MATEUSZ: Po śmierci zaś Kazimierza wybuchła równie niesłychana zaraza buntu niewolnych, o której napomknę w odpowiednim miejscu, aby porządek opowiadania był zgodny z porządkiem rzeczywistym. Po Kazimierzu więc następuje syn jego Bolesław, którego znacząco i podniośle wyróżniono przydomkiem Szczodrego. Uważał on, iż bez szczodrobliwości nie ma wolności człowieka, szczodremu zaś nic nie może brakować, chyba tylko sposobności do dawania. Tak to, mówił, szczodrobliwość jest i rychlejsza, i powolniejsza od próśb. Rychlejsza, aby próśb nie wyczekiwać: pierwej bowiem wypada dawać, niż być proszonym, aby czyjaś prośba nie była dla nas wyrzutem, iżeśmy skąpi, abyśmy łaskawego daru nie udzielali bez łaski. Nie otrzymał bowiem darmo, kto uzyskał coś na prośbę. Powolniejsza powinna być szczodrobliwość, aby nazbyt szybko nie uleciała, inaczej by się ulotniła: bo nie przystoi jej tyle pośpiechu, by uszły jej uwadze prośby zgoła najbardziej nieśmiałe. Raczej niechże je uprzedza, niechże im chętnie ulega.
Gdy on pewnego dnia kazał rozdzielić skarby [nagromadzone] z podatków, gdy z wielką hojnością rozdawał wszystko co najwspanialsze, pewien nieborak, rozważając raz nikłą szczupłość swego mienia, to znowu świetność królewskiego bogactwa, jęcząc ciężko westchnął i z warg jego ciche dało się słyszeć szemranie:
Innych gdy słońca samego łaska uszczęśliwia,
Mnie bierze srogi ziąb - gdy słońce bliźniąt się trzyma.
Sam jeden pod twoim słońcem na wiosny pociechy
Nie zasłużyłem. Mnie wstyd - nie zasłużyłem ja sam".
Król przeto, dorozumiawszy się przyczyny westchnień, ściąga z siebie suty fałdzisty płaszcz i zarzucając go na barki jego, rzecze: "Zabierz złota, ile zechcesz, i według sił swoich odważ ilość kruszcu. Wolimy bowiem, abyś żalił się [raczej] na swoją słabość niż na ciasne granice naszej szczodrobliwości". Wtedy ten, napychając wnętrze płaszcza, aż bardzo napęczniał, [tak] zaczął śpiewać:
Nikt nie dziwi się słomie, jeżeli się w popiół rozwiewa,
Lecz twoje nie giną ziarna, gdy plon z nich bliźni twój miewa.
Złota hojność sławy ziarna rozrzuci deszczem,
Sierp dźwięczy przy żniwie. Więcej mi dasz - więcej niż ja uzbierasz.
Miejsce tu nie na szkatuły, nie trapi cię skrzynia nabrzmiała,
Raczej niech błyszczy bogactwo w serca twojego zamku,
Wszystkie usta obficie niech smak twego miodu napoi,
Póki żyć będę, na ustach mych sława tak wielka nie zamrze.
A gdy tak śpiewał, zapomniawszy o sobie, gdy złocisty ciężar dźwignąć usiłował, ciężarem przygnieciony - ducha wyzionął.
JAN:
Niepojętą i urokliwą tchnie wonią kwiat bogactw.
Rób majątek uczciwie. Nie możesz - to wszelkim sposobem.
Od chorego na umyśle tymczasem niewiele różni się ten, kto pieniądze nad życie przedkłada, a nie życie nad pieniądze. Ten rodzaj ogłupienia tak opanował pewnego człowieka, że rniotan po morzu wzburzonymi bałwanami, gdy inni w trwodze prze rozbiciem okrętu wyrzucają z niego nawet najcenniejsze sprzęty, on przywiązawszy się do swoich tobołów każe siebie strącić w otchłań morską, zapewniając, że lepsze jest bogactwo przy śmierci niż nędza w życiu.
U króla Arabów też był taki dworzanin leżący na dostatkach niezmiernie chciwy mienia, którego hojny król obsypał nie zliczonymi skarbami, Etny jednak chciwości nie zdołał zagasić. Ten bowiem wprowadzony do skarbca, gdy ujrzał tam bezcenne klejnoty, zdrętwiał cały jakby rażony piorunem. A ponieważ sądzono, że raptem zachorował, kazano go wynieść. [Tymczasem] cały jego ból dotyczył klejnotów: "Oj, klejnoty! o klejnoty!" A gdy wreszcie król poznał przyczynę jego zasłabnięcia i ofiarował mu najwyborniejsze klejnoty, on usiłował je połknąć, aby nikt oprócz niego nie mógł ich posiąść i udusił się, dech utraciwszy.
Nie tak, nie tak postąpił ów [człowiek], który chcąc raz na zawsze usunąć żywicielki trosk, stopił w jedną bryłę swoje skarby [i] wrzucił do rzeki, mówiąc: "Przepadnijcie, nieszczęsne bogactwa! Zniszczę was, abyście wy mnie nie zniszczyły, lżejsza bowiem jest strata mienia niż czasu".
Boli nas mienia utrata, lecz bardziej stracone lata.
Stratom zapobiec można, lecz nie przeminionym latom.
