DUCHOWY TEATR WYOBRAŹNI
O kolędach bernardyńskich późnego średniowiecza
Pieśni, którymi chcę się zająć, znajdują się w dwóch rękopiśmiennych kodeksach o proweniencji bernardyńskiej: tzw. Kancjonale Puławskim i tzw. Kancjonale Kórnickim1. Oba pochodzą z połowy XVI w.: w pierwszym zanotowano datę 1550, w drugim 1551 i 1555. Większość zawartych w nich pieśni powstała w 1 połowie XVI stulecia, niektóre być może u schyłku poprzedniego. Sporo pieśni, choć w nieco odmiennych wersjach, powtarza się w obydwu kancjonałach, które stanowią niejako pomnikowy zapis twórczości bernardynów z okresu najbardziej ożywionej działalności literackiej zakonu2.
Najliczniejszą grupę stanowią pieśni Bożonarodzeniowe, nader zróżnicowane pod względem sposobu ujęcia tematu. Napotkamy utwory modlitewno-pochwalne, kołysanki, długie pieśni fabularne bądź o charakterze narracyjnym, bądź nasycające się żywiołem lirycznym w przytaczanych monologach lub rozmowach. Przedstawiają sekwencję zdarzeń, wyliczają kolejne fakty znane z Biblii i apokryfów - albo zatrzymują się na sytuacji w betlejemskiej szopie i na przeżyciach zgromadzonych tam osób.
Te właśnie, dające się umownie określić jako fabularno-liryczne, są dla nas szczególnie interesujące. To w nich bowiem dokonuje się kreacja świata, o którym Ewangelia nic na dobrą sprawę nie mówi; świata, który jest dziełem wyobraźni.
W stajni, ubogiej, ale wypełnionej nadprzyrodzonym światłem, na zimnej, gołej ziemi, a potem w ciasnym i twardym żłobie leży Dzieciątko. Obok klęczy Matka, nad Jezusem pochylają się wół i osioł, chuchające ciepłym oddechem. Krążą dokoła rozśpiewani aniołowie, stoi gdzieś zatroskany św. Józef. Wystarczy tyle, by wyobraźnia zaludniła się obrazami znanymi z przedstawień plastycznych i kościelnych szopek.
Tak samo zapewne działo się w średniowieczu, pieśni bowiem dają opisy nader skąpe. Osoby i rzeczy są - rzec by można - pozbawione wyglądu. Daremnie szukalibyśmy informacji o kształtach, barwie, rozmiarach. Nic tu nie jest kolorowe, z wyjątkiem "modrych fijołeczków" (do obsypania małego Jezusa) i Dzieciątka, które bywa "białe" i "rumione". Śliczne ciałko zostanie w przyszłości "na krzyżu zekrwawione", a już w niemowlęctwie oblewa się krwią podczas obrzezania. Z krwią - i z różą - wiąże się supozycja czerwieni, podobnie jak z lilią - białości. To jednak tylko skojarzenia, które nie muszą zostać uruchomione, zwłaszcza że niosące je wyrazy występują w funkcji symbolicznej, a nie opisowej. Świat poetycki jest "odbarwiony", a także - nieprzestrzenny. Nie zobaczymy stajenki jako dużej czy małej, wysokiej czy niskiej. Wysoki i wielki pojawiają się w znaczeniu przenośnym, odniesione do Boga, a jeśli pada pytanie o "pałace wysokie", chodzi jedynie o królewskie wspaniałości, których wyrzekł się Syn Boży. Nadprzyrodzony blask bijący od "jasnego" Dzieciątka również nie owocuje malarską wizją gry światła i ciemności. Nieliczne w pieśniach przymiotniki ze sfery wizualnej uzyskują zazwyczaj sens duchowy, wyrażając kontrast między boską godnością a uniżeniem Jezusa.
Cóż więc można widzieć, co staje przed oczyma w materialnej konkretności? Tylko scenerię i postaci, których wygląd (jeśli nie jest dany w inscenizacji jasełkowej, w wypełnionej figurami szopce), można sobie dowolnie wyobrażać, wiedząc jedynie, że stajnia ma być uboga, a Matka i Syn - "śliczni". Jeśli ta poezja maluje słowem - to nie obrazy, lecz sceny. Określa ją nie malarskość, lecz teatralność. Stajnia i żłób - dekoracje i główny rekwizyt. Maryja bierze Dzieciątko na ręce, tuli, podnosi do policzka - didaskalia. Oto duchowy teatr wyobraźni:
Gdy Ji Panna porodziła,
W pieluszki Ji zawinęła,
W ciasne jasłki Go włożyła,
Inszego miejsca nie miała.
Przed Nim pokornie klęczała,
Jako Boga przywitała,
Do Niego mile mówiła,
Nad Nim lutość wielką miała.
Patrząc na Nię rzewno płakał,
Bo na twardym łóżku leżał,
Ku Matuchnie rączki wznosił,
Od Niej wspomożenia prosił.
