Dante Alighieri (1265-1321) - poeta włoski, jeden z najwybitniejszych twórców literatury światowej. Pisał sonety, kancony, ballady, poematy o tematyce miłosnej (Nowe życie), i filozoficznej (Biesiada). Do arcydzieł literatury europejskiej należy powstała w latach 1307-1321 La commedia, nazwana przez potomnych Boską komedią. Jest to poemat pisany strofami trójwersowymi (tercynami), składający się z trzech części (po 33 pieśni każda): Piekło, Czyściec i Raj. Dante przedstawił w nim wizję wędrówki przez trzy światy pozagrobowe, będącą równocześnie alegorią podnoszenia się człowieka z upadku, oczyszczenia i pokuty oraz drogi do prawdy i świętości. Boska komedia jest syntezą ówczesnej myśli filozoficznej, teologicznej i historycznej, a zarazem realistyczną panoramą świata średniowiecznego. Przewod-nikami poety po zaświatach są Wergiliusz i zmarła ukochana Beatrycze. Podróż trwa około trzy tygodnie, od Wielkiego Piątku roku 1300 poczynając. Jej motywem wiodącym jest miłość do Boga, do idealnej kobiety - Beatrycze oraz do rodzaju ludzkiego (uwidocznił się tu wpływ duchowości franciszkańskiej). Tworząc syntezę światopoglądu średniowiecza Dante był jednocześnie prekursorem renesansu (świeckość autora i jego czynne zaangażowanie w życie polityczne i obywatelskie, język narodowy, znajomość poezji antycznej). W Polsce Boska komedia znana była od początku XV wieku (z uznaniem wspomina o niej Długosz).
Fragment Pieśni III ukazuje wędrowców wstępujących do Piekła przez bramę opatrzoną groźnym napisem. Akcja Pieśni XXXII oraz XXXIII rozgrywa się w dziewiątym kręgu Piekła, przeznaczonym dla różnego rodzaju zdrajców. Jeden z nich, hrabia Ugolino, opowiada straszną historię śmierci własnej i swych dzieci. Jest to jedna z najbardziej wstrząsających scen dantejskiego Piekła; wątek Ugolina spolszczył w całości Adam Mickiewicz.
Z PIEŚNI III
Przeze mnie droga w miasto utrapienia;
Przeze mnie droga w wiekuiste męki;
Przeze mnie droga w naród zatracenia;
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, miłość pierworodna:
Kto wchodzi do mnie, żegna się z nadzieją.
Te słowa ryte na bramie czernieją,
Ich treść, o! Mistrzu1, jest dla mnie tajemną!
On głosem zwykłym świadomej osobie:
"Tu - rzecze - z marnych wyzuj się przestrachów,
Wszystko, co podłe, niechaj zamrze w tobie;
Spuścić się mamy do wieczności gmachów
I napotkamy tłumy niezliczone,
Wiekuistego światła pozbawione".
Rzekł, przyjacielską rękę mi podaje,
Dobrotliwymi zachęca uśmiechy;
Uczułem w sercu wzruszenie pociechy
I wszedłem śmiało w tajemnicze kraje.
Stamtąd wzdychania, żale i okrzyki
Szumią śród nocy bez gwiazd i księżyca:
Słucham, i łzami nabiegła źrenica.
Okropny hałas, tysiączne języki,
Wybuchy gniewu, szlochania boleści,
I wycie mężów, i lament niewieści!
Zgiełk przeraźliwy tak rozlicznych wrzasków
To wre na przemian, to się społem zetrze,
Jako tumany afrykańskich piasków,
Kiedy się zerwą i zmącą powietrze.
Z PIEŚNI XXXII
Gdy z miejsc okropnych szukamy przechodu,
Dwóch potępieńców ujrzałem w parowie:
Wyższy niższemu głową legł na głowie;
A jak łakomie szarpiemy chleb z głodu,
Tak on zatopił kły w ciało sąsiada,
Tam kędy czaszka do barku przypada.
Nie z takim gniewem Tydej2 zemstą ślepy
Menalipowej głowy gryzł czerepy,
Jak on swą zdobycz żuje i wysysa.
"Człowieku - rzekłem - co paszczą tygrysa
Mścisz się nad wroga nienawistną głową,
Powiedz mi, jakie masz zemsty powody,
A ja ci moją odpłacę wymową
Kiedyś pomiędzy ziemskimi narody,
Jeśli mię Pan Bóg żywcem stąd wydźwignie.
A język w ustach moich nie zastygnie".
PIEŚŃ XXXIII
Od strawy dzikiej oderwał paszczękę
Ów potępieniec i krew z ust ocierał
Włosami czaszki, której mózg pożerał,
I mówi: "Srogą chcesz odnawiać mękę;
Serce mi pęka, nim usta otwieram.
Lecz gdy ze słów mych, jak z nasion, dojrzeje
Hańba dla zdrajcy, którego pożeram,
Słuchaj, wypowiem, wypłaczę me dzieje.
