9. Uzyskawszy w ten sposób na mocy zezwolenia papieskiego swobodę decyzji począł święty biskup rozważać, w jaki sposób mógłby osiągnąć palmę męczeńską dla imienia Chrystusowego, nad czym już długo przedtem rozmyślał i czego najgłębiej pragnął. Dobrał sobie tedy dwóch towarzyszy, których uprzednio poznał jako nadających się do tego zadania, a gdy żeglarze odpłynęli, pozostał wraz z nimi wśród nieznanego sobie, a dzikiego ludu, ufny jedynie w łaskę Boga, dla którego imienia przybył tam, gotów zań umrzeć. Po kilku dniach zaś, kiedy święty modlił się wraz z towarzyszami i błagał Boga o przebaczenie za grzechy własne i całego świata, zjawiło się kilku ludzi w wyraźnie wrogich zamiarach, wykrzykujących coś groźnie w barbarzyńskim języku. Jeden z nich, zawziętszy od innych, żerdzią, którą popychał łódź, mocno uderzył siedzącego biskupa pomiędzy łopatki tak, że psałterz wypadł mu z rąk, a on sam upadł na ziemię z rozkrzyżowanymi ramionami. Poganin zaś, nie mogąc się z nim porozumieć, gestami i znakami dawał mu do zrozumienia, że ma uciekać, gdyż inaczej zginie na mękach. A święty, jako mąż łagodnego serca, nie bronił się, nie złorzeczył, lecz przeciwnie, modlił się za napastników i błogosławił im, a całując ziemię dzięki składał Bogu, najwyższemu Królowi, dla którego imienia przybył tam gotów na śmierć, i mówił z psalmistą: "Chociażbym kroczył w ciemnej dolinie śmierci (nie lękam się złego)", a z apostołem: "Dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem". Kiedy powstał, zaprowadzono go do pobliskiej osady, gdzie odbywały się targi, i tam pytano, kim jest, skąd przybywa, czego szuka i po co przyszedł nieproszony. A mąż Boży podniósłszy oczy ku niebu w głębi serca błagał Boga o miłosierdzie, po czym znalazłszy tłumacza przemówił do otaczającego go ludu tymi słowy: "Z ziemi polskiej, którą włada prawy król chrześcijański Bolesław, posłany zostałem do was, dla waszego zbawienia, jako sługa Boga najwyższego, który stworzył niebo i ziemię, morze i wszystko, co jest na świecie. On to litując się nad ludzkim rodem narodził się z Dziewicy, cierpiał na krzyżu, aby nas wyzwolić z mocy diabelskiej, z martwych powstał i obiecał, że niechybnie zaprowadzi do królestwa niebieskiego wszystkich w niego wierzących. Jeśli z miłości dla Niego zdecydujecie się porzucić daremną służbę fałszywym bogom i oczyścicie się z grzechów waszych w sakramencie chrztu, unikniecie wieczystych kar w piekle i posiądziecie wieczną radość w królestwie niebieskim". Zaledwie to powiedział, oni już wyśmieli go i wzgardziwszy orędziem wiecznego zbawienia wypędzili świętego męża wraz z towarzyszami ze swoich granic; strażnika portu zaś, za to, że takim przybyszom wejść pozwolił, ukarali wielu obelgami i chłostą.
