Nikt nie uważa, że Bóg pozbawiony jest wolności dlatego, że grzeszyć nie może; dlatego niech nikt nie sądzi, że swoboda jego jest ograniczona, jeśli prawa i surowe kary odejmują mu wolność grzeszenia. Najszpetniejsza to bowiem i najniebezpieczniejsza dla rodzaju ludzkiego wolność, gdy ktoś popuszcza wodzów namiętnościom nieprawym, czyha na cudze, zdradza, krzywo przysięga, rabuje, co raz sobie zuchwale poczyna z życiem i dolą ludzi niższego stanu, a po tym i temu podobnych sprawkach chełpi się swym rodem i majętnością, pod których osłoną albo jak najpobłażliwszym karom podpada, albo ich zgoła uchodzi.
Na niego nie masz jeszcze praw - powiada -
To sobie weźmie, co mu szabla nada.
Ale jeśli inni się czegoś wobec niego dopuścili, uważa, że jest to godne najsurowszej kary. Któż tedy nie widzi, że owa wolność związana jest z najgłębszą niewolą ludu? A i nadmierna niewola i wolność nadmierna jest rzeczą nienawistną; kiedy natomiast są umiarkowane, mogą być długotrwałe i wedle mniemania ludzkiego są czymś bardzo dobrym.
Piszą historycy, że jak państwo perskie zniszczało przez zbytnią niewolę, tak ateńskie przez nadmierną wolność. U nas plebejusze są ponad miarę gnieceni niewolą, a szlachta zbytnio swawoli na skutek wielkiej wolności. Czegóż tedy dobrego można się spodziewać z tego jaskrawego nadużywania rzeczy wręcz przeciwnych?
Niechże sobie rozważy, kto chce, obyczaje tych ludzi, których serca opanowane są mamidłami ich przywilejów i tytułów do wolności. Wielu z nich z jakiejś nienawiści do ludzi, inni z przyrodzonej dzikości, niektórzy z natury nawet dobrzy i skromni, ale jakby zarażeni towarzystwem złych, wszyscy oni popełniają wiele czynów bezecnych wobec ludzi niższych stanów, jawnie ich cnocie zazdroszcząc, zniekształcając najzacniejsze ich uczynki oszczerstwami i okrutną złośliwością.
Cóż mam mówić o tych, którzy zabijają ludzi, jak im tylko przyjdzie chętka, zachęceni oczywista tym prawem, co ledwo ich karząc za krzywdy i zabójstwa stawia bogaczy ponad ubogimi, szlachtę nad plebejuszami, niby ludzi nad psami, jak to odczuwają i głośno nazywają rozliczni obrońcy tej wolności. Ilu tedy szlachciców, tyle królewiąt nad plebejuszami, i ilu możniejszych tyle królewiąt nad biednymi. Żaden bowiem król, żaden nawet tyran nie może mieć władzy większej niż władza nad czyimś życiem i śmiercią; że nasze prawa taką władzę dały temu, kto silniejszy, to obszerniej wykazałem gdzie indziej.
Nie masz tedy dla Rzeczypospolitej rzeczy niebezpieczniejszej niż niejednakie prawa i kary, zależnie od różności przestępców. Bo jednakie prawo winno do wszystkich i takim samym głosem przemawiać, jedną i taką samą władzą panować nad wszystkimi, i kiedy nakazuje, i kiedy zakazuje, uzasadniać i uświęcać jedną i taką samą racją i pożytki wszystkich, i przykrości, i krzywdy. Kto takim prawom służy, tego trzeba uważać za prawdziwie wolnego, jako tego, który zgodził się być niewolnikiem praw, aby móc być długo wolnym. Tamtą zaś wolność, połączoną z żądzą czynienia, co jeno zechcesz, ledwo można znaleźć u barbarzyńskiego jakiegoś narodu, a daleko ona od tego, by godziła się dobrze urządzonej rzeczypospolitej.
