Gdy wynijdę z miasta, podniosę ręce me do Pana i przestaną gromy, i gradu nie będzie (Wj 9, 29).
W Księdze Rodzaju (49, 33) czytamy, że Jakub, pozostawiwszy synom ostatnie polecenia, złożył swe nogi na posłaniu i umarł, i został przyłączony do swoich przodków. Słowa te symbolizują trzy święta, które w tych dniach obchodzi Kościół, a mianowicie uroczystość Ostatniej Wieczerzy, którą obchodziliśmy wczoraj, Męki i Śmierci Pańskiej, którą obchodzimy dzisiaj i uroczystość Pogrzebu, którą obchodzić będziemy jutro. A zatem Jakub, to znaczy Chrystus, w czasie ostatniej wieczerzy pozostawił swoim synom, czyli apostołom, przykazanie wzajemnej miłości, wzajemnego posługiwania i pokory w umywaniu nóg. Wczoraj, powiadam, zostawił polecenia, dziś złożył swe nogi na marach krzyża, a skłoniwszy głowę, wydał ostatnie tchnienie i skonał, i przyłączył się do swoich przodków, gdy został pogrzebany.
Powróćmy zatem do słów Mojżesza, który powiada: Gdy wynijdę. Przez Mojżesza rozumie się Chrystusa, a to z powodu godności, którą posiadał. Bowiem Mojżesz był wodzem, który przez Morze Czerwone i pustynię wyprowadził lud z Egiptu do ziemi obiecanej. Tak też Chrystus przez morze chrztu i przez pustynię swej męki wyprowadza nas z tego świata do ziemi obiecanej, to jest do królestwa niebieskiego.
W słowach tych możemy zauważyć trzy rzeczy, mianowicie: miejsce, sposób i owoc męki. Miejsce męki, kiedy mówi: Gdy wynijdę z miasta, to jest na Kalwarię. Sposób męki, kiedy mówi: Podniosę ręce me do Pana, to jest zostanę ukrzyżowany. Owoc męki, kiedy mówi: I przestaną gromy, to znaczy potępienie wieczne.
Powiada zatem: Gdy wynijdę. Zwróć tu uwagę na dwukrotne wyjście. Po raz pierwszy wyszedł Jezus z miasta na Górę Oliwną, ażeby się modlić. Po raz drugi wyszedł w Wielki Piątek, niosąc krzyż na miejsce męki. Dzisiaj zaś wyszedł po raz trzeci, ponieważ wyrzucono Go jak umarłego, jak trędowatego, jak łotra.
Ci bowiem ludzie wyprowadzili go z miasta: Tego wyjścia pragnęła oblubienica, mówiąc: "Wyjdźmy, powiada, mój miły, na pole Hakeldama, na Kalwarię, byś zdziałał twe cuda". Jezus bowiem wyszedł tak jak Izaak, który wyszedł był dla rozmyślania na pole. Tak czytamy w Księdze Rodzaju (24, 63). Chrystus wyszedł dziś na pole Hakeldama, by rozmyślać o naszym zbawieniu, które dzisiaj się dokonało. Dziś także odpowiedział swej miłej oblubienicy, to znaczy wiernej duszy, słowami: Gdy wynijdę z Jerozolimy na miejsce Kalwarii, podniosę ręce me (por. Wj 9, 29).