10. Św. Wojciech, zapaśnik Chrystusowy, widząc, że nie może pozyskać tam żadnej duszy, a nadzieja upragnionego męczeństwa oddala się odeń, zmienił swe szaty i odzienie i wyruszył w drogę do Polski, pragnąc jak najszybciej dostać się do stolicy owego kraju, zwanej Gniezdno. W drodze znalazł się przypadkiem w pewnej wsi, gdzie usilnie dopytywał, którędy mógłby dojść do wspomnianego miasta. Mieszkańcy jednak owej wsi, słysząc, że mowa jego pod wieloma względami różni się od polskiej, nie wstrzymali się od śmiechu i szyderstwa, zwłaszcza że widzieli go odzianego w strój zakonny, który, jako nie znany przedtem, wydał im się dziwaczny. Toteż, pomimo że sługa Boży po wielokroć ich pytał i błagał o odpowiedź, nie pokazali mu drogi ani (w ogóle) nie chcieli z nim mówić. Wtedy mąż pełen Boga nie uniesiony gniewem, ale zapalony Duchem Świętym, który przezeń czynił cuda, tak rzekł do nich: "Skoro nie chcecie mówić ku chwale Bożej, dla chwały Jego rozkazuję: milczcie!" To rzekłszy szybko odszedł, a za przewodem Chrystusa znalazł właściwą drogę. Oni zaś na rozkaz Boga wydany przez Jego sługę zamilkli, ponieważ nie mogli otworzyć ust dla wydania głosu, i tak to ci, którzy świętemu pielgrzymowi odmówili wskazania drogi, sami teraz płakali nad sobą, że stracili możność mówienia. Tymczasem święty zapaśnik Chrystusowy spiesząc prosto przed siebie dotarł do innej wioski, a tam pytając o drogę został podobnie wzgardzony i przyjęty bez odrobiny serca. Tedy z natchnienia Ducha Świętego ukarał ich w ten sam sposób, ponieważ zasłużyli na to tą samą winą. Dokonawszy zaś tego przybył do trzeciej wsi, a tam mieszkańcy, podobnie zapytani przez niego o drogę, uprzejmie i po ludzku udzielili mu odpowiedzi. Uzyskawszy tedy pewność co do kierunku drogi, sługa Boży wkrótce dotarł do upragnionego celu. Wszedłszy do Gniezdna udał się na plac targowy i tam bez przerwy nauczał o Chrystusie, głosił słowo Boże i czynił cuda. Dlatego też wieść o nim rozchodząc się po całej okolicy dotarła szybko i do tych, których Chrystus za pośrednictwem swego sługi pozbawił daru mowy, ale nie słuchu. Poruszeni tymi wieściami podążyli oni do męża Bożego, a gdy go poznali, padli mu do nóg, łzami, wzdychaniem i rozmaitymi gestami błagając go o przebaczenie. Widząc to święty mąż przerwał nauczanie, którym był właśnie zajęty, zwrócił do nich życzliwą twarz i, jako że był nader łagodnego serca, przemówił do nich w te słowa: "Widzę, bracia moi najdrożsi, że poznaliście waszą winę, a przez to przebaczył wam najmiłosierniejszy Bóg, któremu ja służę. Przeto ja, niegodny sługa Jego, ufny nie we własne siły, lecz w Jego łaskawość, w imieniu tegoż Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Stwórcy wszechrzeczy, przywracam wam władzę w języku". Gdy tylko to powiedział, oni od razu zaczęli mówić swobodnie, po czym wołając, że Chrystus jest prawdziwym Bogiem, oświadczyli, że pragną być ochrzczeni. A wierny włodarz Chrystusowy najpierw udzielił im strawy duchowej na miarę ich pojęcia, a następnie uroczyście ich ochrzcił. Umocnieni tedy w wierze natychmiast po przyjęciu chrztu świętego poczęli wszyscy razem rzewnie błagać świętego mówiąc: "Wszyscy jednocześnie zanosimy prośbę do twojej świątobliwości, sługo Boga Wszechmogącego, abyś nam za krzywdę, jaką wyrządziliśmy ci w szaleńczym naszym zaślepieniu, wyznaczył jakąś surową pokutę, którą będziemy wypełniać do czasu ku pamięci naszych potomków, ponieważ nie jesteśmy jeszcze należycie ukarani w stosunku do wielkości naszej winy". A św. Wojciech tak im odpowiedział: "Chociaż uważam to za bardzo chwalebne, bracia najdrożsi, że tak pobożnie korzycie się pod potężną ręką Boga, to jednak winniście bez wahania wierzyć w to, że zarówno ten, jak i wszystkie inne grzechy mocą Bożą zostały wam odpuszczone na chrzcie. Na przyszłość strzeżcie się jak najpilniej, abyście nie utracili tak wielkiej łaski dodając nowe grzechy do dawnych i byście okazując niewdzięczność za takie dobrodziejstwa naszego Stwórcy, nie narazili się znów na gniew Jego". Oni jednak coraz goręcej nalegali na świętego, aby przychylił się do ich prośby, którą mu przedstawili, i na koniec nakłonili go do tego, że spełnił ją. Polecił im mianowicie mąż Boży, aby rokrocznie przez dziewięć tygodni przed Wielkanocą przestrzegali postu, jaki wszyscy inni wierni chrześcijanie zachowują powszechnie przez siedem tygodni. A oni gorliwie przyjęli ten nakaz i sami chętnie spełniali go za życia, a (z czasem) zatroszczyli się o to, aby przestrzegali go (również) ich potomkowie. Dlatego to aż do dnia dzisiejszego w całej Polsce pobożnie przestrzega się tego przepisu wstrzemięźliwości i utrzymuje się on w zwyczaju tak, jakby został ustanowiony przez apostołów, z tym jednak, że przez dwa tygodnie poprzedzające Wielki Post obowiązuje (tylko) wstrzymanie się od jedzenia mięsa.
