MŁODSZY BRAT BARTŁOMIEJA ZIMOROWICA
WPROWADZENIE DO LEKTURY ROKSOLANEK
Pamięci Tomasza, mojego starszego brata
Literatura staropolska starszym braciom zawdzięcza niemało. Starczy jedynie przywołać dwa tytuły. W roku 1601, dwadzieścia lat po śmierci swego młodszego brata, podstoli ziemi lwowskiej, Jakub Sęp Szarzyński, podał do druku niewielki tomik, Rytmy abo wiersze polskie, zbierający to, co zachowało się ze spuścizny Mikołaja. W roku 1654, tym razem ćwierć wieku po śmierci Szymona, jego starszy brat, ówczesny rajca miasta Lwowa, Józef Bartłomiej Zimorowic, wydał Roksolanki to jest Ruskie panny na wesele B. Z. z K. D. W obu przypadkach ocalone zostały jedne z najwybitniejszych utworów tamtego czasu.
Biografii autora Roksolanek praktycznie nie znamy. Był on prawdopodobnie najmłodszym synem przedmieszczan lwowskich, Stanisława i Katarzyny Ozimków. Zatrudnił się w kancelarii pisarza ławniczego jako podpisek. Mało chyba porywające przepisywanie pozwów, duplik, tryplik i kwadruplik urozmaicał sobie nie tylko układaniem wierszy – Heck odnalazł akta sądowe dotyczące bójki, którą wszczął na lwowskim cmentarzu. Wymieniają one: „Simonem Zimorowicz, iudicii civilis Leopoliensis vicenotarium”, Bartłomiej jednak konsekwentnie – na kartach tytułowych dzieł wydawanych pod imieniem młodszego brata i w łacińskim napisie na jego tablicy nagrobnej – nazywa go ruską formą imienia, Symeon Zimorowic. Jak widać, nie do końca dziś jasne jest brzmienie nie tylko nazwiska, które, podobnie jak brat, zmienił na Zimorowicz lub Zimorowic, ale również imienia najmłodszego Ozimka.
Znacznie więcej niż o życiu Szymona wiadomo nam o jego śmierci. W północnym krużganku krakowskiego kościoła dominikanów oglądać można płytę nagrobną, na której Bartłomiej nakazał wykuć po łacinie, że pod stopami czytającego spoczywa Symeon Zimorowic, lwowianin, młodzieniec kwitnący łaskami wszystkich Muz i Gracji, który talentem literackim i obyczajami prześcignąwszy swe 20 lat, powrócił tam, skąd przybył, roku 1629, dnia 21 czerwca. Ponieważ krakowski nagrobek stanowi namacalny dowód jedynego znanego nam wyjazdu Szymona ze Lwowa, na dodatek wyjazdu przedśmiertnego, historycy literatury dołożyli starań, by uczynić zeń podróż życia poety. W tym celu należało założyć, że pobyt w Krakowie trwał dłużej, powiedzmy – rok. Ten luźno rzucony domysł, z czasem, dzięki częstym repetycjom, utrwalony w literaturze przedmiotu jako fakt biograficzny, pozostawał w pewnej sprzeczności z informacją na karcie tytułowej Roksolanek, które miały być „na wesele B. Z. z K. D. przez Symeona Zimorowica Leop[oliensem] Roku Pańskiego MDCXXIX, dnia XXVIII lutego we Lwowie wprowadzone”. Stąd pojawiły się dalsze spekulacje: zakładano, iż młody poeta musiał swój tomik przesłać bratu lub odwiedzić rodzinne strony jedynie na czas wesela.