W tych słowach przedstawiony jest sposób męki. Dziś bowiem na krzyżu podniósł ręce do Ojca, aby Go przebłagać. Chrystus, przyjąwszy przy wcieleniu ciało i duszę, jest jak Aaron, który wziął kadzielnicę i ogień i jak Aaron stanął dziś na krzyżu pomiędzy żywymi i umarłymi. Przez żywych rozumie się aniołów obdarzonych łaską, przez umarłych zaś ludzi obciążonych grzechem. Jezus modlił się na krzyżu: Ojcze, odpuść im! (Łk 23, 34). I tak przestały gromy, to znaczy potępienie wieczne. Wyciągnął dziś ręce również do Matki, żeby jej pokazać, co Żydzi uczynili z ciałem, które od Niej wziął. Wyciągnął także swe ramiona do ludu, by w uścisku przygarnąć go do siebie. Czuła matka, widząc, że synek lęka się ku niej zbliżyć, serdecznie otwiera ramiona, a wtedy chłopiec, już bez obawy, podbiega do matki. Niegdyś nikt nie odważyłby się zbliżyć do Boga, ponieważ obydwa Jego ramiona były zamknięte. Bóg bowiem ma dwa ramiona. Lewą ręką odzyskuje nas dzięki pokucie, prawą zaś pociąga nas do swej chwały. Jest więc rzeczą oczywistą, dlaczego Chrystus cierpiał z wyciągniętymi ramionami.
Ale przypatrzmy się, jak wyglądała męka Chrystusa. Zaprawdę była haniebna, długotrwała i niezasłużona! Męka Jego była niewątpliwie haniebna, bo pojmano Go jak zbójcę. Dlatego też powiedział, kiedy go schwytano: Jako na zbójcę itd. (Mt 26, 55; Mk 14, 48). Jezus został obity jak złoczyńca, wyśmiany jak szaleniec, wyniszczony jak trędowaty, ukrzyżowany jak zabójca. Kiedy bowiem Żydzi chcieli Go zabić, naradzali się między sobą: "Jeżeli skażemy Go na ścięcie albo Go spalimy, będzie to dla Niego zbyt zaszczytne. Zatem ukrzyżujmy Go!" To był najbardziej hańbiący rodzaj śmierci. Ale nawet tak poniżająca kara byłaby łatwiejsza do zniesienia, gdyby ktoś pocieszył skazanego. Kara Chrystusa była nie tylko haniebna, ale i boleśniejsza niż cierpienia, które były udziałem męczenników. A to z powodu Jego delikatnego ciała. Albowiem im ktoś jest delikatniejszy, tym dotkliwiej cierpi. Większy ból odczuwa książęcy syn, którego ciało jest delikatne, niż syn wieśniaka. Była zatem Jego męka wielce bolesna i okrutna. Ból przenikał wszystkie Jego członki od stopy nogi aż do wierzchu głowy (Iz 1,6). Całe Jego ciało było pełne boleści. Dlatego powiada: Gwałt czynili ci, którzy szukali duszy mojej (Ps 37, 13). Poranili więc Jego głowę cierniami, przebijając ją aż do mózgu. Mateusz mówi: Brali trzcinę i bili go po głowie (Mt 27, 30). Zranili również Jego serce, przebijając włócznią bok. Zranili także stopy i ręce i całą krew wytoczyli z Boga swego, tak że Jego ciało na krzyżu wydawało się zupełnie wyniszczone. Udręczone zostały wszystkie Jego zmysły, by odkupił grzechy, które popełniono pięcioma zmysłami.
Ewa dała początek tym grzechom. Zgrzeszyła bowiem słuchem, kiedy usłuchała węża. Dlatego Chrystus cierpiał, słuchając wielu zniewag. Nazywali go synem cieśli (Mt 13, 55), mówili także: Czarta ma (J 10, 20).
Ewa zgrzeszyła również wzrokiem. Popatrz, niewiasto, na drzewo - powiada wąż - jakie jest piękne! Dlatego zasłonięto Chrystusowi twarz, zawiązano mu oczy jak złodziejowi (Mk 14, 65).
Ewa, delektując się zapachem jabłka, zgrzeszyła powonieniem. Dlatego Chrystus cierpiał, gdy poraniono Go cuchnącymi cierniami i ukrzyżowano pośród smrodu rozkładających się ciał.
Ewa zgrzeszyła również dotykiem, kiedy wyciągnęła rękę po jabłko. Dlatego Chrystus chciał umierać z rękoma wyciągniętymi na krzyżu.
Ewa zgrzeszyła też smakiem, jedząc zakazane jabłko. Dlatego Chrystusa pojono octem i żółcią, bito po karku, policzkowano, targano za brodę, z szat obnażono. Tak bolesna i dotkliwa była Jego męka.