Panna Ji na rączki wzięła
I z radością piastowała,
Ku swym piersiam przytuliła,
Łaknącego nakarmiła.
Jezus, Dziecię naśliczniejsze,
Swoje[j] Matuchnie namilsze,
Matuchnę swą obłapiło,
K Niej się mile uśmiechało.
(Tak Bóg człowieka miłował..., 25-44)
Królewie się szykowali,
Skarby swoje gotowali,
I z uczliwością dali.
Trzykroć na ziemię padali,
Bóstwo Jego wyznawali,
Któremu dary dawali.
Z Panną ślicznie rozmawiali,
Gdy się z Jezuskiem witali
I rączki Mu całowali.
(Bogu Ojcu chwałę dajmy..., 151-159)
Uchwytnym dla wzroku żywiołem tej poezji jest gest i ruch - zachowania wyrażające przeżycia i uczucia postaci. Choć teksty co rusz wzywają: przystąpmy, oglądajmy; patrz, duszo; patrzcie, chrześcijani - nie znajdziemy wiele strawy dla oczu cielesnych. Zapewne zresztą przekaz pieśniowy znajdował wsparcie czy to w dziele sztuki zdobiącym świątynię, czy to w jasełkowej inscenizacji na wzór przygotowanej w 1223 r. przez św. Franciszka z Asyżu:
Sługa ten Jezu Krystow wszytko nagotował
I sianka w one jasłki z wesołości[ą] nasłał,
Wołu teże z osiełkiem wespołek postawił,
Serdecznym pocieszeniém wszytko sam jest sprawił. 3
(Toć jest miejsce duchowne święte i nabożne..., 9-12)
Źródła potwierdzają praktykę Bożonarodzeniowych widowisk w kościołach bernardyńskich. Oto we Lwowie w latach 1460-1477 obserwanci "urządzali żłóbek z wielką okazałością, przedstawiając w kościele podobieństwo stajenki z figurami N[ajświętszej] Panny i Dzieciątka wraz z wołem i osłem, rzekomo żywemi"4. Było też zwyczajem zakonnym "kołysanie Dzieciątka": okrążanie ze śpiewem żłobu z figurą małego Jezusa5.
A jeśli nawet obcuje się z samym tylko tekstem, pamięć i wyobraźnia zabudują i zaludnią scenę duchowego teatru. To, co się w nim rozgrywa, jest bardzo ziemskie, człowiecze, znane z codziennego doświadczenia. Gdybyśmy nie wiedzieli, kim są bohaterowie pieśni, widzielibyśmy po prostu zwykłą ubogą rodzinę, której członkowie żywią dla siebie nawzajem wielką miłość, szacunek, odnoszą się do siebie z serdecznością, troską, współczuciem:
Józef też z Panną płakał, żałując Dzieciątka,
[...]
Józef święty opytał Panny, Matki Jego:
"Alboć mu jest niewczas, albo wżdy chce czego?
Weźmi Ji ale k sobie,
Ściąga-ć rączki k tobie."
Rzekła Panna: "Za nie wiesz, Józefie mój miły,
Iż Dziecię barzo młode, a czas barzo zimny?
Nie wiem, co rzec temu,
Jako pomóc Jemu.
Widzisz, mój Józefie, udręczenie Jego,
Zimno i też ubóstwo ogarnęło Jego,
Synaczka mojego,
Pana niebieskiego.
By nie wołek z osiełkiem nad Nim tak nie stali,
Parą swoją dychając, Jego też nie grzali,
Więcej by płakało
I zimno ciérpiało".
(Pódźmy do jasłek nowych Jezusa miłego..., 101, 105-120)
Patrzylibyśmy ze wzruszeniem na czułe sceny między matką a dzieckiem, na wszystkie te wyciągnięcia maleńkich rączek, uśmiechy, pocieszanie w płaczu, tulenie, zetknięcia policzków, karmienie piersią, owijanie w ubogie okrycie, układanie w zwierzęcym żłobie:
Panna tak rzewno płacząc, Dzieciątko jest wzięła,
Do piersi przytulając, tulić Je zaczęła
Całuwając w liczko,
Ano oziębło wszytko.
Panna miła Dzieciątko karmiła piersiami,
Przytulając Je k sobie oblewała łzami.
Cudnie je tuliła,
Potym Je powiła.
(Pódźmy do jasłek nowych Jezusa miłego..., 125-132)
Słyszelibyśmy śpiewanie kołysanek:
Matuchna przed Nim klęczała,
Ku Niemu się umawiała:
Mój namilszy Synu,
Nynaj, nynaj, nynu. Alleluja.
