Pływaj długo a bezpiecznie, nawdzięczniejsza łodzi,
A niech żadna zła nawałność na cię nie przychodzi,
Bo acz pływasz po tym morzu świata burzliwego,
Jednak to wiedz, iż za łaską Boga wszechmocnego
Nie możesz iście nigdy być marnie zanurzona,
Choćby była srogość świata na cię zaburzona.
Jednak ty przedsię przypłyniesz do portu wdzięcznego,
Gdzie się rozmnożą pociechy wesela twojego.
Niech marni wielorybowie tobą, jak chcą, chwieją,
Jedno ty przy Krystu Panie stój z mocną nadzieją,
Uźrzysz, że-ć się złe serce ich od żałości skruszy,
A ty wiecznie przy Panu swem zostaniesz na suszy.
Jaśnie wielmożnemu Panu, Panu Łukaszowi Grabi z Górki, wojewodzie brzeskiemu, staroście buskiemu i łopaczyńskiemu etc., Panu swemu miłościwemu, mały i mało znajomy służebnik służby swoje zaleca i ofiaruje.
Z słusznych a własnie przynależących przyczyn jestem k temu przypędzon, Wielmożny a Miłościwy Panie, iż ty piosneczki Dawida świętego a zacnego króla i proroka pod obronę W.P.W. poddawam i ofiaruję. Bo rozumiem temu, Wielmożny a Miłościwy Panie, iż praca a pisanie moje gdy będzie od W.W. wdzięcznie przyjęte, a potym też z rąk W.W. miedzy ine ludzi podane, iż to u wszytkich stanów tym też wdzięczniejsza rzecz będzie. A też tego króla świętego i tak zacnego proroka pismo i proroctwa nie zdało mi się jakiej lekkiej osobie przypisać, acz u Pana Boga niemasz braku w personach, jako o tym Pismo świadczy. Ale iż osoba tego świętego króla a tego proroka jest tak zacna i u Pana Boga, i u wszech ludzi, przeto też własnie jest wielkim a poważnym stanom, królom i książętom a wielkiem panom prawie jako źwierciadłem wystawiona, aby też oni takież przykładem jego poprawując zacności stanów swoich tak się sprawowali, jako ten sławny król a święty prorok, jako to jawnie a jaśnie jego pisma okazują. Iż też to pewnie wiem, Wielmożny a Miłościwy Panie, a z daleka-m się też gdzieś, jeśli dobrze pamiętam, przypatrował temu, iż Pan Bóg W.W. osobliwą chuć z przyrodzenia ku muzyce, onej jednej z siedmi nauk wyzwolonych, dać raczył, przeto też tego świętego muzyka i z piosnkami jego przystojnie mi się widziało w społeczne towarzystwo W.P.W. przyłączyć, aby się tak tym sławniej ta nauka śpiewania ku ćci a ku chwale Panu Bogu wszechmocnemu rozmnażała. Bo opowiedanie Ewanjelijej świętej a wyznawanie w piosnkach, w psalmiech możności Pańskiej to jest zawżdy nawdzięczniejsza a naprzyjemniejsza chwała w zebraniu Kościoła świętego Panu Bogu. A tak z tych przyczyn własnie mi się zdało Wielmożności W.M. Panie tę swą pracą, acz małą, ale i zbawienną, i Kościołowi świętemu pożyteczną oddać a przypisać, prosząc przy tym, aby to W.W. ode mnie wdzięcznie, jako od mało znajomego służebnika swego przyjąć raczył. Z tym się łasce miłościwej W.W. zalecam. Dan z niepewnego mieszkania mojego, roku od narodzenia Krystusa Pana M.D.L.VIII.
