JAN: Gdy Scytowie przebywali piętnaście lat w Azji, ledwie dali się odwołać na usilne żądanie żon, które oznajmiły, że jeśli nie wrócą, one u sąsiadów postarają się o dzieci, jak to niegdyś uczyniły Amazonki. Ci sami, gdy w trzeciej wyprawie azjatyckiej przez osiem lat byli z dala od żon, w wojnie z niewolnikami zostali z domu wypędzeni. Albowiem żony ich, znużone długim czekaniem, powychodziły za pastuchów, którzy panom zwycięsko wracającym zabronili wstępu jakby obcym. Atoli odpokutowali to przez śmierć krzyżową. Również niewiasty pod wpływem wyrzutów sumienia, niektóre przebiwszy się mieczem, niektóre powiesiwszy się, zakończyły życie, ażeby je i tamtych jednaka spotkała kara i ażeby zrównała ich potworność zbrodni.
Tych, co rozpusta zabija, zbrodnia kalająca zrównuje.
Jednakże widzę, że niektórzy tak odważne mieli przekonania, iż za jednaką hańbę poczytywali zarówno brak stałości u mężów, jak utratę wstydliwości u niewiast. Dlatego gdy Spartanie przy obleganiu nieprzyjaciół przez dziesięć lat ponosili straty i widzieli, iż żony z powodu nieobecności mężów nie rodziły już więcej dzieci, odsyłają młodych ludzi i pozwalają im spółkować ze wszystkimi kobietami bez różnicy, aby państwo na przyszłość nie było pozbawione obrony. Dzieci tak spłodzone dla wstydliwości matek zwano dziewiczymi.
Tak wielka była u nich nienawiść nieprzyjaciół, tak wielka miłość ojczyzny, tak silne więzy przysięgi! Zobowiązali się bowiem pod grozą klątwy, że nie wrócą, dopóki nie zdobędą miasta nieprzyjaciół. Atoli miłość ich była bezecna i haniebna, a więzy niezbożne, ponieważ nic zuchwalszego, nic podlejszego niż nieuszanowanie, co więcej - pogwałcenie praw małżeńskich. Ta miłość nabrała cech niemiłowania. Była przeto w tym i pewna cnota, i nie brakło małpiego cnoty przedrzeźniania.
MATEUSZ: Odtąd oliwka zamieniła się w oleaster, a miód w piołun. Bolesław bowiem poniechawszy umiłowania prawości, wojnę prowadzoną z nieprzyjaciółmi zwrócił przeciwko swoim. Zmyśla, że oni nie mszczą na ludzie swoich krzywd, lecz w osobie króla na królewski nastają majestat. Albowiem, czymże król będzie, gdy lud się oddali? Mówi, że nie podobają mu się żonaci, gdyż więcej obchodzi ich sprawa niewiast niż względem władcy uległość. Żali się, iż nie tyle opuścili go oni wśród wrogów, ile dobrowolnie na pastwę wrogów wydali. Domaga się przeto głowy dostojników, a tych, których otwarcie dosięgnąć nie może, dosięga podstępnie. Nawet niewiasty, którym mężowie przebaczyli, z tak wielką prześladował potwornością, że nie wzdragał się od przystawiana do ich piersi szczeniąt, po odtrąceniu niemowląt, nad którymi nawet wróg się ulitował! Bo dołożył do tego, iż tępić a nie chronić należy gorszący nierząd.
A gdy prześwięty biskup krakowski Stanisław nie mógł odwieść go od tego okrucieństwa, najpierw grozi mu zagładą królestwa, wreszcie wyciąga ku niemu miecz klątwy. Atoli on, jak był zwrócony w stronę nieprawości, w dziksze popada szaleństwo, bo pogięte drzewa łatwiej złamać można niż naprostować. Rozkazuje więc przy ołtarzu, pośród infuł, nie okazując uszanowania ani dla stanu, ani dla miejsca, ani dla chwili - porwać biskupa! Ilekroć okrutni służalcy próbują rzucić się na niego, tylekroć skruszeni, tylekroć na ziemię powaleni łagodnieją. Wszak tyran, lżąc ich z wielkim oburzeniem, sam podnosi świętokradzkie ręce, sam odrywa oblubieńca od łona oblubienicy, pasterza od owczarni. Sam zabija ojca w objęciach córki i syna w matki wnętrznościach. O żałosne, najżałobniejsze śmiertelne widowisko! Świętego bezbożnik, miłosiernego zbrodniarz, biskupa niewinnego najokrutniejszy świętokradca rozszarpuje, poszczególne członki na najdrobniejsze cząstki rozsiekuje, jak gdyby miały ponieść karę [nawet i] poszczególne cząstki członków.