Rozważmy następnie owoce tej męki. Chrystus mówi: I przestaną gromy (Wj 9, 29). "Glossa": Niegdyś duszy, która zgrzeszyła, groziła śmierć, ale przestała jej zagrażać od chwili, gdy umierający Chrystus modlił się za grzeszników: Ojcze, odpuść im! (Łk 23, 34). Dlatego powiada święty Bernard: "Ubiczowany, cierniem ukoronowany, gwoździami przybity, zelżywościami napełniony, ale niepomny boleści woła: Odpuść im".
Innym owocem męki Chrystusa jest strach diabła, który zaniepokoił się słowami: I gradu nie będzie. Grad oznacza bowiem diabła, który w swych postanowieniach jest twardy jak lód. Pan mówi tak: Gradu nie będzie, to znaczy, że władza szatana nad rodzajem ludzkim nie będzie tak wielka jak przed męką Jezusa. Wówczas szatan panował nad wieloma, nad ich ciałem i duszą, panował nad dobrymi i złymi. Teraz będzie panował tylko nad złymi, prowadząc ich do piekła.
Trzecim owocem męki Jezusa jest przywrócenie wzroku oślepionemu przez grzech rodzajowi ludzkiemu. Czytamy, że ów żołnierz, który przebił bok Jezusa, miał słaby wzrok. Jedna kropla krwi Chrystusowej spadła mu na oczy i natychmiast zaczął dobrze widzieć.
Czwartym owocem męki Jezusa jest otworzenie nieba człowiekowi wygnanemu z raju. Chrystus wylał swą krew, by uzyskać klucze do nieba. Dlatego też Jan powiada: "Krew Chrystusa stała się kluczem do raju".
Piątym owocem męki Jezusa jest przywrócenie życia umarłym. Przelana krew Chrystusa jest napojem przywracającym nas do życia. Czytamy, że między wężem a pelikanem istnieje głęboka, wszczepiona przez naturę nienawiść. Pewnego razu wąż wszedł na drzewo i pod nieobecność pelikana zadusił jego pisklęta. Pelikan po powrocie do gniazda przez trzy dni opłakiwał swoje dzieci. Potem dziobem zranił sobie pierś i własną krwią skropił pisklęta, przywracając je do życia. Stary wąż, to jest diabeł, zabił człowieka, ale Chrystus pozwolił w pięciu miejscach zranić swe ciało i skropiwszy człowieka własną krwią, przywrócił mu życie. Dlatego Chrystus porównuje się do pelikana, mówiąc przez psalmistę: Stałem się podobnym pelikanowi (Ps 101, 7).
Szóstym owocem męki Jezusa jest nakłonienie do pokuty i żalu człowieka zatwardziałego w grzechach. Chrystus wylał swą krew, by nas pobudzić do skruchy. Na znak tego ten kamień, na którym stał krzyż, rozkruszył się na dwadzieścia cztery kawałki natychmiast, gdy pociekła na niego krew Zbawiciela. O, iluż grzeszników skruszyło się dzięki krwi Chrystusowej!
Czytamy o pewnej zatwardziałej grzesznicy, która nie chciała pokutować mimo wielkich grzechów, jakich się dopuściła. Wreszcie w Wielki Piątek przyszła do kościoła, by adorować krzyż. Nagle wydało się jej, że z obrazu Ukrzyżowanego kapie krew i skruszyła się wielce w swoim sercu, mówiąc: "O, ta krew za mnie została wylana!" Przystąpiła do spowiedzi i gdy wyznawała grzechy, z żalu umarła. Kiedy spowiednik stracił nadzieję na jej uratowa nie, spojrzał w górę i na ścianie zobaczył złoty napis: "Niech się raduje w niebie, gdzie króluje każdy wierny".