Waszej Pańskiej Wielmożności namniejszy prawie Jakub sLUżeBniczek
Ku każdemu krześcijańskiemu człowieku a bratu w Panu Krystusie
krótka przedmowa
Nie odmiatuj mię, mój miły Panie, czasu starości mojej, a gdyby ustała moc moja, nie racz mię opuszczać. Abowiem sprzeciwnicy tak mówili przeciwko mnie, a ci którzy strzegli na dusze moję, uczynili radę społeczną mówiąc: "Jużci jest opuszczon od Boga, prześladujcie a ułapcie ji, boć nie jest ten, co by go wyrwać miał." Ach, za wierną prawdę kto by obaczyć chciał, iż to jest własna modlitwa Kościoła zastarzałego, która prawie ku tym dzisiejszym czasom naszym należy, a która by słusznie miała być w myślach wiernych ludzi tak wpojona, a częstokroć w ty mizerne a nieszczęsne czasy wspominana i w serdecznem rozmyślaniu a w ustawicznych modlitwach prawie jako pochodnia miałaby być zapalona. Abowiem dziś Kościół święty jako wierna a święta matka, będąc zastarzałą, przez tak wiele czasów jest wielkiemi a niezliczonemi uciski i trapieniem zewsząd ogarniony a srogiemi boleściami zemdlony. I już też to bacząc, iż w tych ostatecznych czasiech swoich a w tej ostarzałości swojej nie czuje takich mocy i sił w ochorzałem ciele swoim, jakie przedtym miał w kwitnącej młodości swojej, to jest za czasu ojców świętych patryjarchów, proroków i apostołów. Abowiem to co przedtym w pirwszym Kościele bywało, już się to dziś mniej a nie tak często okazuje dla złości a nieprawości ludzkich. Już się dziś nie tak jaśnie w nas okazują ony dary Ducha Świętego, to jest mocna wiara, bojaźń i miłość miłego Boga. Już nie tak cirpliwe znoszenie krzyża, to jest trapienia abo prześladowania dla imienia Pańskiego. Już nie taka stałość w wyznawaniu wiary prawdziwej. Już nie taka pilność a miłość ku słowu Bożemu, już nie tak pałające prośby a modlitwy, już nie tak mocna nadzieja w świętej Opatrzności Pańskiej, już nie tak chutliwa miłość ku bliźniemu. A prawie to wszytko jako w zbolałym a schorzałym ciele w niem mdleje a ustawa. A przeto tu Kościół święty widząc tak srogie niedostatki a prawie jako zastarałe choroby a wrzody w tej to dzisiejszej ostarzałości swojej, strachem a żałością i serdeczną boleścią wzruszony, obawiając się straszliwego sądu Bożego nad sobą, aby nie był odrzucon od Pana Boga jako wierna oblubienica od wdzięcznego małżonka swojego, prosi a ucieka się k Niemu z tą żałosną a serdeczną modlitwą swoją, mówiąc: "Nie odmiatuj mię, o mój miły Panie, czasu starości mojej, a gdy ustanie moc a siła moja, nie racz mię z łaski Twej opuszczać".
Tym Kościołem tedy iż się wszyscy wierni im być znają, a iż jawnie a jaśnie każdy to do siebie znać a obaczyć może, że ty wszytki choroby a ty nieuleczone wrzody nosi w nędznym ciele swoim – a tak tu my wszyscy, którzy się tym Kościołem Bożym ozywamy, słusznie mamy poznać ochorzałość a mdłość nędznego a krewkiego ciała naszego, a rozżaliwszy się tych tak mdłych niedostatków swoich, ze wszytkiem Kościołem Bożym słusznie mamy prosić Pana swego, aby dla tych zastarzałych złości a grzechów naszych nie raczył nas wyrzucać ani opuszczać z świętej łaski swojej, ale owszem aby Duchem swoim Świętym a prawdą słowa swego raczył nas uzdrowić a ochłodzić, a aż do onego chwalebnego przyścia Pana a Zbawiciela naszego Jezusa Krystusa Syna swego Kościół swój święty i ze wszytkiemi członki jego aby miłościwie zachować raczył. A toć jest pirwsza cząstka modlitwy tej Kościoła Bożego.
Ale i ta wtóra cząstka modlitwy tej jest nam koniecznie w tych dzisiejszych czasiech naszych niebezpiecznych barzo potrzebna i pożyteczna. Abowiem Kościół święty, widząc jako w starości swej jest tak barzo ze wszech stron opuszczony, nie mając tu niskąd ratunku a wspomożenia swego od ludzi; widząc też około siebie możne a srogie nieprzyjacioły, czarta i złe a okrutne ludzi a mocarze świata tego, którzy się nań tak zewsząd oborzyli, iżby radzi z ziemie wygładzili pamiątkę jego – a tak tu prosi, aby go Pan Bóg możnością swą bronić raczył. Bo aczkolwiek ten Kościół święty jeszcze od początku świata prawie jako łódka po nawałnościach morskich pływająca jest na dziwne trudności a niebezpieczeństwa wystawiony, a zawżdy od czartowskich srogości i od okrutnych mocarzów świata tego dziwnie a srodze bywał utrapiony, uciśniony a prześladowany, ale w tych ostatecznych czasiech, jako tu Prorok święty i pisma świadczą, jeszcze więtsze a sroższe niebezpieczeństwa nań przychodzić a przypadać miały. Jakoż się to nam prawie na oko tych dzisiejszych czasów naszych jawnie a jaśnie okazało.