A ja ze zdumienia i z jakowegoś przerażenia całkiem zdrętwiałem, tak iż ledwie pojąć, a cóż dopiero językiem, cóż dopiero piórem wyrazić zdołam, jakże wyrazić potrafię cudowne dzieła na tym świętym przez Zbawiciela zdziałane! Wśród opowiadania bowiem zawodzi rozum, zrozumieniu nie dopisuje mowa, a słowa nie wyjaśniają rzeczy zgodnie z tym, co zaszło. Albowiem ujrzano, że z czterech stron świata nadleciały cztery orły, które krążąc dosyć wysoko nad miejscem kaźni odpędzały sępy i inne krwiożercze ptaki, żeby nie tknęły męczennika. Ze czcią go strzegąc, czuwały nieprzerwanie dniem i nocą. Mamże to nocą nazwać czy dniem? Dniem raczej nazwałbym niż nocą, to jest bowiem druga noc, o której napisano: "A noc jak dzień będzie oświetlona". Tyle bowiem boskich świateł przedziwnej światłości rozbłysło w poszczególnych miejscach, ile rozrzuconych było cząstek świętego ciała, tak iż niebo samo jakby zazdrościło ziemi jej ozdoby, jej chwały, ziemi gwiazd jakichś światłością zdobnej i jakimiś - myślałbyś - słońca promieniami. Niektórzy zaś z ojców, ożywieni radością z powodu tego cudu i gorliwą pobożnością zapaleni, pragną usilnie pozbierać rozrzucone cząstki członków. Przystępują krok za krokiem, znajdują ciało nie uszkodzone, nawet bez śladu blizn! Podnoszą je i zabierają, drogocennymi wonnościami namaszczone chowają w bazylice mniejszej Świętego Michała. Aż do dnia przeniesienia, którego przyczynę dobrze znasz, nie ustąpił stamtąd silny blask wspomnianych świateł!
Po tym wydarzeniu ów okrutnik ojczyźnie niemniej jak i ojcom obmierzły uchodzi na Węgry. Świadomość niegodziwego czynu go nie upokarza, atoli zbrodnia zuchwała krnąbrnym czyni. Gdy bowiem król Węgier Władysław, o którym niedawno wspomniałem, z uprzejmością uszanowanie mu okazywał, a nawet pieszo wyszedł naprzeciw, by go uczcić, Bolesław tak wielką nadął się pychą, że z pogardą odmówił mu godnego pocałunku i rzekł: "On jest dziełem naszych rąk, nie przystoi zaś twórcy, aby czcił lub uwielbiał swój twór, ani też nie godzi się, żeby mąż dzielny bądź z powodu wygnania wydawał się zbyt nieszczęśliwy, bądź z powodu upadku zbyt przygnębiony". Nie daje jednak [Władysław] nic poznać po sobie, acz z trudem, aby nie mówiono, że był sprzymierzeńcem [złego] losu a nie przyjacielem. Mówi, iż obawia się, by nie czynił mu kto niesłusznych wyrzutów, że niektórzy w słowach [tylko], nie w czynach są przyjaciółmi, że szuka sposobności ten, kto chce opuścić przyjaciela. Wielką bowiem niegodziwością jest łajać w nieszczęściu tego, kogo szanowałeś, gdy dobrze mu się wiodło, bo powodzenie kojarzy przyjaciół, niedola wystawia ich na próbę. Nie tylko więc cierpliwie zniósł wyniosłą pychę, lecz bardzo łaskawie objął go, z wielką uprzejmością przyjął, z całą uległością starał się jemu przypodobać.