(Ze wszech nam stron smutki giną..., 33-36)
Świat kreowany w tych tekstach jest światem uczuć i ludzkich doznań: wypowiadanych w monologach Maryi i rozmowach z Józefem czy pasterzami, objawianych gestami, znamionowanych łzami. Z zimna i niewygód, z bólu przy obrzezaniu płacze Dzieciątko, z żalu nad "Synaczkiem" płacze Matka Boska, w bezradnym współczuciu płacze Józef. Kreowaniu emocjonalnego klimatu sprzyja słownictwo: nacechowane przymiotniki, bezpośrednie nazywanie uczuć. Duchowe widowisko migocze kontrastami: płacze Ten, którego z upodobaniem nazywa się "weselem" dusz, śliczne (więc i delikatne) ciałko Niemowlęcia cierpi leżąc na gołej ziemi albo w ciasnym żłobie, chłód przenika Tego, który żarem miłości ogrzewa serca, Król znajduje schronienie w nędznej, a nawet "smrodliwej" szopie, zamiast czeladzi ma wołu i osła, zamiast miękkiej pościeli - garść siana i matczyną chustę.
Tak mówi się o Bogu: poprzez to, co namacalne i konkretne. Takie przełożenie znajdują słowa św. Pawła o Chrystusie, który "istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi" (Flp 2, 6-7a) 6. Skoro Bóg stał się człowiekiem, można Go ujmować w zrozumiałych kategoriach powszechnego doświadczenia ziemskiej egzystencji. Franciszkańską duchowość znamionuje właśnie chrystocentryzm jako "centralny punkt religijnego przeżycia nie (...) niepojętego Bóstwa, lecz który, Boga-Człowieka"7. Verbum incarnatum może doznawać biedy, zimna, wzgardy ludzkiej, fizycznego bólu. Słuchacz bernardyńskiego kazania czy śpiewający pieśń odkrywa prawdę, że Święte Osoby są bardzo do niego podobne; choć najczystsze i bezgrzeszne, tak samo cierpią na ciele i duszy, tak samo cieszą się, smucą, boją, okazują sobie czułość. Pieśń zaprasza:
Oględajcie, jako leży Bóg i człowiek wierny
(Stała się nam nowina tego to księżyca..., 70)
zachęca:
I my też, namilejsi, przystąpmy do Niego,
Do Dzieciątka miłego i Pana naszego,
Oglądajmy dziś Jego w jasłkach leżącego.
(Dzisia dzień narodzenia wszego..., 33-35)
Oglądajmyż te to dziwy,
Jako Bóg miłościwy i straszliwy
Ukazał się nam na świecie.
Iż płakał jako dziecię, dziwujmy się.
Moc leży, mądrość milczy - patrzcie, ludzie wszyscy.
(Stała się nam dziś nowina..., 61-65)
Trwa pamięć o niezwykłości tego Dziecięcia. Wielokrotnie mowa o dobrowolnym uniżeniu się Bożego Syna; o Jego wszechmocy i chwale, teraz ukrytej; o sensie tej ofiary, podjętej z miłości do grzesznego człowieka, dla jego zbawienia; o przedziwnych narodzinach z dziewiczej Matki; o nieporównanej czystości Najświętszej Panny. Paradoksy myśli mierzącej się z wielkością tajemnicy Boga i Jego planów - czy pozostają paradoksami tylko na poziomie stylu?
Dzieciątku temu w niebie anjeli śpiewają,
Dziś miasto ich zwierzęta Jego zagrzewają.
Płacze naweselszy,
Leży namocniejszy.
(Pódźmy do jasłek nowych Jezusa miłego..., 33-36)
Wiernym, którzy Ją pytają, "skąd ma to cudne Dziecię", Maryja wyjaśnia:
Jam Mu córka i matka, On syn i ociec mój,
Wielki stał się maluchny; Kto słychał ten dziw troj?
Jest nad zrozumienie
I wszytko stworzenie.
(tamże, 37-41)
Powiadając "ludziom tajemnice wielkie Dzieciątka tego" nazwie Je: "Jezus nazarański", "Zbawiciel", "Bóg krześcijański", "Syn Nawyższego, / Ojca niebieskie-go"; On rządzi światem, niebem, piekłem - jak "piszą prorocy". Jak uczynić Jego potęgę możliwą do ogarnięcia? Jak napełnić treścią pojęcie "Bóg"? Uciekając się do ziemskich analogii. Kruche Dzieciątko zatem to "Król wielki", "nawyższy kapłan", "o[l]brzym silny", "bojarzyn", "namocniejszy hetman".
