To, co mówiłem o wyborze biskupów, trzeba również odnieść do wyboru papieża, którego wszyscy uważają za najwyższego biskupa. Skoro wielu dowodzi silnymi racjami i argumentami, że nie ma skuteczniejszego środka na usunięcie niezgody ze społeczności chrześcijańskiej i utrzymanie jedności niż rządy w niej jednego człowieka, jest całkowicie słuszne, aby go wybierali wszyscy wierni, zwłaszcza że wszyscy mają mu być posłuszni. Nie należy więc prawa wyboru pozostawić jedynie kardynałom ani Włochom; dla wybrania człowieka, którego rozkazom mają być wszyscy posłuszni, winni się zejść na oznaczone miejsce ludzie wyznaczeni z wszystkich chrześcijańskich krajów.
Wielu ludziom wydawałoby się rzeczą nie do zniesienia, gdyby cesarz rzymski, którego wybiera jedynie niemiecki naród, miał panować nad innymi narodami. Nie powinien więc jeden tylko naród wybierać tego, który ma być pasterzem całego świata. Wszyscy prawie papieże mają ciągle na ustach słowa, iż są następcami Piotra i zastępcami Chrystusa. Należy tedy wybierać ludzi, którzy by tym tytułom mogli uczynić zadość. Jest niedorzecznością, niezgodną z wszelkim rozsądkiem, aby biskup rzymski, kimkolwiek by on był, miał rządzić całym Kościołem na świecie. W Żywocie Bonifacego VIII przedstawiono, jakimi niedozwolonymi zabiegami i przez jaki podstęp dostał się on na tron papieski i z jaką rządził pychą. O nim krąży powiedzenie: "Wśliznął się jak lis, panował jak wilk, zginął jak pies". Że wielu było takich Bonifacych na papieskim tronie, wiedzą dokładnie ci, którzy czytają dzieje papieży. Nie jest bez winy i Paweł III w wielu sprawach, o których lepiej nie mówić; zostały one napiętnowane paszkwilami, a opowiadają o nich ci, którzy za jego pontyfikatu byli w Rzymie.
Ogólnie biorąc, trudno, by nie stał się tyranem ten, kto ma w swych rękach możliwość tak wielkiej władzy. Tym dokładniej trzeba określić zarówno to, kogo należy wybierać, jak i to, kto powinien wybierać. Należy także przepisać zasadę i sposób postępowania w tej sprawie. Dosyć już długo zamykała Italia urząd papieski w granicach swego kraju. Uważała, że byłby on splamiony, gdyby go piastował jakiś cudzoziemiec. Ale widzimy, co wynikło z tego, iż jeden naród miał stale te rządy w ręku. W mniemaniu Italczyków jest to władza świecka i - co już najbardziej jest zbrodnicze - uważają oni nauczanie ewangelii i rozdzielanie sakramentów za rzecz poniżającą dla tej godności. Toteż wybierają nie tych, którzy kształcili się w świętej nauce i odbyli długą praktykę oraz ćwiczenie w nauczaniu i w sprawowaniu świętych obowiązków, ale tych którzy znają zasady świeckiej władzy, a przede wszystkim rozumieją się na sztuce wojennej.
Czy w ten sposób szukają następców Chrystusa i apostołów, czy też następców Juliusza Cezara? Wybrali Klemensa VII, zupełnego (jak mówią) nieuka, który zaczął się uczyć łaciny dopiero wtedy, gdy został kardynałem. Chcą, aby tacy przewodzili światu chrześcijańskiemu i wyrokowali o obyczajach i nauce chrześcijańskiej. Przecież Luter począł pisać i uczyć już od czasów Leona X. Po Leonie X było trzech lub czterech papieży. I któż uwierzy, aby przez długi czas nie można było położyć końca sporom religijnym, gdyby papieże troszczyli się o to z całej duszy? Ale rzecz sama świadczy, że im religia zgoła nie w głowie, im tylko władza leży na sercu.