Ówże zaś przebiegły [człowiek] tak dalece zrzucił z siebie podejrzenie świętokradztwa, że niektórzy nie tylko nie uważali go za świętokradcę, lecz [widzieli w nim] najczcigodniejszego mściciela świętokradztw. Albowiem to, że w wolności urodzone niewiasty wydane zostały niewolnym na rozpustę, że świętość małżeńskiego związku tak haniebnie została skalana, że zgraja czeladzi sprzysięgła się przeciw panom, że tyle głów na śmierć wystawiono, że wreszcie spiskowaniem królowi zgotowano zagładę - to wszystko zrzucił na świętego biskupa. Orzeka nadto, że w nim jest początek zdrady, korzeń wszelkiego zła; to wszystko, mówi, wypłynęło z tego zgubnego źródła.
Podwójnie bezecny jest ten, kto życie komuś odebrawszy, gdy nie może zabrać duszy, usiłuje zbrukać [jego dobrą] sławę, a nie mogąc prześladować rzeczywiście, prześladuje go słowami. Opojem nazywa go, nie biskupem, piekarzem, nie pasterzem. Był [mówi] ciemięzcą od ciemiężenia, nie przełożonym, bogacicielem od bogactw, [a] nie biskupem, szpiegiem, [a] nie stróżem, i, na co ze wstydu rumienić się trzeba, z badacza spraw świętych stał się badaczem lędźwi. I popuszczał cugli lubieżności innych dlatego, że wspólnicy tej samej zbrodni nie mają oskarżyciela.
I cóż więcej? Całe jego postępowanie było nauką dla wszystkich. "Czegóż więc - rzecze - dopuszczano się, gdy usunięto zakałę królestwa, potwora ojczyzny, zgorszenie dla religii, gdy w rzeczypospolitej zgaszono publiczny pożar?"
Chociaż te kłamstwa w pojęciu ludzi nieświadomych przyniosły męczennikowi pewną ujmę, to jednak nie mogły go pozbawić powagi świętości. Za chmurą bowiem często kryje się słońce, [lecz] nigdy za chmurą nie gaśnie. Wkrótce potem Bolesław dotknięty niezwykłą chorobą zadał sobie śmierć, a syn jego jedyny, Mieszko, zginął otruty w pierwszym rozkwicie męskości. Tak to cały ród Bolesława poniósł karę za świętego Stanisława, gdyż tak jak żaden dobry uczynek nie pozostaje bez nagrody, tak i żaden zły bez kary.
JAN: Jest rzeczą człowieka roztropnego oceniać sprawy podług ich wyniku, ponieważ czego koniec jest dobry, to i dobre. Na nic bowiem nie przyda się szczepić gałązkę na winorośli, skoro nie ma się zrywać dojrzałych winogron. Zdawało się mianowicie, że ten człowiek z początku położył cenny fundament cnoty, ponieważ jednak piaszczysta ziemia rozstąpiła się, całe dzieło częścią runęło w przepaść, częścią [zaś] rozwiało się w powietrzu. Cokolwiek bowiem było w nim dzielności, pochłonęła ją przepaść występków; cokolwiek było szczodrobliwości, zdmuchnęła ją żądza sławy. I gdy mędrzec na początku mowy sam siebie oskarża, i gdy oznaką ludzi dobrej woli jest tam winę wyznawać, gdzie winy nie ma, u tego przepaść przepaści przyzywa wśród grzmotu wodospadów jego, który serce swe nakłonił ku słowom złośliwym dla szukania wymówek w grzechach. Słusznie bowiem [napisano], że kto żyje w plugastwach, coraz więcej się plugawi. Szkoda, że od Saula przynajmniej nie nauczył się, iż na dźwięk cytry zdrowieją nawet obłąkani. Szkoda, że uszyma duszy uważniej nie wsłuchał się w słodkie dźwięki jego harfy. Błogosławieni, którym odpuszczone są nieprawości. I raz jeszcze rzekłem: wyznam, [nieprawość] a Tyś darował. Wyznaj ty, człowieku, nieprawości twoje, abyś został usprawiedliwiony.
Zmazać gdy chcesz nieprawość, ukaż otwarcie przewinę,
Winy się bowiem wyzbywa, kto z płaczem wyznaje winę.
Czyni cię winnym pogrzebana wina, odkryta wyzwala,
Skóra ściśnięta żywi zakałę, otwarta wydala.
*Wg wyd. Mistrz Wincenty (tzw. Kadłubek), Kronika polska, przełożyła i opracowała Brygida Kürbis, Wrocław-Warszawa-Kraków 1992, s. 69-82.