11. Gdy więc tak Duch Święty nauczał przez usta swego sługi i spełniał tam wielkie znaki i cuda, cała Polska z radością przyjęła wiarę Chrystusową, a zachowując ochoczo wskazówki świętego zasłużyła sobie na to, aby znaleźć oparcie na skale Piętrowej. Mąż Boży bowiem, pragnąc położyć tam fundament apostołów i proroków', ustanowił na swoje miejsce arcybiskupem pewnego sługę Chrystusowego, towarzysza trudów swoich i wędrówek imieniem Gaudenty, ponieważ sam podążył do innych ziem pogańskich, które podobnie pragnął pozyskać dla Chrystusa.
12. Wyjawiwszy tedy królowi polskiemu swoje pragnienie święty mąż prosił go równocześnie o zwolnienie oraz o przewodnika, który by go za łaską Chrystusową zaprowadził aż na Pomorze. Tak to przybył zapaśnik Chrystusowy aż do księcia pomorskiego, który przyjął go z najgłębszym szacunkiem i okazałością większą, niż sam święty by pragnął, a to dlatego, iż św. Wojciech ochrzcił tego księcia już poprzednio w Polsce, kiedy przybył on tam starać się o rękę córki króla polskiego; ojciec jednak nie chciał mu jej dać, zanim nie zgodził się dobrowolnie, aby go święty również ochrzcił. Książę Pomorza więc ucieszony wielce z przybycia doń męża Bożego zwołał natychmiast swój lud, aby usłyszał od niego słowo Boże. Tymczasem lud pomorski posłuchawszy kazań świętego zgorszył się niezmiernie, gdyż miał to za niesłychane bluźnierstwo, kiedy usłyszał, że bogowie, których czcił, nie są naprawdę bogami. Dlatego zebrali się, aby z nim dyskutować, i próbowali go przekonać swoimi argumentami. Lecz ponieważ Duch Boży mówił przez jego usta, przyznali na koniec, że są wprawdzie pokonani; ale w żadnym razie nie odstąpią od dawnej wiary. Natomiast pokornie błagali męża Bożego, aby sam pozwolił się czcić jako bóg i aby nie wzbraniał im oddawania sobie czci na równi z innymi ich bogami. Usłyszawszy to święty mąż zasmucił się i bolejąc nad tak wielkim ich zaślepieniem westchnął ciężko, a wylewając obfite łzy tak im odpowiedział: "O nieszczęśni, jakże wy ślepi jesteście, jak zbłąkani, jak pożałowania godni, że nie tylko złym duchom, ale i śmiertelnym ludziom chcecie przypisywać bóstwo, które może przysługiwać tylko jednemu Bogu, który wszystko stworzył!" Oni jednak w zatwardziałości swej odchodząc oświadczyli księciu, że nie przyjdą więcej do niego na wiec, dopóki będzie go miał u siebie.
13. Słysząc to święty mąż i stwierdzając, że nie potrafi ich nawrócić, a zdecydowany potykać się dobrym potykaniem i dokonać zawodu S postanowił udać się do Prus, aby tam choć kilka dusz pozyskać dla Chrystusa i znaleźć śmierć męczeńską jako kres życia. Uprosiwszy więc o zezwolenie wspomnianego księcia na jego polecenie statkiem przewieziony został do Prus. (Tam) zatrzymał się u pewnego Prusa, który znał język polski, wkrótce go nawrócił i nauczył się od niego mowy pruskiej, naśladując apostoła, który mówił: "Wszystkim stałem się dla wszystkich, abym wszystkich pozyskał". Gospodarz jego tedy nawrócony przezeń ze czcią spełniał jego rozkazy i na jego polecenie do czasu ukrywał się ze swym chrześcijańskim wyznaniem.
14. Gdy po tym wszystkim bliski był już czas jego męczeństwa, pewnej nocy mąż Boży ujrzał we śnie, jak on sam odprawia jak zwykle mszę św i podaje kielich dwu swoim towarzyszom, gdy zaś oni skinieniem głowy odmówili, on sam wypił wszystko. Gdy nadszedł ranek i święty opowiedział to towarzyszom, oni zrozumiawszy natychmiast, co oznacza owo widzenie, przejęci do głębi bólem wzdychali, jęczeli i płakali, ponieważ widzieli, że w samym momencie męczeństwa będą musieli rozejść się z tym, którego uczuciem gorącej miłości kochali - co potwierdził następnie bieg wypadków.