Co miał robić przez rok w podwawelskim grodzie? Wysuwano dwie propozycje zagospodarowania owego wyimaginowanego okresu: młody poeta winien był wyjechać na naukę lub na leczenie. Za autora pierwszej uznać można Szymona Starowolskiego, który przedrukowując z kościoła dominikanów nagrobek swojego imiennika w Monumenta Sarmatarum..., w indeksie przy nazwisku Zimorowica odnotował: „studiosus”. Choć domysł twórcy zbioru inskrypcji nagrobnych wydanych ćwierć wieku po śmierci autora Roksolanek trudno uznać za wiarygodną informację, był on chętnie powtarzany w różnych opracowaniach. Jego popularność zmalała, kiedy okazało się, iż wpisu poety nie ma w Albumie Akademii Krakowskiej, brak więc dowodów, by się tam kształcił. Pozostawała jeszcze choroba, o której na cztery miesiące przed śmiercią dramatycznie pisał Szymon w wierszowanej dedykacji epitalamijnego tomu(U,11-12, 25): „[...] jako zgruchotany garniec wodę leje, / tak znacznie we mnie siła wrodzona niszczeje”, „ja zaś cichuchno więdnę jako letnie siano”. Poetyckie figury wysychania czy usychania młodego autora sugerowały oczywistą dla XIX-wiecznych badaczy diagnozę: suchoty. Ostatnio uznano, iż Szymon umarł najprawdopodobniej na kiłę, a do śmierci mogła dodatkowo przyczynić się zabójcza kuracja rtęciowa.
Nie wiadomo, kiedy i po co Szymon Zimorowic wybrał się do Krakowa, gdzie zmarł w czerwcu 1629 r. Mógł tam pojechać w jakimkolwiek celu, choćby po to, by dopilnować druku Roksolanek, ofiarowanych cztery miesiące wcześniej, 28 lutego, na weselu Ukochanym oblubieńcom, B. Z. i K. D., czyli Bartłomiejowi Zimorowicowi i Katarzynie Duchnicównie. W tym czasie Bartłomiej, późniejszy rajca i burmistrz miasta Lwowa, był jeszcze skromnym obrońcą sądowym. Dopiero za sprawą małżeństwa skoligacił się z jednym z najbogatszych mieszczan lwowskich, nadwornym złotnikiem Zygmunta III, Mikołajem Siedmirackim, który wyswatał go z siostrzenicą swojej żony, córką Anny Długoszówny i Szymona Duchny Dymideckiego, również złotnika lwowskiego. Po latach wspominając w swej kronice Lwowa Siedmirackiego, Bartłomiej napisze: „[...] muzy moje [...] przedmiejskie do miasta, a mnie do swego powinowactwa przyjął”. Małżeństwo umożliwiające przenosiny z Przedmieścia Halickiego w mury miejskie było ważkim awansem społecznym.
W późniejszych utworach Bartłomieja można odnaleźć garść informacji, które rozjaśniają niektóre ustępy Dziewosłęba poświęcone „Rozymundowi” (D,79) i „napiękniejszej w rosiejskim kraju Lilidorze” (D,234) – jak nazywa młodożeńców Szymon. Jeśli wierzyć niejasnym aluzjom Hymena, pełniącego w Roksolankach rolę swata,panna młoda zanim stanęła przed ołtarzem, planowała wstąpić do klasztoru (por. D,251-252 i obj.). W pisanej po latach sielance poświęconej rocznicy śmierci Katarzyny, z którą przeżył niemal ćwierć wieku, Bartłomiej będzie wspominał nie tylko jej gorliwą pobożność, ale również inne przymioty (Sielanki 17,101-108; k. P1r):
Wstyd wrodzony rumianym okryty szkarłatem
i niewinność panieńskim ozdobiona kwiatem,
pobożność nie zmyślona, skromność trzeźwa z miarą,
miłość poprzysiężona raz jednemu z wiarą,
przystojność w obyczajach, pojźrzenie pokorne,
przy urodzie wysokiej postępki wyborne.
Zgoła wszytko dobre z nią weszło w dom mój: sława
piękna, codzienna radość, fortuna łaskawa.
Mimo iż Bartłomiej wstępował później jeszcze co najmniej czterokrotnie w związki małżeńskie, z największą atencją wypowiadał się zawsze o pierwszej żonie, jak w spisywanym w 1666 r. testamencie, w którym nie zabrakło również wspomnienia o Katarzynie Duchnicównie, nieposzlakowanych przymiotów i pamięci matronie, której imię dotąd jest przez niego błogosławione.