A tak tu Prorok święty dwie rzeczy barzo srogie a okrutne opowieda, którymi miał być borzon a psowan Kościół święty w tych zastarzałych leciech swoich. Naprzód fałszywą nauką a złymi wymyślonymi chwałami nad wolą Bożą, potym jawnym gwałtem a odkrytym okrucieństwem. A takowe srogości nad Kościołem Bożym gwałtowniej się okazać miały za tych dzisiejszych lat, niżli się okazowały za pirwszego wieku. Abowiem tu kędy oto wspomina, iż: "Nieprzyjaciele moi mówili naprzeciw mnie." – tu rozumie ty wszytki, którzy dziś samym sobie przywłaszczają własny tytuł a imię Kościoła świętego, ale fałszywie a omylnie się tym chłubią. Bo oni, siedząc nad porządkiem Kościoła Bożego, są okrutnymi nieprzyjacioły jego, tłumiąc, niszcząc a psując w niem prawdziwą naukę Pańską a wymyślając złościwe a fałeszne chwały ludowi Bożemu, śmiele twierdząc swe obłędne a omylne nauki a broniąc mocnie bałwochwalstwa a wymyślonej chwały swojej; uprzejmie się też na to nasadziwszy, aby wierne kaznodzieje a prawdziwe nauczyciele słowa Bożego wytracić a pomordować mogli.
I powieda tu Prorok, iż dziwne rady a rozmaite chytrości ci źli ludzie ku wykorzenieniu nauki prawdziwej zmyślać a wynajdować mieli, a k temu jako chytrymi radami poduszczać a podszczuwać mieli zacne a możne osoby a mocarze świata tego, szukając rozmaitych przyczyn ku okrucieństwu, jako by mogli wygładzić a wyniszczyć swemi srogościami wierne Pańskie. A dopirko gdy już takie przyczyny i rady wynaleźć mieli, tedy się już jawnym gwałtem a odkrytym okrucieństwem oborzyć mieli na wierne ludzi, mordując je a rozlewając niewinną krew ich. A tak tu właśnie przydawa w tej modlitwie, iż "ci, którzy strzegli na duszę moję, uczynili o mnie radę społeczną mówiąc: Opuścił go Pan Bóg. Pódźmy już, prześladujmy a ułapmy go. Abowiem-ci się nikt nie obierze, co by go nam wydrzeć miał". Otóż tu jawnie a nadobnie Prorok święty wymalował a wystawił obraz Kościoła Bożego, jakiem się miał okazać w ostarzałości swojej, i co za szczęście miało być w tym ostatecznym wieku starości jego.
Cóż my tedy, niebożątka, z tym uczynić chcemy, widząc takie srogie okrucieństwa czarta i wszytkich pomocników jego, jako się srodze oborzyli w tych dzisiejszych czasiech na ten święty Kościół Boży? Widziemy ostarzałe lata jego, widziemy niedostatki a niezleczone choroby jego, które go tak zemdliły a utrapiły, iż też już prawie się zda być bez ratunku na wsze strony. Zaprawdę a zaprawdę, mój miły wierny a krześcijański bracie, słusznie by cię to ruszyć miało, a właśnie byś miał wziąć na przykład ono nierozumne stworzenie Boże – bociana, ptaka niczemnego, którego Pan Bóg dziwnem przyrodzeniem obdarzyć raczył: iż gdy już będzie starością zemdlony a już żadnej mocy nie czuje w ciele swoim, tedy wnet dziatki jego, widząc onę mdłość starości jego, dziwnie go opatrują, żywią i na skrzydłach swych noszą, aż się zaś znowu odchowa a przydzie ku pirwszej mocy a siłam swoim.