15. A gdy wstał dzień, święty biskup czekał na godzinę odpowiednią do odprawiania mszy św. Był to zaś piątek, aby mógł cierpieć za Chrystusa w ten sam dzień, kiedy On cierpiał za świat. Przystąpił wreszcie do złożenia ofiary z Ciała Chrystusowego, sam będąc ofiarą, która w najbliższym czasie miała być złożona. Posłyszeli jednak o tym mieszkańcy tej okolicy i poczęli zwoływać się między sobą wściekłymi głosami krzycząc: "Oto ten czarodziej chrześcijański na zgubę naszą odprawia swe obrządki, aby nas zarazić chorobami i zaczarować. Chodźmy i zabijmy go dla ocalenia nas samych i całego kraju!" Z tą myślą pobiegli jak szaleni, ale jeden z nich oglądnął się za siebie i zobaczył morze ognia pochłaniające jak gdyby ich wieś. Z krzykiem tedy pokazał to towarzyszom i razem z nimi spiesznie powrócił do wsi. O niezbadana mądrości Boża, która łagodnie, lecz cudownie wszystkim kierujesz! Oni twierdzili kłamliwie, że przenajświętsza i Boska ofiara będzie przyczyną ich zguby i prawdę Bożą mieli za kłamstwo. Słusznie tedy z woli Bożej wystawieni zostali na pośmiewisko, skoro swoim psim szczekaniem ośmielili się uwłaczać niebiańskim sakramentom. Ponieważ jednak, jak powiada Salomon, to, co przewrotne, nie da się przystroić, a w duszy złej woli nie zagości mądrość, zostali, co prawda, w cudowny sposób skarceni, ale nie poprawili się dzięki temu. Z jeszcze większą bowiem niż poprzednio wściekłością pobiegli ku świętemu biskupowi przekonani, że wszystko, co widzieli, było złudzeniem spowodowanym jego zaklęciami. Gdy po raz drugi zatrzymani podobnym widzeniem znowu zobaczyli, że ich domy, o których sądzili, że zniknęły w płomieniach, stoją nietknięte, ruszyli po raz trzeci i dysząc żądzą zamordowania świętego biskupa rzucili się na niego niepowstrzymanie. A już kapłan Boży skończywszy mszę św. odmawiał Hymn trzech młodzieńców3 składając dziękczynienie, gdy oni wdarli się raptownie i spełnili pragnienie świętego pasterza, zadając mu drogocenną_w_oczach Pańskich śmierć, której tak długo pragnął, a chcąc go zgubić tym bardziej otworzyli mu bramy królestwa niebieskiego.
16. Gdy więc biskup Chrystusowy oddał (swą) świętą duszę, oni zaraz obcięli mu głowę i zawiesili ją na wierzchołku tego samego drzewa, u stóp którego sprawował uprzednio niebiańskie sakramenta. Aby zaś zawieszona święta głowa z daleka była dla wszystkich widoczna, obnażyli z gałęzi całą część pnia najbliższą szczytu. Uczyniwszy to, całe jego ciało pocięli na części, a we wściekłości swojej porozrzucali te kawałki tu i tam. Następnej jednak nocy gospodarz świętego męczennika z nieba otrzymał przez anioła napomnienie, aby jak najstaranniej zebrał święte członki tak, aby żadna cząsteczka nie została pominięta, a gdy już to uczyni, aby jak najczyściej i z jak największym szacunkiem schował i strzegł świętych relikwii. Człowiek ów, posłuszny poleceniu, ochoczo wypełnił to, co mu rozkazano, ale poskładawszy pieczołowicie poszczególne członki, zauważył, że brakuje jeszcze jednego palca u jednej z rąk i choć usilnie szukał tego dnia i przez wiele następnych dni, nie mógł go znaleźć. Gdy zaś nieustannie przeszukiwał wszystkie zakątki w tym miejscu, pewnego dnia żona jego dziwiąc się, czego jej mąż poszukuje tak usilnie, poczęła wypytywać go natarczywie, jaka może być przyczyna tego szperania. On zrazu nie chciał jej tego wyjawić, ale na koniec uległ jej niegodziwym namowom, a ona, jako że była poganką, od razu rozgłosiła sąsiadom, że mąż jej pozbierał i przechowuje ciało świętego. A ponieważ to mąż był sprawcą tej zdrady, od razu usta mu się tak wykrzywiły, że w żaden sposób nie mógł nimi mówić i tylko z wielkim trudem przyjmował pokarm i napój.
