Francesco Sacchini (1570–1625) – włoski jezuita, humanista, autor cenionych dzieł hagiograficznych (żywoty św. Stanisława Kostki, św. Piotra Kanizjusza i św. Paulina z Noli) i pedagogicznych (Paraenesis ad magistros scholarum inferiorum Societatis Iesu oraz Protrepticon ad magistros scholarum inferiorum Societatis Iesu, Rzym 1625) oraz współautor wielotomowej, monumentalnej historii Towarzystwa Jezusowego (Historia Societatis Iesu). Jego poradnik dla czytelników – De ratione libros cum profectu legendi libellus (O owocnym sposobie czytania książek) – wydany po raz pierwszy w Rzymie w 1613 roku w krótkim czasie stał najpopularniejszym w Europie dziełem tego rodzaju, wznawianym wielokrotnie w XVII i XVIII wieku, tłumaczonym także na język francuski i niemiecki. Choć adresowany do czytelników książek, porusza uniwersalne i ponadczasowe zagadnienia związane ze zdobywaniem, utrwalaniem, porządkowaniem i przekazywaniem wiedzy – aktualne również dziś, w dobie rewolucji cyfrowej i internetu.
Rozdział 1
O konieczności i użyteczności gorliwej lektury
Pamiętam, że jako młodzieniec często się zastanawiałem, czy można coś osiągnąć w nauce bez oddawania się gorliwej lekturze. Wyobrażałem sobie, że jeśli ktoś ma dosyć własnych zasobów, nie musi poszukiwać pomocy z zewnątrz. Jeśli bowiem jest z natury uzdolniony, po cóż miałby prosić obcych o to, czego ma pod dostatkiem w domu? Pożyczanie wydawało mi się czymś niegodnym, żebranie zaś – czymś upokarzającym i poniżającym umysł. Sądziłem, że jak ci, którzy dali początek różnym naukom, poruszali się po dziewiczym terenie i pozostawiali ślady na ścieżkach nietkniętych wcześniej ludzką stopą, tak i dziś można (płodna bowiem i niewyczerpana jest potęga ludzkiego umysłu) pływać o własnych siłach – trzeba się tylko odważyć.
Jednakże wraz z tym, jak przybywało mi lat i doświadczenia, ta młodzieńcza nadmierna pewność siebie i zuchwałość stopniowo ustąpiła mocnemu przekonaniu, podzielanemu przez mędrców, że czym dla ciała jest pożywienie, tym dla umysłu jest lektura. "Nią – mówi św. Damazy do św. Hieronima – niczym chlebem powszednim karmi się i wzmacnia wymowa". Jak bowiem ciała istot żywych nie są w stanie wzrastać ani utrzymać się przy życiu bez właściwego pożywienia, tak też nie można zdobyć ani zachować wiedzy, nie karmiąc się odpowiednio dobraną lekturą.
Spójrz na tych wszystkich, których imiona cokolwiek znaczą w świecie nauki – czy znajdziesz wśród nich choć jednego, który nie zgromadziłby możliwie najbogatszego księgozbioru? Wystarczy przypomnieć dwóch wielkich luminarzy nauki greckiej. Arystoteles, jak wiadomo, nieustannie karmił swój umysł, pochłaniając wielkie ilości książek, które zdobywał dzięki bogactwom Aleksandra Wielkiego. On to za ogromną sumę trzech talentów zakupił dzieła Speuzypa i oddawał się tak bardzo czytaniu, że Platon nazywał go Lektorem. Platonowi zaś nie było szkoda stu min na zakup ksiąg Filolausa. A Sokrates w jego dialogu tak zwraca się do Fajdrosa:
Jak wygłodniałym zwierzętom podsuwa się pod nos gałązki lub owoce, aby je łatwiej prowadzić, tak i ty, podając mi książkę, prowadzisz mnie po całej Attyce lub gdzie tylko zechcesz.