Sławiący pobożność panny młodej Hymen nie waha się z kolei wytknąć oblubieńcowi, dalekiego od ideału, kawalerskiego trybu życia, szczególną uwagę zwracając na jego zażyłe stosunki z Kupidynem (D,79-94). Podobne w tonie wyznanie znaleźć można w spisanej przez Bartłomieja łacińskiej kronice Lwowa, gdzie pod rokiem 1629 tak opisał swoje małżeństwo z Duchnicówną:
W roku tym jak Herkules na rozstaju dróg nie wiedząc, czy mam zejść na manowce, czy też pójść utartym gościńcem, rzuciłem kości i za wolą Bożą wypadła mi szóstka (przeciwna jedynce, jako rzut najgorszy określanej „psem”). Z drogi, na którą już wstąpiłem, spędzili mnie moi straszni towarzysze, jedni opróżniający kielichy, służący żołądkowi, drudzy zaś drzazgi innym wyjmujący [z oka; por. Mt 7,3; Łk 6,41 – R.G.] – jednym słowem cynicy, nie zaś bogobojni miłośnicy mądrości. Dlatego czym prędzej zawróciłem na drogę powszechną i za towarzyszkę życia przybrałem sobie Katarzynę Duchnicównę, dziewicę niebiańskich zalet, i większą część gościńca przebywszy, spędziłem z nią przyjemniejszą część życia. Lecz po dwudziestu czterech latach ze mną wdzięcznie przeżytych, cnotom swym przyjaznego zażądała nieba, mnie zaś samotnego zostawiła w żałości. Jednak miłość do niej tkwi jeszcze we mnie także po śmierci i święta istnieje pamięć. A choć ten prawdziwie ubolewa, który bez świadka ubolewa, świadczą jednak moje wydane przed laty sielanki, w których pod imieniem Pneumancji i Filorety – żyjącą opiewałem i opłakiwałem zmarłą. Brat w swoich Roksolankach Spirynzyną ją nazwał, naśladując poetę, któremu w sercu Plaucja, a w wierszu Korynna była.
Łaciną pełną literackich odniesień opowiada Bartłomiej, iż pierwszy związek małżeński okazał się ważnym przełomem w jego życiu. Niezbyt przejrzyste peryfrazy skrywają tajemnice jego szumnej młodości. Podobnie w opisie poznania Katarzyny w sielance Filoreta, gdzie – jak zaznaczał w cytowanym ustępie kroniki – pod imieniem tytułowej bohaterki wysławiał swą pierwszą żonę (Sielanki 17,93-98 i 109-116; k. O4v-P1r):
Abowiem kiedy młodość moja bardzo śliska
upadu ostatniego była nader bliska,
Nawyższy dusze mojej Pasterz i Obrońca,
żeby nie zaginąłem mizernie do końca,
dodał jakiego było ratunku mi trzeba,
przydawszy w towarzystwo Filoretę z nieba.
[...]
Z domu zaś za jej przyściem, jak z cudzej gospody,
ustąpił zbytek, smutek i Kupido młody,
któremu dostawszy się do zdradliwej matni,
gdym tylko oczekiwał zguby mej ostatniéj,
ona mi poślubionej dodawszy swej dłoni,
wyrwała mię z przepaści nieprzebytej toni.
Doświadczany przez Kupidyna Bartłomiej ustatkował się dopiero dzięki małżeństwu z pobożną Katarzyną – najwyraźniej spełniły się weselne życzenia Hymena otwierające tomik ofiarowany nowożeńcom.