Prawa po największej części tak są ułożone, by służyły korzyściom możnych, a biedaków gniotły niewolą, aby tych chwytały i wikłały w sieci, które tamci drą jak pajęczyny. By już bowiem nie roztrząsać prawa o mężobójstwie, jakiż to cel owych bez żadnej słusznej przyczyny czynionych zwłok po rozesłaniu pozwów? Jaki cel owego prawa, że nie wolno więzić ludzi, choćby zbrodnię popełnili, ponieważ mają liczne posiadłości ziemskie? Jakby, zaprawdę, sprawa z nimi szła o ich posiadłości, a nie o zbrodnię, której się dopuścili! Niechże rozstrzygają mędrcy, czy godne imienia praw są te i tym podobne, o których gdzie indziej powiem.
Jeżeli te same prawa mają rządzić Rzecząpospolitą, to i tymi samymi karami należy karać przestępców. Nic bowiem mniej prawom nie przystoi, jak owa różnorodność w karaniu tej samej zbrodni, zależnie od tego, czy się jej ci, czy inni dopuścili, skoro zaiste - gdyby rzecz brać skrupulatnie - cięższa godzi się kara tym, co grzeszą na wyższych stopniach dostojeństwa niż ludziom podlejszej kondycji. Platon każe surowiej karać za kradzież obywatela swojej rzeczypospolitej niż niewolnika albo przychodnia, dlatego że tamten dopuścił się tak wielkiego przestępstwa, mimo że wychowany w doskonałej rzeczypospolitej, a tych może gorzej wykształcono w cnocie i przeto skłonniejsi są do występku. O ileż surowiej należy karać za przestępstwa tych, co chcą uchodzić za znamienicie urodzonych, wychowanych, tak doskonałych na ciele i duszy, że we wszystkim lepsi od innych - aniżeli tych, co na duchu, na ciele, na majętności i we wszystkim są upośledzeni.
Ale u nas inaczej patrzą na to ci, którzy uważają, że za jakiekolwiek przestępstwo mniejsza się im należy kara właśnie dlatego, że są szlachtą. Jak gdyby doprawdy szlachectwo ich urosło ze swawoli w grzeszeniu, z bezczelności i bezkarności za zbrodnię. Nie dowodziłoby ono prawdziwego szlachectwa, lecz hańby jakiejś, zmazy społeczności i choroby, o której przegnanie z naszych granic wszyscy prawdziwie szlachetni winni się starać, ile tylko w nich mocy i zdolności.
Jeśliby się tedy miało ustanawiać jakieś różnice w karaniu, to ciężej należy karać tych, co stoją na wyższym urzędzie, niż tych, co na niższym; surowiej bogatych niż biednych, szlachtę od plebejuszów, tych, co na urzędach, niż ludzi prywatnych. Bo ci szczodrzej obdarzeni darami i duszy, i majętności, więcej mają powodów, by się powstrzymać od grzeszenia, ich zbrodnia przeto jest cięższa. A choć wystarcza to do ustanowienia dla nich kary cięższej, to i ten do niej przyłącza się powód, że im wyżej stoi przestępca, tym jego zbrodnia widoczniejsza i zwykle licznych znajduje naśladowców. Przestępstwa ludzi biednych są mniej widoczne, ponieważ żywot ich jest mało widoczny, i dlatego nie dają innym tyle przykładu do naśladowania.
Tak tedy, myślę, rozważanie to mogę zakończyć, że dla wszystkich żyjących w tej samej rzeczypospolitej i winnych tych samych przestępstw ta sama powinna być kara. A jeżeli ma się jakąś różność jej ustanowić, to z pewnością nie taką, aby nią swawolę możnych jeszcze powiększać, ale taką, która by zmierzała do ochrony słabych przed krzywdami. Skoro bowiem obowiązkiem praw jest krzywdom zapobiegać, to z pewnością nie inaczej się to osiągnie jak karząc gwałcicieli ludzi ubogich srożej niż tych, co krzywdzą bogatych. Bo nie tak łatwo pokrzywdzić możnych jak ludzi niższego stanu, których krzywdy przeto surowiej trzeba karać niż krzywdy tamtych.