DO GRZEGORZA Z SANOKA,
NAJWIELEBNIEJSZEGO ARCYBISKUPA LWOWSKIEGO,
WEZWANIE ZE WSI DO MIASTA NA BOŻE NARODZENIE
Oto narodzin Chrystusa znów uroczystość nadchodzi,
Światło zbawienia przez dawnych proroków przepowiedziane
I obiecane dla świata przez dziesięć również Sybilli.
Zdaje mi się, że oglądam w postaci drobnej Dzieciątka
Boga samego, co marznie, złożony w nieczułym żłobie
W szopie pod strzechą słomianą. Wół pracowity tuż przy Nim
Stoi pospołu z osiołkiem i ile tchu mają
Z daru bożego w swej piersi - tyle starają się ciepła
Tchnąć na Chłopczyka, i śpieszą za własne życie odpłacić
Stwórcy swojemu powietrza tchnieniami życiodajnymi.
Bogurodzica tam siedzi smutna i gorzko się żali
Ponad maleństwem niedawno zrodzonym, że go nie może
W liche spowinąć pieluszki; rozgrzewa zgrabiałe dłonie
Płacząc, że zimno się sroży nad ciałkiem tak delikatnym.
Starzec z daleka spogląda na dziecko, drżący z obawy,
Że je dotknięciem urazi, cierpiąc dotkliwie, bo śmierci
Czuje zbliżanie się, cały drętwiejąc od mrozu zimy,
Lecz nie odwraca swej twarzy od niebiańskiego oblicza,
Świętym widokiem nie mogąc nasycić spragnionych źrenic.
Taka jest w Synu maleńkim niezmierna boskość Rodzica.
Doprowadzeni przez gwiazdę królowie trzej na kolana
Padli, złotymi szatami zmiatając siano zmierzwione,
I otworzywszy szkatuły bezcenne proszą, by przyjął
Dary niegodne rąk Boga. Ale śmiertelni tym darzą,
Co mogą złożyć w ofierze. Najstarszy z nich się pochyla
Do pocałunku i nóżek dziecka wargami dotyka
Pozostawiając ślad na nich sędziwej swej zgrzybiałości.
Rozradowani pasterze trzód skaczą z donośnym krzykiem
I, jak chce zwyczaj wieśniaczy, śpiewają, że przyszedł Ojciec
Rzeczy i świata i przyniósł pokój dla wszystkich na ziemi.
Oni nie wątpią, że w bóstwa tak potężnego bliskości
Wilki krwiożercze nie mogą tknąć stada, więc pozwalają
Trzodzie swej młodej bez żadnej ochrony błądzić po trawie.
A ty, ujęty słonecznej wsi czarem, rozleniwiały,
Z dala przebywasz, nie wzywa cię kierowanie owczarnią
Ani chęć dalszej opieki nad powierzoną ci trzodą,
Co do oddania czci światłu świętemu już się gotuje
Szczęsna i wszystkie swe myśli ku tej radości obraca.
Jednak - gdy wolno powiedzieć: czego wielkiego tak może
Sama dokonać gromada w braku swojego pasterza?
Ojcze najlepszy, już dosyć wieś zaszczycona została
Twą obecnością tak świętą; dość już trzymały cię, zgodnie
Z wolą twą, z dala od miasta chłodne pagórki, doliny
Zieleniejące, gdy pole kwitło dokoła; gdy drzewo
Każde bywało szlachetnym cieniem; gdy słodko spoczywać
Było na brzegach wód rzecznych, nad falą wypływającą
Z mchem obrośniętej pieczary; kiedy jaskółka wraz z siostrą
Opłakiwały mord straszny ismaryjskiego tyrana;
Kiedy po polach igrały splatając ręce Charyty
I korowody wśród gajów świętych wodziły dryjady.
Ale już sroży się zima, już lód ruń świeżą pokrywa
I śnieg sytoński; już pola nie mają dawnej piękności;
Już Boreasza mroźnego szał dźwięczne szmery strumieni
Stłumił swym tchnieniem i z wszystkich drzew strącił jesienne liście.
Wszystko pokrywa się lodem straszliwym i jednolitym,
Który dach tylko i ogień może złagodzić. Do miasta
Znowu owczarnia cię wzywa, dopóki Febus swój rydwan
Przez rogi złotego byka kieruje i Zefir ogrody
Muska i ziemię - małżonkę twoją - ozdabia darami.
Wierz mi, że tego wymaga twe dobro oraz niebieska
Burza gwałtowna i wiek już mniej dziś dręczony. Gorąco
Trzoda cię czeka i święty płód karmicielki Dziewicy
Boski, i to Narodzenie, naszego zbawienia światło
Boże - a jeśli tak wielkie godzi się łączyć z małymi
Sprawy - przyzywa cię oto Muza twojego Filipa.