[...] Wspólną cechą znacznej części spuścizny Anakreonta i całej późniejszej tradycji anakreontycznej jest sławienie uroków życia, lecz także - świadomość jego przemijalności. Wniosek wyprowadza się jeden: należy cieszyć się każdym dniem, rozkoszować winem, miłością, tańcem, muzyką, poezją. Trzeba wielbić świeżość i wdzięk młodości, a w starości cenić umiejętność zachowania pogody ducha. Wszystko inne: bogactwo, władza, sława, nie ma znaczenia, więcej warta jest chwila zapomnienia i szczęścia.
Takich pieśni oczekiwano w epoce późnoarchaicznej na dworach Hellady i takim pieśniom, błyskotliwym w swej wyrafinowanej prostocie, zawdzięczał Anakreont swą ustawiczną popularność. Urodzony w jońskim mieście Teos (Azja Mniejsza), z chwilą zagrożenia rodzinnego miasta przez wojsko perskie około roku 540 popłynął z rodakami do Tracji, by osiedlić się w położonej na wybrzeżu morskim Abderze. Miał wówczas mniej więcej trzydzieści lat i cieszył się już opinią utalentowanego liryka. Sława jego dotarła na dwór znanego mecenasa sztuki i opiekuna poetów - Polikratesa, tyrana odległej wyspy Samos, który zaprosił go do siebie, powierzając mu kształcenie syna w muzyce i poezji. Był też oczywiście Anakreont przez długi czas jego nadwornym poetą, uświetniającym występami uczty przy winie. Gdy Polikrates padł zamordowany przez starego perskiego Orojtesa (około roku 523), tyran Hipparch sprowadził poetę do Aten specjalnie wyekspediowanym okrętem wojennym. Pozostał Anakreont w tym mieście do momentu zabójstwa Hipparcha (514) lub wypędzenia (w roku 510) drugiego z braci-tyranów, Hippiasza, z którym łączyły go więzy zrozumienia i przyjaźni. Następnym etapem jego wędrówek po Helladzie był najprawdopodobniej dwór władców tesalskich. Ostatnie lata życia spędziła zapewne w Atenach. Mieszkańcy tego grodu uczcili go posągiem dłuta Fidiasza, ustawionym na Akropolu. Także w rodzinnej miejscowości Anakreonta, Teos, wystawiono mu posąg i symboliczny grobowiec.
Po latach Ateńczyk Kritias, wnuk noszącego to samo imię ulubieńca poety, w pełnej pietyzmu pieśni wspominał "miłego Anakreonta", który - darowany Helladzie przez miasto Teos - "uczty ożywiał, uwodził kobiety [...] lirę ukochał i koił słodkim swym głosem". Przepowiadał mu wieczną miłość u potomnych, póki trwać będzie grecki rytuał uczt, zabaw i nocnych obrzędów. Sława Anakreonta okazała się trwalsza niż najśmielsze przepowiednie jego admiratorów...
W swoich wierszach przekazał Anakreont pośrednio obraz odbiorców tej poezji: wysublimowanych, skłonnych do zbytku, trawiących czas na miłostkach i zabawach w gronie współbiesiadników. Ucztom nie przygania, jeśli tylko toczą się one w atmosferze pogodnej i spokojnej, wśród subtelnych, lekkich pieśni, w których można było dać wyraz rodzącym się uczuciom. Anakreont nie czyni tego nigdy zbyt natrętnie, choć nie waha się czasem operować imionami ukochanych chłopców (Smerdies, Kleubulos, Megistes, Pythomandros). Przed zbytnią afektacją broni go niezawodna autoironia i dowcip. W jednym z utworów, odmieniając imię Kleubulosa, rozpoczyna od prostego wyznania "kocham", dodaje nieco już afektowane, lecz używane całkiem serio w takich kontekstach "szaleję", by zakończyć niwelującym cały efekt, przejaskrawionym "wlepiam oczy". W innym utworze stwierdza z humorem, iż Eros, niczym jakiś kowal, zdzielił go obuchem, a za chwilę sprawił mu kąpiel w lodowatym strumieniu. Gdzie indziej jeszcze, wysławiwszy boga Dionizosa w stylu tzw. hymnu przyzywającego, etymologiczną igraszką burzy osiągnięty już nastrój powagi i każe traktować całość pieśni jako okolicznościowy, pisany z przymrużeniem oka erotyk. Żartobliwa aluzyjność pieśni do dziewczyny, przyrównanej do nie ujeżdżonego trackiego źrebięcia, pozwala uprawiać poetycki flirt z ocalającego męską ambicję dystansu. Jeszcze wyraźniej można to dostrzec w utworze opisującym nieudaną przygodę z dziewczyną z Lesbos: spogląda ona wyniośle na siwe włosy poety, lecz właściwa przyczyna jej nieprzychylnej reakcji tkwi zapewne w czym innym...
Urok Anakreonta polega między innymi na tym, że nie jest on ckliwy. Broni się przed ckliwością wspomnianą już autoironią, dwuznacznością, ciągłym oscylowaniem między mówieniem serio a żartem. Postawa żartobliwego dystansu znajduje swoje odbicie również, w zauważonej skłonności do powtarzania motywów składających się na przyszłą topikę poezji miłosnej. Do takich loci communes należały na przykład ostentacyjne apostrofy do bóstw wina i miłości, walka na pięści z Erosem czy też kolorowa piłka tego bożka, którą niczym w dziecięcej grze trafia się przyszłego amanta. Dystans mógł wynikać z sugestii, iż przemawia się kodem, językiem konwencjonalnych obrazów, a nie od siebie, we własnym imieniu.
Wg wyd. Anakreont i anakreontyki, oprac. J. Danielewicz, Warszawa 1987, s. 5-9.