Podczas jednej z bitw pod Troją Apollo mówi do Diomedesa (Iliada, 5, 440-442):
Opamiętaj się, Tytydo, i cofnij się, i nie próbuj
Równać się z bogami, bo nie są do siebie podobne
Te rody: bóstw nieśmiertelnych i ludzi chodzących po ziemi.
Ród boski i ludzki
Ród boski nie jest podobny, homoion, do rodu ludzi, albowiem bogowie są wyższymi istotami, po prostu. We wszechświecie, zdaniem Greków, są różne istoty, jedne z nich są wyższe, inne niższe. Jesteśmy my, są byty wyższe od nas, są też niższe od nas. Gdyby zapytać Greka z epoki archaicznej albo klasycznej o nasze miejsce między bogami a bytami niższymi, pewnie by powiedział: "My patrzymy na bogów, jak może psy na nas". - Czy bogowie są dla nas dobrzy? - "A my czy jesteśmy dobrzy dla psów? Nie tak bardzo. Nie możemy zresztą dzielić ich doli, bo nie możemy zniżyć się do nich".
Ale te niepodobne do siebie rody są zarazem podobne, o czym chyba myślał Hezjod, gdy mówił do brata, Persesa (Prace i dnie, 106-108):
Jeżeli zechcesz, inne wyłożę ci teraz słowo
Składnie i umiejętnie, a ty przechowaj je w sercu,
Jak z jednego są szczepu bogowie i śmiertelni ludzie.
Co to znaczy, że są z jednego szczepu, homothen? Bogowie mają kształt ludzi. Bogowie są piękni. Te przeświadczenia Greków świecą u samego początku ich sztuki. Bogowie mają kształt ludzi, będąc w tym bezmiernie piękni. Dlatego wyklucza się i ryje takiego Hermesa, takiego Apolina, jacy do dziś zatrzymują nas i porażają. Kształt jest ludzki, bo dla Greków najpiękniejsze, przed wszystkim piękne, piękne po prostu, są: postać ludzka i twarz ludzka. W sztuce greckiej tajemnica metafizyczna przejawia się nie tyle w krajobrazach ziemi i morza, nie tyle w rozgwieżdżonym niebie, ile w uśmiechu kor attyckich w muzeum na Akropolu.
Oprócz postaci i twarzy, ludzkich i boskich, piękna jest dla Greków kompozycja, to, co można by nazwać milczącą formą. Niewiele ze sztuki i literatury antycznej przechowało się do naszych czasów, lecz przynajmniej w takich dziełach, jak fryzy Fidiaszowe z Partenonu, epos Homerowe i teatr trzech tragików, widzimy triumf kompozycji, formę milczącą przez to, że tak wzgardliwie wzniesioną ponad wrzawę i chaos. I tak pełną życia. Sztuka i literatura grecka nie są ani radosne, ani smutne; są ponad strefą, do której można by stosować takie określenia.
W tej tradycji nie brak dotknięcia absolutu. Gdzie powinniśmy szukać go? W nie wyjaśnionych nigdy do końca zagadkach Mojry, w przepaści, jaka się otwiera pod osaczającą nas, gdy obcujemy z mitologią, nierozwiązalnością wewnętrznych sprzeczności życia i nierozwiązalnością (która jest jak stuknięcie w twardy mur) wielkich starć mitycznych, jak Prometeusza z Zeusem, Antygony z Kreonem. I pod zapierającym dech w piersi zdzieraniem zasłon w tylu tragicznych mitach. Dotknięcie absolutu jest na pewno w miłości Demeter i Kore. A także w niewzruszonym milczeniu greckiej formy w sztuce i literaturze.
Cześć dla tego dziedzictwa winna polegać na wykorzystaniu pouczeń, jakie z niego wynikają. Są to pouczenia gorzkie i ciepłe, wymagające i krzepiące. Już Iliada, uwydatniając wzniosłość wzmagania się Achillesa z losem, zarazem ukazuje klęskę jego samotnej dumy i jej niższość wobec szarej troski Hektora o rodzinę i ojczyznę. Ciepłą tę treść greckiej sztuki, literatury i wiary podejmuje i wiernie niesie w dalsze wieki i w dzieje państwa i cywilizacji rzymska Eneida i kultura łacińska. Jest to zachęta do cierpliwego męstwa, wolnego od skargi, przeciwstawionego niepojętemu, a często przerażającemu, światu. Oto dziedzictwo antyczne, tak wielkie, że niełatwo jest sprostać mu. Ale wytrwale się o to staramy.
Za wyd. Z Kubiak, Mitologia Greków i Rzymian, Warszawa 1997, s. 568-569.