O mój miły a krześcijański braciszku, który się kolwiek ozywasz prawdziwem synaczkiem tej świętej a ostarzałej matki, Kościoła świętego, zaż by to nie właśniej tobie uczynić przystało, niż tej nierozumnej bestyjce a temu nikczemnemu ptakowi? Gdyż widzisz, iż ta święta matka twoja a ten święty Kościół Pański, którego się ty wiernem syneczkiem być ozywasz, jest tak starością a wielkiemi boleściami ogarniony, iż oto leży równo z ziemią potłoczony srogościami czarta złego i okrucieństwem mocarzów świata tego utrapiony – czemuż się o tym nie starasz, abyś ji wziął na skrzydła swoje, jako wdzięcznego a miłego ojca swojego? Czemuż go nie chcesz ratować, opatrować, żywić, azaliby się jeszcze starość jego w tych srogich niedostatkoch ku pirwszej czerstwości a ku onej kwitnącej młodości przywrócić mogła? Ale ach, niestotyż, snadź żadnego niemasz dzisiejszych czasów naszych, chociaż się jego członkami a synaczki zowiemy, który by się k niemu z litościwym sercem przykłonił; a snadź nie tylko aby go ratować a podźwignąć miał, ale jeszcze ji stroną i daleko mijamy, i srodze ji z tymi okrutniki świata tego tłoczemy a depcemy. A tak, dla Pana Boga, słusznie by się nam w tem obaczyć potrzeba, abychmy, będąc rozumnem stworzeniem Pańskiem, nie odnieśli na sobie jakiej zelżywości od tych nierozumnych a nikczemnych ptasząt, które oto nie będąc takiem rozumem obdarzeni od Pana Boga jako my, nędzni niebożątka, a wżdy jakie miłości okazują nad narodem swoim.
A tak, dla Pana Boga nie chciejmy w sobie okazować tego nieczłowieczeńskiego okrucieństwa a niekrześćijańskiej niewdzięczności a nielitości przeciw Kościołowi Bożemu. I owszem, stójmy mocnie przy jedności a społeczności jego. Podpomagajmy, ratujmy a nośmy ji na ramionach swoich, starając się o nim pilnie z pomocą Pana Boga naszego, aby zasie ku pirwszemu zdrowiu a czerstwości, a ku onej kwitnącej młodości przywrócon mógł być. To jest, aby się w nas wszytkich, którzy się ozywamy synaczki a członki jego, rozmnażały a zakwitnęły, ony dary Ducha Świętego, jako mocna wiara, bojaźń, i miłość Boża; cirpliwość w znoszeniu krzyża, to jest w trapieniu abo w prześladowaniu: stałość w wyznaniu wiary prawdziwej, pilność a miłość ku słowu Bożemu, pałające a serdeczne prośby i modlitwy ku Panu Bogu, chutliwa miłość przeciw bliźniemu i ine cnotliwe a święte uczynki, które wszytki rzeczy, jeśliby k temu przyszło tedy na ostatek i krwią swą zapieczętować mamy. Bo jeśli wyznawamy Krystusa Pana, iż on jest głową Kościoła swego świętego, rozumiejmyż temu że-ć zwolennik nad mistrza być nie może. Bo jeślichmy my są ciałem a wiernemi członki Pana swego, tedy też ty boleści a trudności, które głowa cirpiała, właśnie należy wycierpieć i wiernem członkom jego.
Cieszże się tedy, namilszy braciszku, w każdej twej trudności a niebezpieczeństwie Panem a Zbawicielem swoim, a staraj się, abyś ni-w-czym nie wzgardzał ani sobie lekce pokładał świętej nauki Mistrza swojego. Oto masz nadobny przykład w tym świętym królu Dawidzie, który acz też dziwne prześladowanie i trudności będąc na świecie wycierpiał, a wszakoż jednak nigdy nie przestawał wyznawać imienia Pana Boga swojego. A choć się mu też przydawało, jako człowiekowi krewkiemu, upadać w rozliczne grzechy a sprosne złości, a wszakoż on nigdy z tym długo nie mieszkał, a owszem, wnet utwierdziwszy w sobie mocną wiarę o miłosierdziu Pańskiem, uciekał się o odpuszczenie grzechów do świętego bóstwa Pana swojego.