Ponieważ dziś czcimy mękę Chrystusa, powinniśmy mieć udział w Jego cierpieniu, płacząc nad Jego męką, bo wiele jest powodów, które nas przywodzą do płaczu. Albowiem dziś Chry stus zapłakał, bo nie mógł pocieszyć swojej Matki. Dlatego wypowiedział te słowa Jeremiasza: Biada mnie, matko moja! Czemuś mię urodziła męża swaru, męża sporu a po wszytkiej ziemi wszy scy mi złorzeczą? (por. Jr 15, 10) Ona zaś z powodu wielkiego bólu nie mogła mu odpowiedzieć. Chrystus płakał też z powodu udręczenia swego ciała i mizernego owocu swej okrutnej męki W tym dniu bowiem pozyskał dla nieba tylko jednego łotra. A kiedy z wielkim wysiłkiem otwierał oczy, by Matkę swoją powierzyć uczniowi, płakał z powodu rozproszenia i niewierności uczniów, Tego dnia także gorzko płakał uczeń, gdy wyszedł na dwór (Łk 22. 62). Tego dnia płakali wszyscy apostołowie i dlatego śpiewamy: "Smutni są apostołowie z powodu śmierci Pana". Płakało także piekło. Kościół tedy śpiewa: "Piekło, wzdychając, głośno krzyczy, ponieważ zostało ograbione". Zapłakała również wielka rzesza ludu. Łukasz mówi: I szła za nim wielka rzesza ludu i niewiast, które płakały i użalały się nad nim (Łk 23, 27). Płakało też wszystko stworzenie: "Zapłakało też to, co zostało stworzone na dole i w górze. W górze słońce, które się zaćmiło, a na dole ziemia, która zadrżała, a skały się rozpadły. Płaczą też dzwony, które nie biją, płaczą ogołocone ołtarze, płaczą kapłani i klerycy, którzy śpiewają "Lamentacje", dlatego wraz z nimi głośno płaczą także wszyscy inni.
Ale najbardziej płacze kochająca Matka. Wszystko, co Chrystus wycierpiał na ciele, Ona wycierpiała w sercu, bo ile uderzeń słyszała, tyle razy padała na ziemię. Powiada święty Anzelm: "Zaiste, do Niej odnoszą się te słowa z księgi Tobiasza: Płakała tedy matka jego nieutulonymi łzami i mówiła: Ach, ach, synu mój! (Tb 10, 4). Ogrom Jej bólu i płaczu płynął stąd, że była matką jedynego syna. Łatwiej pocieszyć matkę, która wprawdzie straci syna, ale ma jeszcze inne dzieci, albo sądzi, że będzie je miała. Ta zaś nie miała innego dziecka i wiedziała, że mieć nie będzie. Jej ból potęgowało i to, że własnymi oczyma patrzyła, jak krzyżowano Jej Syna, przebijano włócznią, raniono. Każda matka boleje na wieść o śmierci syna, ale cierpi jeszcze bardziej, gdy słyszy, że umarł w męczarniach, a najbardziej boleje, gdy na jej oczach dręczą go i zabijają. Jak wielki zatem ból przeszywał Maryję, gdy patrzyła na mękę i śmierć swego Syna! Ból Jej był tym większy, że nie mogła Mu pomóc, że była bezsilna. Wielką potrzebą serca matki jest obecność przy konającym dziecku, kiedy może je ucałować i przytulić. Maryja w niczym nie mogła pomóc Synowi. Słyszała, że pragnie, a nie mogła Mu podać wody. Widziała Jego rany, a nie mogła ich opatrzyć. Widziała Jego skrwawione ciało, a nie mogła go obetrzeć. Widziała, że opada Mu głowa, a nie mogła jej podtrzymać i utulić. Widziała, że krew spływa na ziemię, a nie mogła jej zebrać. Widziała, że Syn Jej płacze na krzyżu, a nie mogła osuszyć Jego łez. Czyż nie mogłaby powiedzieć o sobie tych słów: Bom ja jest niewiasta bardzo nieszczęśliwa! (l Sm l, 15).
