[...] Ale kiedy zaczął być w Rzymie sławny, kiedy Mecenas zaczął go traktować jako jednego z najbliższych sobie ludzi - Horacy w wieku lat trzydziestu pięciu podjął nagle nie spodziewaną przez nikogo decyzję: postanowił wyjechać z Rzymu, osiąść w ofiarowanej mu przez Mecenasa niewielkiej posiadłości w górach sabińskich.
O tym tylko marzyłem: pola skrawek mały
Ogród, a tu przy domu źródełko i skały
Z rzadka porosłe lasem. Lecz bogowie o mnie
Zatroszczyli się lepiej. Dość mi...
(przekład Jana Sękowskiego)
Tu właśnie poświęcił się tworzeniu swej najważniejszej sztuki: cyklu pieśni. Szukaniu owej miary, którą miał - po Grekach - na nowo dla świata odnaleźć. I którą potem miał na nowo odnaleźć Kochanowski w swoim Sabinum, w Czarnolesie.
Można tam jeszcze dziś Horacego odwiedzić. Jedzie się do jego pustelni samochodem z Rzymu jakieś dwie godziny - łatwo więc obliczyć, jak długa to była droga, kiedy trzeba było przez kręty pośród gór gościniec tłuc się wozem, który mozolnie nieraz się przeciskał obok pędzonych przez pasterzy stad bydła, wzniecających racicami wielkie kłęby kurzu. Mała na brzegu szosy tabliczka z napisem: Villa d'Orazio zatrzymuje niewielu przejeżdżających tędy turystów. Pusto dokoła, tak jak pusto tu było w starożytności, dwa tylko wznoszące się na horyzoncie wzgórza dźwigają na swych szczytach miasteczka - tak jak niegdyś, miasteczka, z których Horacy sprowadzał potrzebne mu wytwory rzemieślników. Idzie się od szosy w bok, ścieżką wspinającą się na niskie wzgórze, na którym łąka się rozpościera. I na tej łące jest willa Horacego, z której zostały zarysy wszystkich komnat - wysokie na kilkanaście centymetrów - willa, której ściany trzeba teraz budować w wyobraźni, z wypełniającego przestrzeń czystego, rzeźwego powietrza - co jednak nie przeszkadza pilnującemu tej posiadłości staruszkowi objaśniać przybyszów dokładnie: "Tu Horacy pisał pieśni, tu pisał listy..." Posadzki przeważnie się zachowały, ozdobione skromnymi mozaikami. Na tych posadzkach odbywał wiejskie swoje uczty, które wolał od biesiadnych na Palatynie.
O boskie noce uczty, co mnie i rodzinę
Karmicie w domu moim...
Wnet ktoś temat poda;
Ale nie o domostwach cudzych, o ogrodach,
Jak tańczy Lepos - lecz, co nas dotyczy, a my
Nie wiemy o tym jeszcze. Zatem rozważmy,
Czy bogactwo, czy cnota ludzi szczęściem darzy,
Czy pożytek, czy zacność przyjaciół kojarzy,
Czym jest właściwie dobro, co jest jego szczytem?...
(przekład Jana Sękowskiego)
W takim powietrzu i wśród takich biesiad powstawały horacjańskie pieśni - wynik długiej pracy, której główną cechą stanowiło to, iż była ona jednocześnie pracą artystyczną i tym, co się nazywa "pracą nad sobą".
W jednej z tzw. "ód rzymskich", w Pieśni III, 4, Horacy wspomina półbaśniowy epizod ze swego dzieciństwa:
Toć będąc jeszcze pacholęciem małem,
W pobliżu granic Apulii rodzonej
Gdy raz po Górach Wulturskich biegałem
I wreszciem zasnął, igraszką znużony,
Zniosły gołębie, niebiescy posłańce,
Świeżych sennemu gałązek na czoło.
Więc się też wiele lud dziwował wkoło -
I Acheroncji wyniosłej mieszkańce...
(przekład Aleksandra Krajewskiego)
Komentując ten tekst, Pierre Grimal w pięknym eseju o Horacym pisze: "Wszystkie wysiłki Horacego zmierzały do odzyskania owej natury odczuwanej w latach dziecinnych, tej pierwszej wrażliwości, na której zbudował swój wszechświat... Ambicje światowe, łatwe miłości, dające zadowolenie tylko zmysłom, żądza zysku - wszystko to miało zostać odsunięte. U kresu długiej, oczyszczającej pracy Horacy odnajduje w sobie obrazy zielonego raju: stado kóz, które przywarło do stoku wzgórza, lasy, jakąś małą, chylącą się do ruiny świątynię, świeżość źródła, powolny rytm dni i pór roku..."
Jedno to z najtrafniejszych określeń samego sedna klasycznej sztuki Horacego - tej, która po zdobyciu olbrzymiego doświadczenia i wiedzy pozwala tworzyć teksty tak proste (bardzo to osobliwa, bardzo to skomplikowana prostota), jak najsławniejsza bodaj z jego pieśni, Pieśń do źródła Banduzji:
I ty do sławnych będziesz policzone,
Gdy w moim wierszu wierzbę rosnącą wspomionę
Na skalistym wiszarze,
Skąd wody twe tryskają szemrzące w rozgwarze.
(przekład Lucjana Rydla)
Uczynił je sławnym rzeczywiście - to źródło zupełnie podobne do tysięcy innych na świecie. Idzie się do niego kawałek drogi ścieżką z horacjańskiego domu, przez gęsto rozrośnięte krzewy i zielska. Źródło sączy się przez bujną zieleń, doskonale czyste. Ponieważ jest to źródło horacjańskie, może nad nim zaświtać ta myśli, która nie nad każdym źródłem ludzi nawiedza: że przez lat dwa tysiące tyle zdarzeń się przetoczyło wielkich i osobliwych: cesarze rzymscy rządzili i wojowali; powstawały miasta; wygasały miasta; z północy nadeszły nowe ludy; Odoaker pokonał Romulusa, Teodoryk pokonał Odoakra; Benedykt założył swój klasztor; walczyły i żyły coraz to nowe plemienia; mijało średniowiecze, zapalała się stopniowo zorza renesansu; płonął duch Savonaroli, Michał Anioł kuł w marmurze; nadeszła epoka nowożytna, niewyobrażalna dla autora pieśni, który nieśmiertelność ich ograniczał czasem, gdy biała Westalka z pontifeksem na schody Kapitolu będzie wstępowała; nadejdą czasy jeszcze bardziej niewyobrażalne, których i ludzie dzisiejsi nie znają. A ono - przez te wszystkie wieki płynęło i płynie - źródło Banduzji.
Wg wyd. Z. Kubiak, Wędrówki po stuleciach, Kraków 1969, s. 78-81.