Zasadniczą część poetyckiego prezentu Szymona stanowi 69 piosenek ułożonych w „dwa chóry panien, trzeci z młodzieńców zebrany” (D,419). Dziwny to jednak zbiór epitalamijny. Nie tylko dlatego, że na karcie tytułowej i w dedykacji wymienione zostały jedynie inicjały oblubieńców – rzecz to w pisanych ówcześnie pochwalnych utworach o tematyce weselnej niespotykana, ale w końcu można to uznać za dowód skromności Bartłomieja, który zdecydował się wydać Roksolanki dopiero rok po śmierci żony, w związku z czym mógł wprowadzić do tekstu drobne zmiany. Większe zdumienie budzi fakt, że poza zaledwie kilkoma piosenkami utwory śpiewaków nie dotyczą wesela, na które zostali zaproszeni. Najczęściej pojawiającym się tematem ich wypowiedzi jest miłość – jednak często daleka od tej, której patronuje bóg związku małżeńskiego. Epitalamijna klamra stanowi tylko pretekst dla ułożenia zbioru erotycznego, nie mającego precedensu w polskiej poezji wieku XVII. Drukowane w tym czasie śpiewniki zawierające popularny repertuar miłosny przynosiły nie tylko znacznie mniej tekstów, ale przede wszystkim były zwykle zbiorem zestawionym przez anonimowego redaktora, obliczoną na szybki zbyt antologią chętnie śpiewanych wówczas pieśni, wśród których dzisiaj rozpoznajemy utwory Jana Kochanowskiego, Hieronima Morsztyna czy Daniela Naborowskiego, podobnie jak odnajdujemy tam również pierwotne redakcje kilku piosenek znanych z Roksolanek. Na tym tle wydany w 1654 r. tomik zalśnił pełnym blaskiem, pod względem literackim znacznie przewyższając ówczesną produkcję składanek o tej samej tematyce, opatrzony został również wyraźnym znakiem autorskim. I choć nie wszystkie piosenki wyszły spod pióra Zimorowica, całość jednak jest doskonale zharmonizowana, a różnorodne piosenki nastrojone zostały na wspólny ton erotycznej tęsknoty i melancholijnej refleksji.
Miłosne wyznania dziewcząt i chłopców podszyte są świadomością, że młodzieńcza świeżość i krucha uroda podlega destruktywnemu działaniu nieuchronnego czasu, ale na kartach Roksolanek prawdziwe uczucie potrafi przekroczyć nawet próg śmierci. Dlatego Proceryna śpiewa kochanemu: „którego z nami dwie lecie / nie dostaje na tym świecie” (III 9,31-32), Haniel zaś kończy rzewną skargę do umiłowanej Haliny: „Lecz próżno cię moje szukają powieki, / której nie obaczą pod słońcem na wieki” (II 24,33-34) – autobiograficzna dedykacja zbioru Ukochanym oblubieńcom, w której poeta pisze o swej śmiertelnej chorobie, nadaje goryczy tych wyznań smak szczególny.
Nie przypadkiem kancjonał Szymona został zatytułowany Roksolanki to jest Ruskie panny. Jak pisał w kronice Lwowa Bartłomiej, mało który mężczyzna potrafił się oprzeć urokowi tych dziewcząt. Niejeden „ułudzony bowiem uprzejmą lubością oczów ruskim dziewczętom przyrodzoną, a wkrótce ich powabom, swej chuci oprzeć się nie mogąc, całego się podnietom i lubieżności kobiecej oddał”. Pożądliwe spojrzenia chłopców ściągały również ich pląsy:
Głównym bowiem jest zwyczajem u ruskich dziewcząt pod niebem lub pod dachem w dnie świąteczne bawić się tańcem, jako to rozmaite skoki, grona, koła zręcznym ruchem rąk i pląsaniem nóg podług muzyki robić [...]
– opis Bartłomieja wyraźnie z trudem nadąża za roztańczonymi pannami. Trudno się więc dziwić śpiewakom Wtórego chóru, młodzieńskiego, którzy sięgają po najwymyślniejsze sofizmaty, by nakłonić ruskie panny do uległości. Również dziewczęta wkraczają w wiek, w którym będą musiały zdecydować się na wybór dozgonnego – jak sądzą – „przyjaciela”. Stąd czas dorastania do miłości jest dla bohaterów Roksolanek zarówno okresem niepokojów i obaw o przyszłość, jak i skarg z powodu złego ulokowania swych uczuć.
