Drugim elementem "śliskim", mogącym hagiografa łatwo sprowadzić na bezdroża legend i zmyśleń, były cuda, motyw wspólny zresztą żywotom wyznawców i męczenników. Cuda, a więc przejawy nadprzyrodzonej interpretacji Bożej dokonującej się za przyczyną danego świętego, były oczywiście w znacznej mierze motorem jego kultu, motywem przemawiającym potężnie do zmysłów prymitywnych, a zarazem nie pogłębionych religijnie, szukających w czci oddawanej świętym przede wszystkim doraźnej korzyści. Poza tym były najważniejszą, bo prosto z nieba pochodzącą legitymacją ich świętości; nic więc dziwnego, że każdy zabytek hagiograficzny starał się tych cudów zgromadzić jak najwięcej, nie troszcząc się zbytnie o ich krytyczną weryfikację.
Tak tedy obok cyklu apostołów i cyklu męczenników mamy u schyłku świata starożytnego (oraz papieży). Z takim to bogatym już i urozmaiconym dorobkiem hagiografia chrześcijańska przechodzi ze starożytności w ręce wieków średnich.
Wcześniejsze średniowiecze (a tą nazwą będziemy tu oznaczać okres od początku w. VI aż do początku krucjat i ustalenia się klasycznego porządku feudalnego u schyłku XI w.) kontynuuje twórczość hagiograficzną bardzo gorliwie, a nawet stanowi ona jedną z naczelnych dziedzin produkcji literackiej tej epoki. Stwierdzając ten fakt nie należy zapomnieć o tym, że czasy te nie znają właściwie literatury pięknej w naszym rozumieniu tego słowa, a więc przeznaczonej do czytania dla rozrywki i przeżycia artystycznego. Nieobfite zresztą piśmiennictwo łacińskie owej doby składa się już to z podręczników i encyklopedii, już to z dzieł treści historycznej, a z czasem także teologicznej i filozoficznej; poezja bowiem jest wówczas typową poezją uczoną i opracowuje niemal że te same, co proza, tematy, jedynie formą wierszowaną różniąc się od niej. W tym stanie rzeczy hagiografia (w prozie i w wierszu) jest w znacznej mierze literaturą rozrywkową, zaspakajającą ciekawość i pewną potrzebę fantastyki w najszerszych kołach ówczesnych czytelników, którym dostępny był język łaciński, ale których wykształcenie lub zainteresowania nie predestynowały do zagłębiania się w poważną literaturę uczoną. Były więc żywoty świętych czymś w rodzaju dzisiejszej powieści, literaturą dla "szerokich kół" - duchowieństwa oczywiście, zwłaszcza niższego, ale za jego pośrednictwem także i dla społeczeństwa świeckiego, któremu powtarzano ich treść w języku narodowym. Że skutkiem tego obficie pojawiała się w nich element romansowy, a nawet baśniowy, jest rzeczą aż nadto zrozumiałą. Niektórzy zresztą autorzy nie mieli wręcz zamiaru pisać niczego innego jak budujące powiastki, do których prawdziwości nie przykładali żadnej wagi.
Ale nawet w częstszym wypadku, kiedy hagiograf wyobrażał sobie, że pisze rzeczywiste dzieje swego bohatera, a więc że spełnia na swym odcinku rolę historyka - i tam nawet musimy się liczyć z innym zupełnie w średniowieczu niż dzisiaj pojęciem historii i jej zadań. Wieki średnie odziedziczyły mianowicie po starożytności nader popularne wówczas (choć nie jedyne na szczęście) wyobrażenie, że historia jest czymś pokrewnym poezji, "jak gdyby poematem napisanym prozą", jak to sformułował retor rzymski Kwintylian. U schyłku zaś świata starożytnego pojawia się nawet pogląd, że dziejopisarstwo należy wręcz do dziedziny poezji. Kto z takimi pojęciami przystępował do pisania dziejów jakiegoś świętego, temu nawet wytykać trudno, że przekształcał je i upiększał wedle własnego uznania. Toteż pisarz średniowieczny, kiedy zabiera się do ponownego opracowania strasznego jakiegoś żywotu, zadanie swoje widzi z reguły nie w zweryfikowaniu jego doniesień i sprostowaniu błędów, ale w wygładzeniu stylu i kompozycji: w tym kierunku będzie jeszcze nasz Długosz, skądinąd historyk nieprzeciętnej miary, przerabiał u schyłku wieków średnich starsze polskie żywoty św. św. Stanisława i Kunegundy. W najlepszym zaś razie, jeśli piszący był umysłem stosunkowo krytycznym, próbował napotkane nieprawdopodobieństwa czy luki w tradycji uzupełnić i poprawiać wedle własnego widzimisię, nie troszcząc się o badanie dokumentów czy gromadzenie wiarygodnych źródeł. [...]
*Wg wyd. M. Plezia Wstęp do: Jakub de Voragine, Złota legenda. Wybór, Warszawa 1983, s. XV-XIX.