Określeniami ludzkiej władzy i mocy w odniesieniu do Boga posługuje się wielokrotnie Biblia. Ale nie w tym kierunku idzie bernardyńska poezja. Syn Boży nie jest wszakże jak człowiek - On jest człowiekiem. I poprzez cielesność chce się ku Niemu zbliżać człowiek. W popularnym w późnym średniowieczu Rozmyślaniu o życiu Jezusa Chrystusa (przypisywanym przez długi czas św. Bonawenturze, wspieranym zatem autorytetem wielkiego mistyka i teologa franciszkańskiego) 8, autor zaleca pobożnej duszy:
Jeśli [...] chcesz odnieść dużo owoców z rozmyślania, to musisz wszystko, co Pan Jezus mówi lub czyni, tak żywo sobie uobecnić, jak gdybyś słyszała na własne uszy i widziała naocznie [podkr. M.E.], serce twe powinno przy tym pozostać pełne radosnej i skupionej uwagi. 9
Teksty pieśni tak właśnie uobecniają Boga Wcielonego. "Rozmyślać narodzenie" to najpierw - zobaczyć, usłyszeć. W "nabożnej piosnce" o inc. Narodził się nam Zbawiciel... pada na początku wezwanie, by się radować nowiną, która "na świecie nigdy nie była": "iż dziewica miała syna", a też: ludzka istota wydała na świat Boga. Dzieje się tak, jakby:
Gwiazda słońce ogarnęła,
Łyżka morze wyczerpnęła,
Studnica niebo zalała.
(7-9)
Niemożliwe stało się rzeczywistością. A skoro tak, myśl szybko porzuca karkołomne figury i skupia się na owej cielesnej rzeczywistości. I już jesteśmy w sercu wydarzeń: słyszymy śpiew aniołów objawiających ludziom dobrą nowinę, widzimy pasterzy, którzy, poruszeni niezwykłą wieścią, biegną do Betlejem "z kwapliwością". Wszystko dzieje się tu i teraz. Modlący się prosi, by "ku serca uciesze" opowiedzieli, co zobaczyli w Noc Narodzenia, oni zaś mówią chętnie i dużo:
I dzieciątko barzo śliczne
Między zwierzęty leżące,
Nad słońce jaśniej świecące.
Osieł z wołem klęczęcy
Głowy swoje nakłaniali,
Bóstwo Jego wyznawali.
Barzośmy się tam zumieli,
Gdyśmy anjoły widzieli,
Iż Pannie z Synem służyli.
(31-42)
Dalej przytaczają pieśń aniołów, wielbiących pokorę Boga, który będąc "niezmiernie wieluchnym" stał się "dzisia maluchnym".
Idąc za przykładem klęczącego Józefa, pasterze padają na twarze, a ich serca zapalają się ogniem miłości. Uradowana Panna podaje im Dzieciątko i pyta, cóż niezwykłego sprowadziło tej nocy pasterzy do szopy. Zapytani przywołują w odpowiedzi słowa anioła, co znów staje się okazją do dogmatycznego pouczenia o Bożym uniżeniu "otwierającym niebo zamknione". Maryja w zachwyceniu sławi Mesjasza, który przez zasługę przyszłej męki obronił dziewictwo Matki, a rodząc się w ludzkim ciele spełnił zapowiedzi proroków i oczekiwanie pokoleń.
Tekst wprost narzuca wizję inscenizacji. Szopka, w niej Święta Rodzina, dwoje zwierząt i aniołowie. Przybywają pasterze i rozpoczyna się dialog między nimi a Maryją, wzbogacony śpiewem anielskim. Słowom towarzyszą modlitewne gesty, klękanie; Panna podaje Synka pasterzom.
Czy tak się to odbyło? Czy przebrani zakonnicy wcielili się w dramatis personae, wyśpiewali ich kwestie? A może po prostu śpiewano wspólnie, trwając przed ustawionymi figurami (czy tylko przy żłóbku)? Tak czy inaczej, obrazy dostępne oczom lub kreowane słowem mogły pełnić tę samą funkcję, co wspomniana już pierwsza inscenizacja w Greccio, kiedy to św. Franciszek "polecił zrobić pewne przygotowania, które pobudziłyby wszystkich do większej pobożności [podkr. M.E.]" 10. Jak niegdyś biegli do Betlejem pasterze, tak teraz na wieść o urządzonych "jasłkach" podążyli do Greccio bracia zakonni i okoliczni mieszkańcy. Wśród nocy połyskiwały płomienie niesionych w rękach świec, rozbrzmiewał dokoła nabożny śpiew ku czci Jezusa i Maryi. Sam Franciszek stał z przemienioną i rozświetloną twarzą, "łzami pokropiony". Niezwykłość miejsca, sceneria nocy, widok wzruszonego świętego, sprawowana "u jasłek" msza św., wygłoszone przez Franciszka kazanie - wszystko to musiało podziałać na wiernych. Znany z zalet charakteru i urodzenia rycerz Jan zapewniał pod przysięgą, iż widział Dzieciątko, "Gdy Je śpiące na rączkach Franciszek piastował" (Toć jest miejsce duchowne święte i nabożne..., 40). Wszyscy ludzie z pilnością słuchali świętego, a o sile przeżycia całego obrzędu świadczyło to, iż "Z nabożeństwa wielkiego rzewliwie płakali" (48).