MATEUSZ: Tak dalece przelotną wydawała się Bolesławowi sława bogactwa, że nie upatrywał w nim nic przyjemnego oprócz możności obdarowywania. Mówił, ze najlepszym schowkiem dla nich jest dziurawy worek i że żadnego zgoła władztwa nie jest godny [ten], kto woli być workiem na rzeczy niż władcą. Dlatego przeszedłszy władczo ziemie Rusi, uznał za niegodne dać się skusić na ich skarby, poprzestając jedynie na tryumfie zwycięstwa, dopóki by uderzeniem miecza w bramę Kijowa nie wyznaczył ponownie pradziadowskich granic. Stłumiwszy tam wszelki bunt, ustanowił królem kogoś, kto był zwolennikiem jego władzy. A ten, chcąc wobec swoich większą okryć się chwałą, błaga króla Bolesława, aby okazał mu względy łaskawym swoim wyjściem mu naprzeciw, a za każdy krok otrzyma złoty talent. Oburza się Bolesław, iż żąda się od niego czegoś, co nie licuje z królewskim dostojeństwem, i wydaje mu się niedorzeczne, by majestat zniżał się po zysk, a jeszcze bardziej niedorzeczne, by łaska szacowana była przekupstwem. Ulegając wszak prośbom, a nie zapłacie, obiecuje rzeczywiście pójść i nadchodzącemu okazuje tak dowód łaski. Jakiż, myślisz [dowód]? Chwyta za brodę nadchodzącego króla [i] szarpiąc ją wiele razy i targając, rzecze: "Oto straszliwa głowa, przed którą ze strachu drżeć powinniście!" I znowu, coraz gwałtowniej targając, mówi: "Widzisz, na jakie to względy w oczach Bolesława zasłużył wdzięk złota".
Następnie gotuje się do wyprawy na Węgry. Tam usiłują mu zaraz na początku zagrodzić zbrojnie wejście, ale tym, co chcieli wkroczyć, raczej ciała ich były na zawadzie niż broń. Albowiem krwawy miecz odźwierny bramy wejściowe i otwierając zamykał, i zamykając otwierał. Zwały bowiem tułowi szlachetnych nieboszczyków mieczem powalonych nawet drogi uczyniły niedostępnymi, tak iż tylko z wielką trudnością można było przejść.
Widząc zaś, iż tak jemu, jak i jego poddanym grozi ryzyko bitwy, król Salomon wyprasza się od walki, ofiarowując dla uzyskania pokoju sto tysięcy talentów. Na to odrzekł mu Bolesław: "Polacy nie widzą przyjemności w posiadaniu złota, lecz w rozkazywaniu tym, którzy złoto posiadają, a większą hańbą jest dać się przekupić niż ulec w walce. Ani też królom nie przystoi w kramarskie wdawać się targi, gdyż broni potrzebują, nie bogactw". Pokonany więc Salomon wyzuty został tak z królestwa, jak z dostatków, a na jego miejsce z łaski Bolesława powołany został Władysław, wychowanek Polski.
Tymczasem zdarzyło się, że doskonale uzbrojone zastępy Austriaków i Czechów założyły obóz na polskich polach, a dzielny [nasz] król zaskoczywszy ich z tym, odebrał im wszelką możność powrotu. Chociaż jednak mógł napaść na nich nie przygotowanych, rzekł: "Uchowaj Boże, aby sławę naszego zwycięstwa miała splamić zbójecka zasadzka". Oznajmia, że jest gotów, każe im mieć się na baczności, [bo] nazajutrz walczyć z nim będą wręcz. Wszelako ów czeski lew wnet wyzbywszy się dzikości lwa przybiera lisią chytrość i mówi: "Niegodną jest rzeczą, aby godność tak wielkiego króla zniżała się do [ludzi] tak marnych, niech raczej w spokoju swego obozu łaskawie pozwoli Czechom, by nazajutrz złożyli mu hołd". Pod osłoną nocy zamiast do walki zwrócili się do ucieczki. Dzik ścigając ich poza granice Moraw piorunowym dosięga ich kłem: nie oszczędza ani wieku, ani rodu, ani stanu, wszystkich bądź na pastwę śmierci wydając, bądź w niewolę biorąc.
Gdy znowu pomorscy rabusie łup i zdobycz wojenną uprowadzali prawie z pogranicza Polski, nagle przybywa Bolesław, spostrzega rabusiów bezpiecznie już oddzielonych szeroką rzeką i bez wahania wskoczywszy w nurty rwącej rzeki, woła: "Miłość do młodych na myśliwskie oszczepy nadziewa dziką zwierzynę". Krzyknęli wówczas wszyscy:
Niech sparszywieje ostatni. Mnie wstyd pozostać w tyle!
Wielu tedy [nadmiernie] obciążonych zbroją zalewają fale. Wynurza się [tylko] garstka [rycerzy] wraz z królem i chociaż bezbronni odnoszą oni chlubne zwycięstwo nad mnogością uzbrojonych wrogów.
A [król] z takim zapamiętaniem prowadził wojnę, iż rzadko przebywał w zamku, ciągle w obozie, rzadko w ojczyźnie, wciąż wśród nieprzyjaciół. Ten stan rzeczy, ile przyniósł państwu korzyści, tyle sprowadził niebezpieczeństw, ile dawał sposobności do uczciwej zaprawy, tyle zrodził wstrętnej pychy. Gdy bowiem król bardzo długo przebywał to w krajach ruskich, to prawie że poza siedzibami Partów, słudzy nakłaniają żony i córki panów do ulegania swoim chuciom: jedne znużone wyczekiwaniem mężów, inne doprowadzone do rozpaczy, niektóre przemocą dają się porwać w objęcia czeladzi. Ta zajmuje domostwa panów, umacnia obwałowania, nie tylko wzbrania panom powrotu, lecz zgoła wojnę wydaje powracającym. Za to osobliwe zuchwalstwo panowie wydali z trudem poskromionych na osobliwe męki. Również i niewiasty, które własnowolnie uległy sługom, poniosły z rozkazania zasłużone kary, gdyż poważyły się na okropny i niesłychany występek, którego nie da się porównać z żadną zbrodnią.