Cóż więc powinni czynić zwykli śmiertelnicy, jeśli najwięksi geniusze tak bardzo zabiegali o tego rodzaju pomoce? Chęć rywalizacji z tymi, którzy kładli fundamenty nauk, jest oznaką nieznośnej pychy i głupoty. Czyż może być większe zuchwalstwo od tego, gdy ktoś przypisuje sobie to, czego (według zgodnej opinii wszystkich ludów) na prawach wyjątkowego przywileju Bóg udzielił pierwszym ludziom, aby od nich czerpali ich następcy? Czyż może być większa głupota od błądzenia w nieznane po bezludnych i krętych ścieżkach, choć dostępna jest droga wydeptana stopami godnych zaufania przewodników? Przychodzi tu na myśl pospolite przysłowie, czyli sentencja wyrażająca mądrość podzielaną przez wszystkie ludy, a mianowicie: "Nie wszyscy możemy wszystko". Załóżmy, że znalazłby się ktoś nadzwyczaj utalentowany albo obdarzony bystrym i przenikliwym umysłem, to i tak pierwszy z nich będzie musiał czerpać z cudzych źródeł, a drugi będzie wymagał polerowania przez innych. Znakomicie wyraził to Kasjodor:
Nawet sam Cyceron, ów zdrój wymowy, gdy został pewnego razu poproszony o zabranie głosu, podobno wymawiał się, twierdząc, że dzień wcześniej niczego nie czytał. Cóż może przytrafić się innym, jeśli nawet tak wielki i sławny mówca potrzebował, jak się wydaje, pomocy innych autorów? Talent niechybnie zmarnieje, o ile nie będzie zasilany nieustanną lekturą. Szybko zostaną opróżnione spichlerze, które nie będą stale uzupełniane. Nawet skarbiec z łatwością opustoszeje, jeśli nie będzie ciągle napełniany pieniędzmi.
Następnie mówi o sobie samym:
Jeśli zaś u mnie można wyczuć coś dobrego, to jest ono owocem nauki, który jednak okaże się zwiędły, jeśli zostanie oderwany od swej matki – lektury. Tylko tam bowiem może być najpiękniejszy, gdzie się zrodził i kształci, ponieważ wszystko najbujniej rośnie w miejscu swego pochodzenia, nieusunięte jeszcze ze swoich naturalnych granic.
Lecz choć wszystkie dziedziny wiedzy wymagają gorliwej lektury, to jednak w szczególny sposób dotyczy to nauk, które wzięły swą nazwę od słowa humanitas. Skąd bowiem można się nauczyć starożytnych, od dawna już martwych języków, jeśli nie z książek, w których zachowały się ich pozostałości? Skąd znajomość dawnych wierzeń, obyczajów, godnych pamięci słów i czynów? Skąd, jeśli nie z utrwalonych na piśmie źródeł, można poznać i wydobyć na światło dzienne wiedzę o całej starożytności? Skąd, jeśli nie z bogatych zasobów bibliotecznych, czerpać należy środki niezbędne do dobrego wysławiania się w mowie i piśmie?
Jeśli według zgodnej opinii znawców naśladowanie jest tak bardzo pożyteczne dla przyszłych mówców i poetów, że uchodzi wręcz za konieczność, to tym bardziej niezbędne jest czytanie książek, bo bez niego nie jest możliwe naśladowanie, a poza tym przynosi ono wiele innych korzyści. Spośród nich szczególnie wyraźna i natychmiastowa polega na tym, że czytelnik stopniowo i niejako nieświadomie, nawet jeśli nie zamierza niczego naśladować, przejmuje styl i sposób mówienia, a nawet obyczaje tego autora, który mu się najbardziej podoba.
Jak bowiem spacerując w słońcu, w naturalny sposób opalamy się (jak powiada Cyceron), nawet jeśli przechadzamy się z innego powodu, tak też, kiedy czytamy uważnie dzieła uczonych mężów, czujemy, że nasza mowa przybiera jak gdyby ich barwę.