Zachęcony powodzeniem Roksolanek wydał Bartłomiej jeszcze dwa utwory umieszczając na karcie tytułowej imię Symeona Zimorowica, tym razem związane z tematyką bukoliczną. Juszyński wspomina nieznany dziś druk: „Moschus polski, z greckiego na wiersz polski przełożony. W Krakowie, w drukarni Łazarzowej, 1662. Niewypowiedzianej rzadkości dzieło. Dwie idylle pod tytułem Megara ślicznym wierszem przełożył”. Co zawierał Moschus polski, możemy się tylko domyślać, ufając, że tytuł był adekwatny do treści. Prócz idylli Megara, będącej dialogiem Megary i Alkmeny, matki i żony Heraklesa, w XVII stuleciu za utwory Moschosa uchodziły również idylle Europa i Eros zbieg, a także Epitafium Biona i kilka epigramatów. Rok później również w Krakowie wydany został zbiór siedemnastu bukolik, tytułem i atrybucją nawiązujący do druku z roku 1654: Sielanki nowe ruskie różnym stanom dla zabawy teraz świeżo wydane przez Symeona Zimorowica Leop[oliensem]. Dopiero w 1839 r. August Bielowski wykazał, że utwory tego tomu nie mogły wyjść spod pióra Szymona, gdyż opisują wydarzenia mające miejsce po jego śmierci: oblężenie Lwowa przez Kozaków w 1648 r., drugą rocznicę śmierci Katarzyny, która przeżyła Szymona prawie o ćwierć wieku, czy wreszcie rocznicowe sielanki opłakujące zgon autora Roksolanek. Trudno rozstrzygać, czy Moschus polski nie był w takim samym stopniu dziełem Szymona, jak wydane zaledwie rok później pod jego imieniem pozostałe bukoliki – nawet, jeśli wśród pieśni Ruskich panien odnajdujemy utwór inspirowany idyllą Moschosa Eros zbieg, poetyckim listem gończym rozesłanym przez Wenerę za zbiegłym synem (I 10).
Ustalenia Bielowskiego z czasem zaowocowały inną wątpliwością: skoro wydając Sielanki nowe ruskie, Bartłomiej podszył się pod swego młodszego brata, mógł to samo zrobić w przypadku Roksolanek, to jest Ruskich panien. Hipotezy tej próbowano bronić na różne sposoby: poprzez dowody biograficzne – w oparciu o archiwalia, stylistyczne – porównując zakres tematyczny, obrazowanie i poetycki język obu zbiorów, oraz stylometryczne – poddając badaniom statystycznym leksykę. Za każdym razem wywód kończył się przypisaniem Roksolanek Bartłomiejowi i niezmiennie też taka atrybucja nie znajdowała szerszego rozgłosu. Każdej z metod można bowiem wiele zarzucić. Lwowskie archiwalia, tak pomocne przy badaniu kontekstów Sielanek nowych ruskich, okazywały się bezsilne wobec lirycznego świata Roksolanek. Porównanie poetyckiego stylu obu utworów również niewiele dowodzi – przy odrobinie dobrej (?) woli w analogiczny sposób monografista Sielanek nowych ruskich mógłby wykazać, iż Bartłomiej winien uchodzić za autora Sielanek Szymonowica, gdyż także w tym przypadku mamy do czynienia z uderzającym podobieństwem motywów czy poetyckiego wysłowienia, nie wspominając o wcale licznych cytatach. Natomiast w przypadku obliczeń stylometrycznych pamiętać należy, że wyniki tego typu analizy w dużej mierze zależą od tego, które elementy tekstu poddać rachunkom i przelicznikom.
