[...] W najbardziej charakterystycznym dla siebie wydaniu człowiek średniowiecza nie był marzycielem ani wędrowcem. Był organizatorem, kodyfikatorem, budowniczym systemów. Chciał "miejsca na wszystko i wszystkiego na właściwym miejscu". Rozróżnianie, określanie, układanie rubryk było jego rozkoszą. Choć pełen burzliwej działalności, był równie pełny impulsów, żeby ją sformalizować. Wojna została (w intencjach) sformalizowana przez sztukę heraldyki i reguły rycerskie; namiętność seksualna (w intencjach) została ujęta w wypracowany kodeks miłości. Wysoce oryginalna i wzniosła fizjologiczna spekulacja zacieśnia się w sztywny system dialektyczny skopiowany od Arystotelesa. Kwitną szczególnie takie studia jak prawo i teologia moralna, które wymagają uporządkowania bardzo rozmaitych szczegółów. Każdy sposób, w jaki poeta może pisać (łącznie z pewnymi sposobami, jakich raczej nie powinien używać), jest sklasyfikowany w sztuce retoryki. Niczego bardziej nie lubili ludzie średniowiecza i niczego lepiej nie robili od sortowania i porządkowania. Podejrzewam, że ze wszystkich wynalazków nowożytnych najbardziej podziwialiby kartotekę.
Ten impuls działa zarówno w tym, co wydaje się nam najgłupszą pedanterią, jak i w ich najwznioślejszych osiągnięciach. W tych drugich widzimy spokojną, niezmordowaną, radosną energię namiętnie systematycznych umysłów, doprowadzających ogromne masy niejednorodnego materiału do jedności. Doskonałymi przykładami są Summa św. Tomasza z Akwinu i Boska komedia Dantego, tak zjednoczone i uporządkowane jak Partenon lub Król Edyp, równie zatłoczone i zróżnicowane jak jeden z dworców londyńskich w święto bankowe.
Ale istnieje jeszcze trzecie dzieło, które możemy, jak myślę, postawić obok tych dwóch. Jest nim sama średniowieczna synteza, cała organizacja teologii, nauki i historii w jeden złożony, harmonijny umysłowy model wszechświata. Zbudowanie tego modelu zostało uwarunkowane przez dwa czynniki, które już wymieniłem: zasadniczo książkowy charakter tej kultury i namiętną miłość do systematyzowania.
Ludzie średniowiecza to ludzi pogrążeni w książkach. Są naprawdę bardzo łatwowierni wobec książek. Trudno im uwierzyć, że coś, co dawny auctour powiedział wobec książek. Trudno im uwierzyć, że coś, co dawny auctour powiedział, jest po prostu nieprawdą. A dziedziczą bardzo niejednorodny księgozbiór: książki żydowskie, pogańskie, Platońskie, Arystotelesowskie, stoickie, wczesnochrześcijańskie, patrystyczne. Albo (według odmiennej klasyfikacji) kroniki, poematy epickie, kazania, wizje, traktaty filozoficzne, satyry. Oczywiście, ich autorzy będą sobie przeczyć. Będzie się tak wydawało jeszcze częściej, jeśli zignoruje się różnice gatunków literackich i będzie się bezstronnie pobierać wiedzę od poetów i filozofów; i tak ludzie średniowieczne bardzo często faktycznie czynili, chociaż byli całkowicie zdolni wykazać - w teorii - że poeci myśleli. Kiedy w tych warunkach ktoś żywi także wielką niechęć do całkowitej niewiary w to, co znajdzie w książce, wówczas powstaje oczywiście nagląca potrzeba i wspaniała sposobność do sortowania i porządkowania. Wszelkie widoczne sprzeczności muszą być zharmonizowane. Trzeba zbudować Model, który zmieści wszystko bez zgrzytów; a uda się to tylko wtedy, gdy stanie się on zawiły i osiągnie jedność poprzez wielką i subtelnie uporządkowaną wielorakość. Zadanie to - wierzę - ludzie średniowiecza podjęliby w każdym wypadku. Ale mieli dodatkową zachętę w fakcie, że zostało ono już zaczęte i wykonane w przyzwoitej mierze. W ostatnim stuleciu starożytności wielu pisarzy - niektórych spotkamy w dalszym rozdziale książki - zbierało razem, może półświadomie, i harmonizowało poglądy bardzo odmiennego pochodzenia, budując synkretyczny model nie tylko z elementów platońskich, arystotelesowskich i stoickich, lecz także z pogańskich i chrześcijańskich. Ten model wieki średnie przyjęły i udostępniły.
Mówiąc o udoskonalonym Modelu jako dziele, które można postawić obok Summy i Komedii, miałem na myśli to, że może on udzielić podobnego zadowolenia umysłowi i po części z tych samych przyczyn. Jego wzniosłość nie polega na czymś mglistym i niejasnym. Jest to, jak spróbuję później wykazać, raczej klasyczna niż gotycka wzniosłość. Jego zawartość, choć bogata i urozmaicona, pozostaje harmonijna. Widzimy, jak wszystko łączy się ze wszystkim, stanowiąc jedność nie w płaskiej równości, lecz w hierarchicznej drabinie. Można by przypuszczać, że to piękno Modelu jest widoczne głównie dla nas, którzy już nie przyjmujemy go za prawdę i którym wolno na niego patrzeć - albo którzy jesteśmy zmuszeni nań patrzeć - jakby to było dzieło sztuki. Ale ja wierzę, że tak nie jest. Uważam, że istnieją obfite dowody na to, iż dawał on głębokie zadowolenie, gdy jeszcze weń wierzono. Mam nadzieję przekonać czytelnika nie tylko, że ten Model wszechświata jest najwyższym średniowiecznym dziełem sztuki, lecz także, iż jest w pewnym sensie dziełem centralnym, tym, w którym najbardziej szczegółowe dzieła zostały osadzone, do którego stale nawiązywały, z którego czerpały wiele ze swojej siły.
Za wyd. C. S. Lewis, Odrzucony obraz. Wprowadzenie do literatury średniowiecznej i renesansowej, tłum. W. Ostrowski, Warszawa 1986, s. 21-25.