Jeśli chodzi o mnie, to nie mam wątpliwości, że gorliwy czytelnik czerpie z lektury bardzo wiele korzyści, chociaż nie uświadamia sobie, skąd one pochodzą, a nawet uważa je za własny wynalazek, którym zresztą jest, ale nie zaistniałby on bez uprzedniej lektury. Nie inaczej dzieje się w bliskich relacjach między ludźmi, kiedy ktoś upodabnia się do przyjaciela; podobny skutek odnosi czytanie książek. Umysł ludzki jest miękki niczym wosk: można go łatwo kształtować według takiego czy innego wzoru. Lecz właśnie ten fakt ujawnia nie tylko korzyści płynące z czytania, ale także konieczność odpowiedniego doboru książek i to zarówno ze względu na formację moralną, jak i zdobywanie wiedzy. Chodzi bowiem o to, aby zdolności poznawcze, dane nam przez Boga dla naszego dobra, użyte w niewłaściwym celu nie sprowadziły na nas szkody i zagłady.
Rozdział 10
Argumenty przeciwko sporządzaniu notatek
Ci, którzy czytają tylko dla przyjemności albo zabicia wolnego czasu, niemal niczego nie zachowują nie tylko w notatkach, ale także w pamięci. Jedno i drugie wymaga wysiłku, którego nie znoszą. Lecz nie do nich się zwracam, ponieważ nie ma sensu zachęcać do pracy nad robieniem notatek tych, którzy czytają właśnie po to, żeby nie pracować. Ale nawet wśród czytających w celu zdobycia wiedzy nie brakuje takich, którzy uważają, że nie należy powierzać niczego pismu, by nie podejmować się trudu po części daremnego (tak bowiem mówią), a po części szkodliwego. Uzasadniają to całkiem zręcznie za pomocą tych oto argumentów.
W czasach pierwszych mędrców – powiadają – kiedy najbardziej kwitła mądrość, naukę przekazywano ustnie, to jest poprzez słuchanie i komentowanie słów nauczycieli. Taki zwyczaj mieli pitagorejczycy w Italii, druidzi w Galii i gymnosofiści w Indiach. Jeśli chodzi o druidów, to bardzo trafnie tłumaczy motywy ich postępowania Cezar w szóstej księdze Wojny galijskiej:
Zdaje mi się, że zasada ta została wprowadzona z dwu powodów, ponieważ nie chcą sami, by ich nauka stała się dostępna ogółowi, ani by uczniowie, zawierzywszy pismu, nie zaniedbali starań o wyrobienie pamięci; zazwyczaj wielu ludziom to się zdarza, że licząc na pomoc pisma, z mniejszą pilnością przykładają się do uczenia na pamięć i do zapamiętywania tekstów.
Tyle Cezar.
Lecz już na długo przed Cezarem Platon w Fajdrosie bardzo poważnie rozważał szkody, jakie wyrządza pismo. Otóż kiedy wynalazca liter o imieniu Teut zachwalał władcy Egiptu, Tamuzowi, swój wynalazek jako lekarstwo na pamięć i mądrość, ten miał odrzec, że przyniesie on raczej zapomnienie z powodu zaniedbania pamięci.
Ludzie (powiada), którzy zaufają dokumentom utrwalonym na piśmie, nie będą powtarzać w głębi duszy ich treści, dlatego wynalazłeś lekarstwo nie na pamięć, ale na przypominanie sobie. Również swoim uczniom przekażesz pozór mądrości, a nie prawdziwą mądrość. Gdy będą bowiem naczytają się wiele bez wiedzy nauczycieli, będą uchodzić w oczach pospólstwa za biegłych w wielu dziedzinach, choć w rzeczywistości niczego nie będą wiedzieć. Także pod względem sposobu życia staną się uciążliwsi jako ci, którzy nie są obdarzeni prawdziwą mądrością, tylko błyszczą mądrością pozorną.