Otóż tu masz, mój miły a krześcijański bracie, ony wdzięczne a święte piosneczki tego tak sławnego króla a proroka świętego, któremi się snadnie ucieszyć możesz w każdem niebezpieczeństwie twem i w każdej trudności, która by na cię przypadła tak z strony dusze, jako i z strony ciała. A ja też jeden, który się – też da-li Pan Bóg – ozywam być prawdziwym a wiernym synaczkiem Kościoła świętego, podawam ci jako krześcijańskiemu bratu tę pracę swoję w rozsądek twój, abyś z miłości braterskiej, chociaż ci by się co nie do końca podobało, ode mnie wdzięcznie a z wesołą twarzą przyjąć raczył. Bo jeślibyś tak u siebie rozumieć chciał, iż to są rytmy abo jakie rzeczy dworne, czego Kościół święty nie potrzebuje, bo on jedno tego chce, aby każdy w prostości ducha chwalił Pana Boga, aleć mnie się tak zda, iż mię tu nie będziesz z czego winić miał, a to z tej przyczyny, iż się tu i wierszom i tekstowi folgować musiało.
A to druga, iż każdy rzemieśnik im co naforemniej urobi, iż mu też za to i lepiej płacą i więcej dziękują, a zawżdy to nawdzięczniej od niego przyjmują. Ale ja od ciebie, mój miły a krześcijański bracie, żadnej inej zapłaty nie żądam, jedno abyś z wdzięcznym sercem tę moję pracą a to pisanie, tobie ku zbawiennemu pożytku, a Panu Bogu ku ćci a ku chwale wydane i ofiarowane, przyjąć raczył. A jeśli-ć by się też ty moje noty przy tych psalmiech nie podobały, już tak niech będzie, a wszak tobie, co się ich będziesz mógł nauczyć, nic nie zawadzą. Możesz ty sobie po staremu, jako w kościele, na który ton chcesz, śpiewać. Jedno cię o to pilnie a pilnie proszę, abyś z krześcijańskiej a braterskiej miłości to ode mnie natenczas wdzięcznie przyjął a Pana Boga za mię prosił, iż jeśliby mi się co potym przytrefiło ku ćci a ku chwale jego świętej a ku pożytku Kościoła świętego pisać, aby Pan Bóg Duchem Świętym swoim raczył oświecić umysł mój, aby się przodkiem Jego Świętej Miłości, a potym i tobie wdzięcznie a wiecznie podobało, aby się stąd tym więcej rozmnażała cześć a chwała imieniowi Pana Boga wszechmocnego w Trójcy Jedynego na wieki wieczne. Amen.
Ku temu co będzie używał psałterza tego
Otóż się tu przypatruj tej zacnej osobie,
Która jest wystawiona tu na przykład tobie.
Wiesz, jakiego ten król był stanu poważnego
I był wielki miłośnik Boga wszechmocnego,
A wżdy się nic nie wstydał ku ćci Pana swego
Skakać przed oną Arką Przymierza Pańskiego,
Acz się z niego naonczas żona jego śmiała
I prawie go ku błaznu była przyrównała.
Wszakoż on stanu swego nic tem nie ubliżył,
Iż się tak przed Panem swem pokornie uniżył,
A ona, niebożątko, za swe naśmiewanie
Wzięła srogie nad sobą od Pana skaranie,
Bowiem do śmierci swojej zstała się niepłodną,
Gdyż k świętej chwale Pańskiej nie chciała być godną.
A tak i ty, mój miły krześcijański bracie,
Jesliż by ta pokusa przyszła kiedy na cie,
A zwłaszcza ty, któryś jest stanu poważnego,
Nic się nie wstydaj chwalić Pana Boga swego,
Bo tym sławniej poprawisz na wszem swej zacności,
Gdy Panu swemu będziesz służył k poćciwości.
Ty też, bracie mnie równy, w stanie uniżony,
Chwal ty Pana swojego zawżdy na wsze strony,
Bo on błogosławieństwo takiemu zostawił,
Który tu wieczną chwałę jego będzie sławił.
Źródło: Jakub Lubelczyk, Psałterz Dawida, onego świętego a wiecznej pamięci godnego króla i proroka, teraz nowo na piosneczki po polsku przełożony a według żydowskiego rozdziału na pięcioro ksiąg rozdzielony, Kraków, Drukarnia Matysa Wirzbięty, 1558. Transkrypcja pochodzi z pracy magisterskiej Katarzyny Włodarczyk napisanej pod kierunkiem Romana Mazurkiewicza (UP w Krakowie).