Znamienna jest ta miara religijnego doznania: płacz. Zwracaliśmy już uwagę na łzy wyrażające cierpienie i wzruszenia małego Jezusa, Maryi, Józefa. Płaczą, ponieważ są ludźmi, czują jak wszyscy. O to właśnie w tych tekstach chodzi: o odczuwanie, przeżywanie. I jeśli "my, w tym naśladując Ojca naświętszego [Franciszka; M.E.], / Przyszliśmy, Jezu miły, do łóżka Twojego", to znajdujemy się w Bosko-ludzkim świecie tętniącym emocjami. Najświętsze osoby widzimy w ich psychicznych i fizycznych doznaniach. Oto pieśń "o obrzazaniu abo o piérwszem krwie wylaniu Pana Jezusowej". Przytoczymy fragmenty mówiące o płaczu i pocieszaniu:
Panna Syna płakała,
Z Józefem Ji cieszyła,
Jego łzy ocierała.
(refren)
Jezus dzisia zapłakał,
Krew swoję za nas wylał.
(8-9)
Miły Jezu, nie płaczy,
Piersi pożywać raczy.
(22-23)
Na smętek Twej Matuchny
Wejrzy, Jezu miłosny.
Nie raczy płakać więcej,
Który cierpliwe cieszysz.
(3-35)
Oczy ścierała Jego,
Pocałuwając Jego.
(39-40)
Motywy płaczu są oczywiście całkowicie usprawiedliwione, skoro opisuje się noworodka, w dodatku zaznającego ciężkich warunków materialnych i bólu fizycznego. Tak właśnie powie autor pieśni Pódźmy do jasłek nowych Jezusa miłego...:
Dziecię, w stajniej leżęcy, barzo jest płakało,
Będąc tako młodziuchne, cirpieć poczynało:
Na ziemi leżało,
Pościeli nie miało.
(61-65)
Dalej także powracać będzie wielokrotnie do obrazu płaczących:
Przywitawszy Dzieciątko, Panna zapłakała
(69)
Wołek z osiełkiem będąc w stajniej usłyszeli,
Ano Dzieciątko płacze; k Niemu przybieżeli,
Jakoby płakali,
Jego żałowali.
(81-84)
By nie wołek z osiełkiem nad Nim tak nie stali,
Parą swoją dychając Jego też nie grzali,
Więcej by płakało
I zimno ciérpiało.
(117-120)
A rzewno płakało,
Już za nas ciérpiało.
(123-124)
Podczas obrzezania Dzieciątko "silno płakało", potem przez parę dni "płakało barzo [...] dla bolu silnego", wraz z Nim "silno" i "rzewnie" płakali Maryja i Józef. W efekcie takich nagromadzeń wciąż tych samych wyrazów niektóre teksty wprost ociekają łzami. Można oczywiście zapłakać z radości, jak świątobliwy starzec w świątyni:
Symeon Jego uzjawszy,
Płakał z wielkiej radości,
Obłapiając, całował,
Obfite łzy wylewał.
(Maryjej wywodzenie..., 32-35)
Choć współczuje biednemu Synkowi i boleje nad tym, iż nie może Mu zapewnić żadnych wygód, Maryja raduje się przecież narodzeniem i wielbi dzieła Boga:
Jego pokorze wielkiej jest się dziwowała:
"Witaj, Stworzycielu mój", tak Ji przywitała,
Nad Nim jest klęczała,
Radość wielką miała.
(Pódźmy wszyscy do jasłek Jezusa miłego..., 77-80)
Taka jest atmosfera duchowego teatru; sceny w szopce tchną radością zmieszaną ze smutkiem, na twarzach gości uśmiech przez łzy, delikatne gesty i czułe słowa łagodzą cierpienie. W idylliczny klimat stonowanych emocji wkracza niekiedy ostre doznanie, obraz nieledwie drastyczny - jak ten, gdy przy obrzezaniu Jezusa Maryja ujrzała krew maleństwa; a wraz z Nią i my możemy być świadkami chwili
Gdy Dzieciątko na poły prawie zmarłe było,
Pieluszki krwią polało, a krzyczało silno
Dla bólu wielkiego
Ciała tak młodego.
(Pódźmy wszyscy do jasłek nowych Jezusa miłego..., 145-148)
Wiadomo, kim jest to Dziecko, wiadomo, że skończy na krzyżu i już od pierwszych swoich chwil na ziemi oswaja się z przyszłą męką. Sama Matka opowiada:
Wzięłam Synaczka na rączki,
Powiłam Ji w pieluszki
Mówiąc: "Nie płaczże, namilszy,
Synaczku mój nacudniejszy.
Czy płaczesz dla nowiny,
Dla onej smętnej godziny,
Gdy przydzie czas męki Twojej
I wielkiej boleści mojej?