17. A poganie usłyszawszy doniesienie (owej) kobiety, rzucili się na jej męża, srodze go wychłostali i spętanego na różne sposoby dręczyli, aby pokazał im święte szczątki. Szalony uległ wreszcie ich woli, a ponieważ tak lekkomyślnie oddał bezcenne perły wieprzom, słusznie zaiste Bóg dopuścił, aby go te wieprze pokaleczyły. Tak więc święte szczątki dostały się w ręce pogan, którzy je zabrali, ale sami pilnie ich strzegli, czy to dlatego, że bali się bicza gniewu Bożego, gdyby inaczej uczynili, czy też w zamiarze sprzedania ich chrześcijanom. Po niedługim zaś czasie jacyś żeglarze łowiący ryby przy brzegu morza, niedaleko (ostatniego) schronienia świętego, gdzie poniósł on śmierć męczeńską, zobaczyli nagle pływającą wśród fal niedużą rybę, w której wnętrznościach jaśniała jak gdyby świeca cudownie błyszcząca. Zdumieni tym poniechali (połowu) innych (ryb), a wszyscy starali się chwycić tę jedną, złapali ją prędko, od razu otwarli jej brzuch i wydobyli zeń palec świętego biskupa rzucający blask na kształt jasnej świecy, a nie mogąc wyjść z podziwu nawzajem się pytali, co by to być mogło. Tymczasem przyglądając się uważniej za wolą Bożą rozpoznali kształt palca i zrozumieli, że musiał on odpaść od świętego ciała. Wtedy pospiesznie udali się do tych, u których, jak wiedzieli, złożone były czcigodne członki, a tam ujrzeli, że i one jaśnieją tym samym blaskiem, co palec, który przynieśli. Zbiegła się cała wieś na to widowisko i tym pilniej strzegli potem niebiańskiego ciała.
18. Prusowie zaś wiedząc, że relikwie męczennika będą miały wielką wartość dla króla polskiego, posłali doń (poselstwo) z tymi słowami: "Wiedz, że ten twój bóg, któregośmy zabili, znajduje się u nas. Jeśli więc dasz nam wiele pieniędzy, gotowi jesteśmy odesłać ci go". Na tę wieść ucieszył się niezmiernie ów król prawdziwie chrześcijański, posłał im żądana sumę i w ten sposób odzyskał w całości święte ciało. Ci zaś, co je wieźli, zajechali najpierw do klasztoru w Czrzemesznie, gdzie za zezwoleniem owego króla święte ciało spoczęło tak długo, póki nie zeschło się tak, że pozostały zeń jedynie same kości.
19. Lecz kiedy wieść o cudach działanych przez chwalebnego biskupa coraz częściej i dalej rozchodziła się wokoło, ów człowiek, który w Prusiech gościł u siebie świętego męża, a który z własnej winy, jak już wspomnieliśmy, miał usta wykrzywione, ściągnięty ich rozgłosem przybył do wspomnianego klasztoru i tam pokornie i ze łzami błagał świętego, ażeby przywrócił mu dawny kształt ust. Niebawem został wysłuchany, a utwierdzony w dobrym postanowił służyć tam Bogu i aż do śmierci pozostał (tam) pędząc pobożnie życie zakonne.
20. Po pewnym jednak czasie, gdy wybuchła wojna pomiędzy Polakami a sąsiednimi poganami, wspomniany król chwalebnej pamięci obawiając się, aby w razie niepomyślnego jej obrotu nie utracił niebiańskiego skarbu, przeniósł uroczyście bezcenne relikwie dnia 6 listopada do stolicy arcybiskupiej, gdzie przy grobie jego (św. Wojciecha) łaska Boża udziela wielu dobrodziejstw tym, którzy ufnie szukają u niego miłosierdzia za sprawą Pana i Zbawcy naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym jako jeden Bóg rządzi i odbiera chwałę po nieskończone wieki wieków. Amen.
Za wyd. Średniowieczne żywoty i cuda patronów Polski, tłum. J. Pleziowa, oprac. M. Plezia, Warszawa 1987, s. 49-69.