Zwołali sobór do Vicenzy, do Mantui, do Trydentu, być może zmuszeni do tego przykrymi dla nich prośbami monarchów. Sobór trydencki usiłowali przenieść do Bolonii. A dlaczego to zrobili, widzimy z zażalenia, jakie w imieniu cesarza Karola wysłano do Pawła III. Skoro więc kardynałowie przez tyle wieków nie umieli ani nie chcieli wybierać prawdziwych namiestników Chrystusa, trzeba im odebrać w zupełności załatwianie tej sprawy i powierzyć ją komu innemu, kto by umiał i chciał dbać o królestwo Chrystusowe. Paweł, ale nie trzeci, tylko ów z Tarsu, powiada, iż Bóg nie przepuścił gałęziom, które nie rodziły należnych owoców; rozkazał wyciąć oliwkę od korzenia i na jej miejscu zasadzić dziki krzak. Zaiste, jeśli Kościół będzie chciał być doskonały, tak jak doskonały jest jego Ojciec w niebiesiech, nie przepuści nikomu, choćby cieszącemu się najsłuszniejszymi prerogatywami, i nie zgodzi się na pozostawienie mu kierownictwa sprawami, którymi zarządzić nie umie i nie chce, ale naznaczy na jego miejsce kogo innego.
Jeśli tak należy postępować wobec wszystkich piastujących urzędy, o ileż bardziej wobec samego papieża? Albowiem jaki on - tacy zazwyczaj biskupi, jacy biskupi - tacy inni duchowni. Od papieża tedy należy rozpocząć naprawę. I nie trzeba nad tym bardzo łamać sobie głowy, gdzie on ma mieć siedzibę, czy w Rzymie, czy gdzie indziej. Albowiem, jak powiada Hieronim, czy w Rzymie, czy w Eugubio, czy w Aleksandrii, czy w egipskim Tanis - nie zmienia się jego zasługa, nie zmienia się jego kapłaństwo. Od Jowisza tedy, jak mówi przysłowie - czy też w tym wypadku: od papieża - początek, następnie kolej na biskupów, potem na inne sługi Kościoła.
Nie wiem, czy tym, którzy sami osobiście nie mogą wypełniać powinności kapłańskich, nie powinno się odebrać kościelnych urzędów. Prawo kanoniczne powiada wprawdzie, aby ci, którzy są na urzędach kapłańskich przeznaczonych dla teologów, albo sami nauczali, albo jeśli nie mają do tego zdolności, przez innych. Wydaje mi się jednak, że takie stanowisko nie jest całkiem słuszne. Lepiej określa to Paweł mówiąc, że robotnik godzien jest zapłaty swojej. Kto by zaś nie chciał pracować, ten nie powinien jeść. Kto tedy przez innych chciałby spełniać swoje obowiązki, ten przez innych niech je i pije; niech nie pożera zasobów przeznaczonych dla innych.
Zezwolenie na wykonywanie pracy rękami innych zrodziło w Kościele Bożym wielu Epikurów i Sardanapalów, którzy zabierali chleb ludziom uzdolnionym do nauczania. Jeśli wydaje się, iż dla spokoju publicznego trzeba takich cierpieć w duchownym stanie, to jednak należy się o to starać, aby im dodano dozorców, by pełnili za nich obowiązki. Dawniej dawano również pomocników biskupom, którym brakowało sił do świętej służby bądź z powodu choroby, bądź z powodu wieku; mieli oni spełniać obowiązki tamtych w należyty sposób. O ile bardziej należałoby się starać, aby ludziom nie umiejącym sobie poradzić z powodu niewiedzy lub słabości rozumu dodawano takich, którzy nauką i cnotą mogliby służyć Bożym Kościołom. Trzeba mieć zawsze większy wzgląd na Kościół i Rzeczpospolitą niż na czyjąkolwiek prywatną korzyść.
Należy więc przystąpić do naprawy stosunków w Kościele rozpoczynając od papieża; gdyby się jego - jako głowę - pominęło, podejmowalibyśmy na próżno troskę o inne członki. Ponieważ zaś wszystko, co powiedziałem o wyborze biskupów, można zastosować i do papieża, zaniecham dłuższego mówienia w tej sprawie. Zaprawdę, jeśli się nie zmieni sposobu wybierania papieża, nigdy nie wypleni się z Kościoła Bożego żądzy władzy, nigdy tyranii, nigdy zuchwalstwa gorszego niż cyklopowe.