Jej ból wzrastał także dlatego, że była pozbawiona wszelkiej rady i pomocy. Wszyscy bowiem apostołowie uciekli i zostawili Ją samą i dlatego powiedziała te słowa: Oglądałam się na ratunek ludzi, a nie było go (por. Syr 51, 10). Jej przyjaciele stali bowiem z daleka. Kiedy zaś Maryja zobaczyła osłabienie Jezusa wskutek upływu krwi, wyciągnęła białe ręce i rwąc swe przepiękne włosy, i obejmując krzyż, zawołała: "Biada mi, obym nigdy nie była urodziła syna, którego teraz widzę tak udręczonego! Módlcie się wszystkie matki, abyście nigdy nie oglądały waszych synów tak umęczonych. Współczujcie mi, nieszczęsnej matce!" Patrząc zaś na Syna, wołała: "Synu najdroższy, gdzież jest radość, którą zwiastował mi anioł, mówiąc: Bądź pozdrowiona, łaski pełna (Łk l, 28). Przecież wszystkie me członki są pełne bólu, a nie łaski! Gdzież radość narodzenia, kiedy przyszedłeś obiecany, a teraz widzę Cię omdlałego. Synu, zmagasz się z konaniem! Komu zostawisz matkę? Co uczynię? Nie mam ojca, straciłam matkę a teraz Ty, jedyna pociecho mej duszy, na mych oczach umierasz! Teraz zatem, miłosierny Synu, tak jak powiedziałeś, zmiłuj się nade mną! Dlaczego chcesz umrzeć bez matki? Poślij śmierć, która wielu ludziom wydaje się gorzka, ale ja uważam ją za słodką, bo życie bez Ciebie jest dla mnie śmiercią, a śmierć z Tobą, życiem". Syn nic nie odpowiedział. Matka: "Synu najdroższy, dlaczego nic nie mówisz? Wysłuchaj płaczącą matkę! Wspomnij, że nosiłam Cię pod sercem, otaczałam czułością, pilnie strzegłam. Ból przerywa mi słowa, nie pozwala stać". To powiedziawszy, usiadła i zamiast mówić wzdychała. Kiedy, tak wzdychając, patrzyła na Syna, powiedziała jeszcze z głębi swego serca te słowa: "Synu, już nadchodzi kres rozmowy, bo ani ja nie będę mogła mówić, ani Ty odpowiadać. Powiedz chociaż jedno słowo i obydwoje umrzyjmy!"
Wtedy Chrystus, otwierając zalane krwią oczy, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn twój (J 19, 26), jakoby mówił: "Ponieważ we mnie pokładałaś nadzieję, jego, zamiast mnie, miej za syna". Następnie, pocieszając ucznia, powiedział: Oto matka twoja (J 19, 27), jakoby mówił: "Troszcz się o Nią jak o matkę". To powiedziawszy, okazał mękę swej duszy, mówiąc: O wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, obaczcie i przypatrzcie się, czy jest boleść jako boleść moja (Lm l, 12), jakoby mówił: "Wewnątrz cierpię z powodu bólu Matki, zewnątrz z powodu ran". I zapłakał nad swą śmiercią, i wołając, skonał. Skoro zaś wyzionął ducha, jeden z żołnierzy przebił włócznią Jego bok. Matka zawołała: "Cóż czynicie, nawet umierającemu nie dacie spokoju!" A wtedy rzekła Maria Magdalena: "Twój Syn już umarł". Usłyszawszy to, Maryja padła na twarz, a potem, zawodząc i wielce bolejąc, wróciła do Jerozolimy.
Źródło: Peregryn z Opola, Na Wielki Piątek, w: Peregryn z Opola, Kazania de tempore i de sanctis, przeł. J. Mrukówna, weryfikacja przekładu i opracowanie tekstu E. Deptuchowa, L. Szelachowska-Winiarzowa, Z. Wanicowa, redaktor naukowy J. Wolny, Kraków - Opole 2001, s. 140-146. Tekst łaciński: In Parasceue, w: Peregrini de Opole Sermones de tempore et de sanctis, ed. R. Tatarzyński, Warszawa 1997, s. 568-570.