O słuszności tych trzech zarzutów wobec pisma, które Platon tak przenikliwie sformułował i włożył w usta Tamuza, możemy się poniekąd przekonać w naszych czasach, kiedy dzięki wynalazkowi druku niewiarygodnie zwiększyła się liczba książek, a wraz z nią o wiele bardziej wzrosła liczba osób powierzchownie wykształconych niż prawdziwych uczonych. Godna swej nazwy wiedza zależy bowiem nie od liczby książek w bibliotece, lecz od wiadomości zgromadzonych w głowie, nie od zeszytów wypełnionych wypisami, lecz od notowania w umyśle tego wszystkiego, co zasłyszano lub wyczytano i ma jakąś wartość.
Niestety, w rzeczywistości dzieje się dziś wręcz odwrotnie. Większość ludzi po zapełnieniu swoich notatników zaniedbuje z lenistwa wysiłek umysłowy, jak gdyby już zapamiętali to wszystko, co powierzyli kartom i jakby to nie one, lecz oni sami mogli uchodzić za uczonych. W dodatku wiedza należy do tego rodzaju dóbr, których nie można utracić albo odebrać, podczas gdy notatki mogą z łatwością ulec zniszczeniu z powodu ognia, wody, złodzieja, moli, myszy lub innych zdarzeń losowych. Dlatego mądrze odpowiedział Antystenes pewnemu człowiekowi, użalającemu się z powodu utraty książki, w której zapisywał wszystko, czego się nauczył: "Trzeba to było powierzyć głowie, a nie kartom".
Jeśli zaś chodzi o naukę stylu, to Kwintylian otwarcie gani tych, którzy mieli zwyczaj zbierania i uczenia się na pamięć słów o takim samym znaczeniu. Uważa to za dziecinny i niefortunny pomysł, a przy tym mało pożyteczny, gdyż tworzy się w ten sposób tylko natłok wyrazów. Czytamy zaś i słuchamy nie tylko w tym celu, żeby poznać nazwy rzeczy, lecz także po to, żeby umieć używać każdej z nich w odpowiednim dla niej miejscu.
Te i podobne zastrzeżenia nie są zupełnie niedorzeczne i fałszywe, tyle że odnoszą się nie tylko do sporządzania notatek, ale także używania książek i pisma w ogóle. Przeciwko temu występowali bowiem wspomniani druidzi; w tym duchu też odpowiedział według Platona władca Egiptu wynalazcy pisma. Jednak żaden rozsądny człowiek nie może zgodzić się całkowicie z tymi poglądami. Co więc czynić? Skoro nic, co ludzkie, nie jest pod każdym względem tak doskonałe i pożyteczne, żeby nie miało w sobie żadnej skazy, czy to ze swej natury, czy z naszej winy, należy najpierw rozważyć, co przeważa: zalety czy wady, a następnie zapobiec tym ostatnim, aby dana rzecz przyniosła wyłącznie pożytek.
Rozdział 11
Dlaczego warto podczas lektury robić notatki?
Sporządzanie notatek przynosi wiele korzyści. Po pierwsze, sam zamiar pisania i notowania wyostrza uwagę, dzięki czemu czyta się bardziej uważnie, a tym samym lepiej rozumie się tekst i wnikliwiej go objaśnia. Następnie, sama czynność pisania wspiera rozumienie i zapamiętywanie, ponieważ wymaga zatrzymania się na dłużej przy tym samym miejscu, przeczytania i przemyślenia go kilka razy. Dlatego też, jeśli wierzyć Dionizjuszowi z Halikarnasu, Demostenes osiem razy przepisał własnoręcznie wszystkie dzieła Tukidydesa. Wiele ksiąg przepisał również św. Hieronim oraz inni uczeni mężowie nie tyle z powodu braku książek, ile raczej z chęci odniesienia z nich jak największych korzyści. Z tego samego powodu niemało ksiąg skopiował cesarz Teodozjusz Młodszy. Spędzał on na czytaniu i pisaniu (a pisał bardzo pięknie) całe noce, a nie chcąc korzystać z pomocy służących, używał lampy, która dzięki misternemu mechanizmowi sama napełniała się olejem.
