnie nie tylko dobrą myślą i cenną radą, ale też nie dającą się przecenić wzruszającą jasnością i trwałością współodczuwania, duchowej korespondencji oraz rzeczywistego zrozumienia, zrozumienia istotnie się uobecniającego i ukonkretniającego w działaniach, zachowaniach oraz - słowach, szybko i skutecznie nabierających mocy sprawczej: to właśnie de facto pozwoliło przywrócić najgłębszy sens podjętemu przed kilkoma laty przedsięwzięciu. Ponieważ sens i waga doświadczonej od Was, Przyjaciele, pomocy, wykracza naprawdę poza sferę mowy, mogę powiedzieć jedynie: sempiterna fiducia erit... I nie będzie to bynajmniej kolejny inwencyjny topos.
Wydaje się, iż warto zawierzyć tak wielkiemu filologowi jak Arnold Arens, który w charisteriach ku czci Heinricha Lausberga podkreślił, iż "der Mensch und das Menschliche waren die Maßstabe, an denen er sich immer orientiert hat." Stąd też godny byłby nie tyle zachwyt nad monumentalnym "Handbuch", ile pokora wobec jego Autora, i wobec kilkunastu lat pracy podjętej z głęboko wzruszającą myślą o wielu kolejnych pokoleniach filologów. Niech ta pokora będzie czymś więcej niż nasza filologiczna wiedza i humanistyczna ciekawość. I czymś więcej niż konfucjański ukłon Goethego w Toeplitz...
Zamówienia można składać na stronie Wydawnictwa Homini