(Jezu, Synaczku Panieński..., 33-40)
Odkupiciel, Zbawca wydzierający człowieka z mocy "smoka piekielnego", "obżarnego nieprzyjaciela" (Nie ma świat skarbu takiego...). Ale choć jest Bogiem, można Go ogarnąć - myślą czy wyobraźnią właśnie. Nasz brat w cielesności, Bóg, o którym można mówić jak o człowieku, można Go przedstawiać jak człowieka, można Go widzieć. Co rusz czytamy w pieśniach:
Widzę Cię tak ubogiego:
Leżysz nagi, rzewno płaczesz,
Masz Matkę przed sobą klęcząc.
(Witajże, Dziecię rozkoszne..., 10-12)
Patrzę grzeszna na liczko Twe,
Weselić się duszy mojej
Każe głos Matuchny Twojej.
(Jezu, Synaczku Panieński..., 9-12)
I my też, namilejsi, przystąpmy do Niego,
Do Dzieciątka miłego i Pana naszego, Oglądajmy dziś Jego w jasłkach leżącego.
(Dzisia dzień narodzenia Zbawiciela wszego..., 33-35)
Widzenie, przyglądanie się jest formą poznania - nie intelektualnego, lecz poprzez obcowanie. Teksty unaoczniają, uobecniają Świętą Rodzinę i zdarzenia Nocy Narodzin. Patrzeć oznacza trwać wobec, być wraz. Sakralny bezczas, boskie bycie wszędzie i zawsze zagarniają miejsce i czas śpiewania pieśni. Wszystko dzieje się tu i teraz. Żywy obraz jest nie tylko przede mną - ja jestem w środku. Właśnie widzę, jak Maryja zajmuje się Dzieciątkiem, właśnie słyszę Jej słowa. I uczestniczę duchowo w tym, co się dzieje. Jak św. Franciszek, który o Bożym Narodzeniu twierdził, iż "jest to święto nad świętami, bo wtedy Bóg, stawszy się Dziecięciem, zawisł u piersi ludzkich. Obrazy owych niemowlęcych członków całował zgłodniałą myślą, a współczucie z Dzieciątkiem, rozlane w jego sercu, kazało mu słodko szczebiotać, jak to czynią małe dzieci11. Uwaga i modlitewny zachwyt zwrócone są ku człowieczeństwu Chrystusa. Z wpatrywania się w nie rodzi się współczucie, a rozczulenie widokiem Dzieciątka wyraża się w całowaniu delikatnego ciałka. Pieszczota czyniona jest duchowo, podobnie też oczom duchowym dostępny jest obraz małego Jezusa - obraz właśnie.
Zbudowane w wyobraźni obrazy mogą mieć sens alegoryczny czy symboliczny, mogą stanowić pomost do tego, co dla umysłu trudne do pojęcia, mogą przybliżać przez analogię to, co przekracza zdolność ludzkiego poznania. Tak tworzył swoje "drzewo życia" św. Bonawentura, wyjaśniając, iż wyobraźnia pomaga rozumieniu"12. W pieśniach Bożonarodzeniowych wyobraźnia też pomaga - ale czy rozumieniu? Kreowany świat nie oznacza niczego poza sobą; Maryja jest czułą Matką, Jezus kruchym niemowlęciem, Józef zatroskanym opiekunem, pasterze pasterzami, królowie królami. Ziemie to naprawdę twardy, nieprzyjazny grunt, zimno rzeczywiście przenika ciało. Dojmująco dosłowne jest ciała i duszy; ludzkie, ziemskie są smutek i radość, łzy i uśmiech, tulenie, całowanie, karmienie Dzieciątka. Wszystko rozgrywa się naprawdę nie tylko w sensie prawdy wiary, ale w tym najprostszym, człowieczym: tak dzieje się w życiu, takie jest doświadczenie wszystkich.
Jeśli więc scenę duchowego teatru wypełnia wizja stajenki, to dlatego, by dla każdego chrześcijanina słowo stało się ciałem: słowo Pisma świętego, słowo kaznodziei. Nauka o uniżeniu Boga, o drodze kenozy rozpoczętej już w Betlejem przełożona zostaje na zrozumiałe dla wszystkich kategorie doznawania materialnego ubóstwa, niewygód, zimna, głodu, słabości ciała, podatności na ból.
Zamiast rozważań dogmatycznych, zamiast przygody intelektu tonącego w boskich tajemnicach - oswajanie świętych osób, akcentowanie tego, co w nich ludzkie. Zamiast języka abstrakcji - przywiązanie do dotykalnego konkretu. Do tego, co dostępne zmysłom, ale ekspresyjne. Tu się ujawnia i pokazuje uczucia. Mamy zobaczyć, usłyszeć, dotknąć - tym ma być medytacja. Wyobraźniowe wejście w wydarzenia historii świętej owocuje poruszeniem wewnętrznym. Nie można przecież patrzeć obojętnie na "nasłodsze Dzieciątko, bez sobie równego" i słuchać Jego płaczu. Toteż z piersi wyrywa się wołanie:
[...] czemum w on czas nie był,
Gdy się namilejszy mój Pan Jezus narodził?