Nie wiem, kto jesteś, przez jaki cud nowy
Zaszedłeś do nas, lecz po dźwięku mowy
Poznaję w tobie Włocha, Florentina3:
Widzisz przed sobą hrabię Ugolina4,
A ten, co teraz jest mej zemsty łupem,
Zwał się Rudżiery, był arcybiskupem.
Jak mię w zdradzieckie usidlono słowa,
Jak nieostrożnie wpadłem w jego ręce,
Nie warto mówić, bo rzecz nie jest nowa.
Lecz o mym zgonie, o mej strasznej męce,
Jeśli nikt wieścią uszu twych nie skaził,
Słuchaj i osądź - czy on mnie obraził?
"Jest w głębi wieży podziemna pieczara,
Sławna mym zgonem; dziś może w niej jęczy
Na nowo jaka niewinna ofiara.
Tam oknem witym z żelaznych obręczy
Widziałem mnogich księżyców oblicze,
Aż mnie raz we śnie przywidziana mara
Zdarła przyszłości chmury tajemnicze.
Przyśniło mi się, że biskup zawzięty
Polował wilka z małymi wilczęty,
Na owej górze, co wzniosłymi szranki
Z pizańską ziemią i Luką5 graniczy.
Już chudą psiarnię zemkniono ze smyczy,
Hrabia Gwalandi, Sismondi, Lafranki6
Szczują na czele, zdobycz będzie łatwa:
Już wilk znużone zatrzymuje kroki,
Upada wreszcie i ojciec, i dziatwa;
I widzę kłami rozprute ich boki.
Budzę się! Jeszcze noc nie zeszła z nieba,
Już moje dziatki, wspólniki niewoli,
Szlochają przez sen i wołają chleba!
O, jeśli dotąd serce ci nie boli,
Kiedy pomyślisz, co się we mnie działo
I co me serce nadal przeczuwało,
Jeśli nie płaczesz, któż ci łzy wyciśnie?
Budzą się dzieci; wkrótce chwila błyśnie,
W której nam zwykle udzielano strawy;
Lecz na sen pomnąc truchlałem z obawy.
Wtem z bram więzienia łoskot mię doleci -
Zamurowano! - Spojrzałem na dzieci,
Spojrzałem z niemej wyrazem rozpaczy;
Aż w głębi serca czułem mróz jak w grobie.
Gwido7 mój mały wołał: "Co to znaczy?
Tak dziko patrzysz? Ojcze mój, co tobie?"
Nie mogłem mówić ni łzy z oczu dostać;
Milczałem - długo - aż do nocy końca.
Nazajutrz do nas zbłądził promyk słońca
I w twarzach dzieci ujrzałem mą postać;
Natenczas z bólu gryzłem obie ręce.
Synowie myśląc, że mię głód tak pali,
Łamiąc rączęta, ze łzami wołali:
"Ojcze kochany, ulżyj twojej męce,
Zjedz twoje dzieci, tyś nas ubrał w ciało,
Tobie nas biednych rozebrać przystało".
Musiałem milczeć i ból w sobie morzyć,
Wkrótce i mowa w ustach nam zamarła!
Jęczyć nie śmiałem, by dzieci nie trwożyć.
O! ziemio, czemuś ty nas nie pożarła!?
Weszło czwartego dnia światło zabojcze,
Anzelmek8 mały przywlekł się pod nogi
I rozciągniony wołał: "Ojcze drogi!
Ach, czemu ty nas nie ratujesz, ojcze?"
Wołał i skonał! - Jak mnie tu widzicie,
Tak ja widziałem wszystkie dzieci moje,
Jedno po drugim, - wszystkich było troje,
Wszystkie u nóg mych zakończyły życie.
Od zwłok jednego do drugiego biegłem,
Ślepy na trupach potknąwszy się ległem.
Dzień jeszcze siódmy do słońca zachodu,
Krzyczałem z żalu, a na koniec - z głodu,
Bo głód był jeszcze sroższy od żałości".
Skończył i dziko wywróciwszy oczy,
Na nowo usta w krwawą czaszkę broczy
I jak pies zębem zgrzytając rwie kości.
Objaśnienia
1zwrot do Wergiliusza, przewodnika poety; 2mityczny Tydeus, raniony śmiertelnie przez Menalipposa, zdołał go jeszcze zabić i znęcał się nad jego głową; 3Dante, który pochodził z Florencji, mówił narzeczem toskańskim; 4Ugolino della Cherardesca w końcu XIII wieku opanował Pizę wraz z arcybiskupem Ruggieri; później jednak Ruggieri podburzył przeciw niemu lud i uwięził go w wieży wraz z dwoma synami i z dwoma bratankami (w poemacie wszyscy występują jako synowie Ugolina) - wszyscy oni zmarli z głodu; 5miasto Lucca w pobliżu Pizy; 6oskarżyciele Ugolina; 7w oryginale: Anzelmek; 8w oryginale: Gaddo
*Wg wyd. A. Mickiewicz, Wybór poezyj, t. 2, oprac. Cz. Zgorzelski, Wrocław 1986, s. 140-146; przedruk w: Zrozumieć średniowiecze, oprac. R. Mazurkiewicz, Tarnów 1994.