Poza tym notatki są łatwo dostępnym środkiem zapobiegającym zapominaniu. Między innymi z tego powodu Klemens Aleksandryjski, jak sam pisze, sporządził swoje Kobierce, które miały być pamiątką na stare lata, lekarstwem na niepamięć, obrazem żywej mowy, którą słyszał z ust wielkich mężów. Zaiste, pamięć ludzka jest zwodnicza – zbyt obciążona i napełniona staje się słaba i niepewna. Na nic zdadzą się przykłady wybitnych i niezwykle uzdolnionych ludzi, którzy głosili potrzebę sztuki zapominania, ponieważ potrzebę i zalety czegoś należy oceniać, biorąc pod uwagę przeciętne i zwykle dość ograniczone możliwości ludzkiego umysłu.
Na to zaś, co jest skutecznym remedium na wspólną wszystkim ludziom słabość, wskazuje wyraźnie powszechna zgoda i praktyka. Otóż wszyscy wielcy ludzie zalecali i sami praktykowali gorliwie sporządzanie notatek. Pliniusz Starszy, jak wspomina Pliniusz Młodszy, nie czytał niczego bez robienia notatek, w czym naśladował go pilnie jego siostrzeniec. Nasz Jakub Laínez (by posłużyć się nieco bliższym przykładem) nie inaczej zdobył tak imponującą wiedzę (mimo licznych zajęć i obowiązków), jak tylko dużo czytając i notując wszystko, co zdawało mu się przydatne; mówią o nim, że zwykle najpierw brał do ręki pióro, a dopiero potem książkę.
Wysiłek włożony w sporządzanie notatek przyniósł już wiele korzyści ludziom. Dzięki niemu powstały bowiem różnego rodzaju wypisy z literatury starożytnej, antologie, florilegia, skróty, kompendia, sylwy, diariusze oraz inne pożyteczne opracowania. Jeśli więc warto czytać cudze dzieła tego rodzaju, to bez wątpienia więcej pożytku przyniosą podobne zbiory będące owocem własnej pracy. Dlaczego? Dlatego, że inni wiele rzeczy opuszczają, zniekształcają lub błędnie odczytują. Z tego powodu o wiele lepiej, pewniej i przyjemniej korzystać z własnych notatek. Doprawdy trudno sobie wyobrazić, jak obfity zasób cennych wiadomości można zgromadzić w krótkim czasie, jeśli ktoś dokładnie i systematycznie podczas codziennej lektury zapisuje wszystkie rzeczy godne pamięci. Wymaga to oczywiście wysiłku, ale niczego w tym życiu nie dano ludziom bez wytężonej pracy.
Ostatnia korzyść z robienia notatek, która sama jedna wynagradza poniesiony trud, polega na tym, że w stosunkowo krótkim czasie księga takich wypisów zastępuje bibliotekę; gdy nie mamy książek, ją możemy mieć zawsze pod ręką, czytać do woli i bez większego problemu wszędzie ze sobą zabrać. Święty Augustyn, zamierzając pewnego razu przedyskutować coś ze swymi przyjaciółmi, rzekł: "Postanowiliśmy nie marnować słów, a rzeczy ulatujące z pamięci zamknąć jakby w więzieniu z liter, aby można było je sobie przypominać". Podobnie i ty, przystępując do czytania, powiedz sobie: "nie chcę marnować tej pracy", i chwyć za pióro, uznając za niestałe niczym posągi Dedala, ulotne i zgoła stracone wszystko to, czego nie utrwalisz za pomocą pisma.
Za wyd.: Francesco Sacchini, De ratione libros cum profectu legendi libellus. O owocnym sposobie czytania książek, wydał, przełożył oraz wstępem i przypisami opatrzył Wiesław Pawlak, Lublin, Towarzystwo Naukowe KUL, 2021 (pominięto tutaj objaśnienia tekstu, obecne w wydaniu książkowym)