Byłbych Mu się uśmiechał i z płaczącym płakał,
Piastując członki Jego u kolebki siedział.
(Stała się nam nowina tego to księżyca..., 17-20)
Wiara i miłość rozpalają się dzięki patrzeniu, dzięki przeniesieniu się, mocą wyobraźni, do stajenki. Uczuciowo-zmysłowe przeżywanie sakralnej rzeczywistości czyni ją bliską i zrozumiałą, wiedzie ku szczególnemu utożsamieniu z tamtym czasem, miejscem, osobami. Słyszymy rzewne monologi Maryi, wyrażające prawdę macierzyńskiej miłości:
Panna jęła narzekać: "Ach, me miłe Dziecię,
Musisz tak zimno ciérpieć, nie mam czym zagrzać Cię;
Ni ognia, niczego,
dusznie mi żal tego.
Ach, me milę Dzieciątko, raczysz nie płakaci,
Leżysz na gołej ziemi, nie mam co posłać Ci:
Wezgłówka, poduszki
Jędorne, pieluszki.
(Pódźmy do jasłek nowych Jezusa miłego..., 93-100)
[...] Synu namilejszy,
Któż nad nas jest uboższy i nędzniejsza?
Jam jest uboga Panna i cieślina żona.
Nie mam ja domu własnego
Dla zagrzania Twojego tu zimnego.
Położę Cię przed zwierzątki,
Mój miły Synu święty, zimnem zjęty:
Zagrzeją zimność Twoję, znając bóstwo Twoje.
Nie płacze, Synu mój miły,
Bo Cię tolą anjeli [z] zwierzątkami.
(Stała się nam dziś nowina..., 18-25, 41-42)
Rozrzewniło się me serce,
Nie śmiałam Go podnieść proście,
Ależ mi płacząc ukazał,
Iż na mych rękach mięszkać chciał.
Wzięłam Synaczka na rączki,
Powiłam Ji w pieluszki,
Mówiąc: "Nie płaczże, najmilszy,
Synaczku mój nacudniejszy.
(Jezu, Synaczku Panieński..., 29-36)
To wyznanie indywidualnego ludzkiego doznania, ekspresja podmiotowości. Tak mówi pochylona nad Dzieciątkiem Matka Boża, ale tak może mówić każdy. Ten, kto staje się uczestnikiem duchowego teatru, kto ma w swoim sercu obraz betlejemskiej szopy, jest w tamtym świecie i ujawnia w modlitwie swe uczucia, pragnie czułymi gestami wyrazić miłość. Przemawia do Syna Bożego językiem ludzkiej czułości wobec małego dziecka, nazywając Jezusa "kwiatuszkiem:, "kwiatkiem ślicznym różanym", zachwycając się Nim jako "cudniejszym niż malowany". Aktem pobożności jest piastowanie, całowanie, tulenie, obdarowywanie kwiatami, wiankami - byle mały Jezus nie płakał. I - byle wypowiedzieć emocje przepełniające serce, byle znaleźć ujście dla wzruszenia, dla pragnienia boskiej obecności w duszy. A owa tęsknota za Bogiem zdaje się być tęsknotą za odczuwaniem właśnie, za lekko melancholijną radością, za nabożnym smętkiem, za błogim ukojeniem. Wyobraźnia kreuje więc pełną wdzięku scenkę rodzajową, której bohaterki - zapewne bernardyńskie zakonnice - obsypują Dzieciątko kwiatami, kąpią Je, układają w kolebce z cennego drewna:
Róże też i lilije, modre fijołeczki,
Potrzęśniemy Twej miłości jako Twe dzieweczki.
Stawiemy-ć statecznie,
Przydź do nas przezpiecznie.
Dajże nam, miły Panie, wszytkim Twoję łaskę,
Byśmyć kąpiel sprawiły, wodki cudną faskę
Z łez serca naszego
Dla dzieciństwa Twego.
Kolebczycę cedrową albo cypresową
Sprawimyć w sercu naszym, woniającą, nową,
Tam Cię zagrzejemy,
Z Tobą poigramy.
(Pódźmy do jasłek nowych Jezusa miłego..., 197-208)
Wyobraźnia sięga do rekwizytorni symboli, wybiera różę męki i chwały, lilię niewinności, fiołki pokory, królewskie, wiecznotrwałe cedry i cyprysy; zamienia łzy w wodę, serce w kolebkę13. A jednak wszystko to tylko rekwizyty, elementy językowej konwencji. Bo nie chodzi tu o rozważanie królewskiej godności Chrystusa, nie o opiewanie niewinności i pokory ani mocy oczyszczania z grzechów. Nie o refleksję, lecz o miłosne wyznania. Ale nie na uczuciu ma się skończyć doświadczenie wiary. Znajdziemy też pouczenia moralne:
Nuż wy łakomi bogacze,
Co się w zamczech kochacie,
To sobie rozmyślajcie,
Iż Pan Jezus leżał w jacie.
