Ze mną, Kaliope, zamierzasz przybyć pod niebo północy,
Gdzie barbarzyński swój kraj prosty zamieszkał lud,
Gdzie zamarzniętych mórz lody przebiega wieśniak sarmacki
Bursztyn zbierając, co lśni na zimnym brzegu tych wód.
Tutaj bieleje, cokolwiek na mroźne spogląda gwiazdy:
Niedźwiedź i głodny wciąż kruk - ptak, co złowróżbny ma głos.
Nie jest ci dość, Hasilino, że w domu frymarczysz sobą,
Jeśli przypadkiem twój mąż z domu odejdzie na krok -
Ale na domiar swą czwórką po chłopskich chatach uganiasz,
Aby szczęśliwa tym wieś towar zechciała wziąć twój.
Do amazońskiej krainy Sarmata jest przywiązany,
Bowiem w obydwóch z tych stron rządzi kobieta, nie mąż.
Trzykroć, czterykroć balwierza w więzieniu już zamykano
Za to, że żonie swej śmiał chłostę należną jej dać.
Odmawia sobie Sarmata w dni postu ryb gotowanych
I ze stojących w krąg mis jadło pieczone wciąż żre,
Aby tym więcej Bakchusa pochłaniać brzuchem spragnionym
Albo z nalanych po brzeg kubków chmielowy płyn pić.
Jak Cizalpińskiej kraj Galii w gnijącym topi się błocie,
Tak i krakowski nasz gród w brudzie zanurza się wciąż,
Jego szkaradne ulice gdzieniegdzie tylko bruk mają,
Zaprzęg poczwórny po oś grzęźnie w lepkości błot.
Będziesz czytana, wsławiona przez pieśni me, Hasilino,
Tam gdzie germański mój śpiew dozna życzliwych łask,
Lecz z łacińskimi Muzami - ostrzegam - nie idź w zawody -
One o Fanni już pieśń wiodły biegłością swych lir.
Wisła granicą przed laty germańskiej była krainy,
Ale wsławiona jest dziś wezbraniem białych swych wód -
Czemu, Germanio, tak wielką potęgę rzucasz do wojny?
Ten, kto wygnany stąd był, mniejszą nierównie miał moc.