Ubóstwo miłujcie,
Jałmużny im dawajcie,
Niebo sobie zyskujcie.
Weselcie się dzisia ubodzy,
Co ciérpicie wielkie szkody:
Syn się Boży narodził,
Ten was dzisia pocieszy.
Z pokornością ciérpcie,
Jezusem się cieszcie
I w Nim się kochajcie.
(O Naświętsza Panno Maryja..., 50-63)
O duszo moja miła, o sierce żałosne,
Zaś nie baczysz, jakie to Dzieciątko miłosne,
Co ciérpi przeciwnego Syn Boga żywego?
A ty nie chcesz dla Niego nic ciérpieć ciężkiego?
(Stała się nam nowina tego to księżyca..., 73-76)
Oto zatem droga od zmysłów przez uczucia ku nakłonieniu woli do praktykowania cnót. Swoiście, ale wpisuje się ta poezja w schemat: meditatio, compassio, imitatio. Widz i świadek duchowego widowiska, trwający w bliskości Maryi i Jezusa, wezwany zostaje do wiary prostej i emocjonalnej. Nie głębia myśli i modelowanie takiejże, pogłębionej postawy chrześcijańskiej stanowi o specyfice tych pieśni, lecz praca wyobraźni wiodąca w istocie do wyobrażenia sobie uczuć i do wczucia się w to, co wyobrażone. I jeśli abstrahować od cech pobożności, jaką takie teksty kształtowały, to niewątpliwą ich wartością pozostaje mowa podmiotu, oddanie głosu ludzkiemu wnętrzu. O sobie samym i swoim życiu opowiada w końcu ten, kto słowem kreuje Bożonarodzeniowe sceny.
Przypisy
1 Pierwszy należał do zbiorów książąt Czartoryskich w Puławach. Obecnie przechowywany jest w krakowskiej Bibliotece Czartoryskich (sygn. 2372 I). Drugi znajduje się w Bibliotece Kórnickiej (sygn. 44). 2 Por. W. Wydra: Władysław z Gielniowa. Z dziejów średniowiecznej poezji polskiej. Poznań 1992, s. 11, 21. 3 Por. też opis w Życiorysie większym [św. Franciszka] pióra św. Bonawentury (Antologia mistyków franciszkańskich. Zebr. i zred. S. Kafel. Tłum. Zespół. T 1: Wiek XIII. Warszawa 1985, s. 72. 4 K. Kantak: Bernardyni polscy. T 1: 1453-1572. Lwów 1933, s. 136. 5 Por.: W. Wydra, Teksty kolędowe z pierwszej połowy w. XVI zapisane w inkunabule bernardynów krakowskich. Czy "scenariusz" żakowskich igr bożonarodzeniowych? "Pamiętnik Literacki" 1978, z. 3, s. 164. Wspomnijmy w tym miejscu, iż Bożonarodzeniowe zwyczaje rozpowszechniły się również w innych zakonach. Oto np. świadectwo karmelitańskie z grudnia 1702 r.: "Dziękczynienie odprawiwszy, piosneczki według zwyczaju śpiewałyśmy przy maluchnych ubogich jasłeczkach, które siostra Magdalena ze słomy zrobiła i maluchnego Jezusa przywiózłszy położyła" (R. Kalinowski, Klasztory karmelitanek bosych w Polsce, na Litwie i Rusi. T. 3: Kraków. Kraków 1904, s. 188). 6Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. [Biblia Tysiąclecia]. Opr. Zespół. Wyd. 2 zmienione. Poznań-Warszawa 1980. 7 H. Graef: Siedmiobarwna tęcza. Warszawa 1966, s. 210. 8 Przyswojone literaturze polskiej przez parafrazę Baltazara Opeca (Żywot wszechmocnego Syna BożegoPana Jezu Krysta. Kraków 1522). 9 Jan de Caulibus: Rozmyślanie o życiu Jezusa Chrystusa. Tłum. A. Lubik. Kraków 1935, s. 3. 10 Św. Bonawentura, dz. cyt. (przyp. 2), s. 72. 11 Bł. Tomasz z Celano: Życiorys drugi [św. Franciszka]. W: Antologia mistyków franciszkańskich, dz. cyt., s. 45. 12 Św. Bonawentura: Drzewo życia. W: Pisma acsetyczno-mistyczne. Warszawa 1984, s. 261. 13 Por. D. Forstner: Świat symboliki chrześcijańskiej. Przekład i opracowanie W. Zakrzewska, P. Pachciarek, R. Turzyński. Warszawa 1990, s. 157-161, 186-187, 187-189, 191-193.
Pierwodruk artykułu: Wyobraźnia epok dawnych: obrazy - tematy - idee. Materiały sesji dedykowanej Profesorom Jadwidze i Edmundowi Kotarskim. Red. Janusz. K. Golińslki. Bydgoszcz 2001.