Opór historyków literatury, którzy nie chcą pogodzić się z tym, że autorem Roksolanek mógł być starszy brat Szymona, należy przede wszystkim tłumaczyć bezpardonowym sądem Brücknera, który niewiele stracił na aktualności. Dlatego w pełni podpisuję się pod słowami Claude’a Backvisa:
Co do mnie, to zdaję się na kategoryczny wyrok Aleksandra Brücknera ferowany w niezrównanej manierze „magnata” erudycji, że nie może być wątpliwości, gdyż jeden z nich (Szymon) był poetą, a drugi (Bartłomiej) burmistrzem – choć ta sentencja wydaje mi się w stosunku do tego ostatniego cokolwiek niesprawiedliwa.
Nie idzie zresztą wyłącznie o intuicyjne odczucia jakości obu poetyckich utworów. Roksolanki i Sielanki różnią się zasadniczo przede wszystkim swoim obrazowaniem – i to nie tylko w przypadku tak ważkich tematów, jak Bóg czy rzeczy ostateczne, ale również metaforyką dyskursu erotycznego. Bohaterowie obu tomików odmiennie wypowiadają zarówno miłość, jak i związane z nią problemy i wątpliwości. Zdanie to chciałbym podkreślić tym mocniej, że objaśnienia niniejszej edycji rejestrują cały szereg filiacji między utworami Bartłomieja i Roksolankami – nie można jednak zapominać, że w równym stopniu Szymon mógł cytować swojego starszego brata, jak i Bartłomiej dzieło młodszego Szymona. Choć trzeba też dodać, że odnotowane do tej pory zbieżności tekstu Sielanek nowych ruskich z utworami mistrzów Bartłomieja, Jana Kochanowskiego i Szymona Szymonowica jako autora Sielanek, nigdy nie idą tak daleko.
Może jednak źródła owych uderzających często podobieństw obu tekstów należy szukać gdzie indziej. O tym, że poglądy Bartłomieja dotyczące kwestii autorstwa różniły się nieco od powszechnie dziś przyjętych, świadczą chociażby łacińskie stemmata na herb Lwowa zdobiące jego pisma z lat 1671-1672: opisanie znamienitszych mieszczan lwowskich – Viri illustres civitatis Leopoliensis (1671), kronikę oblężenia – Leopolis... anno MDCLXXII... obsessa, zredagowaną około 1672 r. kronikę Lwowa, a także zbiór mów ułożonych na cześć odwiedzającego miasto króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego i jego dworu, wśród których nie zabrakło również oracji Józefa Bartłomieja (1671). Wszystkie te epigramaty podpisane zostały imieniem Józefa Zimorowica, uzupełnianym zwykle określeniami „studiosus grammatices”, „musophilus” czy „Phoebipor” (tj. „Phoebi puer”, a więc jak w piosence Lubomira (II 11,24): „chowaniec” Febusa). Był to syn Bartłomieja z czwartego małżeństwa, mający wówczas około czterech lat, ten sam, o którym w testamencie z 1671 r. pisał:
[...] najmilszy sprzęt mój [...], to jest wszytkie księgi moje łacińskie, jedynemu a kochanemu synowi memu, Józefowi Zimorowiczowi daję, zapisuję i leguję, życząc mu od P[ana] Boga błogosławieństwa i takiej chęci i ustawiczności do nauk, jako mnie, niegodnemu, do ostatniego skonania mego dał [...]. Tymczasem, póki Józef, syn mój, nie dorośnie, małżonka moja [...] te wszytkie księgi moje do skrzyń pozamykawszy, do wzrostu jego chować będzie; tylko z nich, które będą do szkolnych nauk należeć, wydawać mu będzie.
Jak widać, choć się Józio do ksiąg garnął, ojciec wolał chronić je w skrzyni i sam za syna pisywać łacińskie epigramaty.
W przypadku Roksolanek kwestia autorstwa wydaje się bardziej skomplikowana. Warto przypomnieć zarzuconą hipotezę Kornelego Hecka, który w 1897 r. pisał, iż w zbiorze Szymona „znajdują się pieśni ułożone przez późniejszego rajcę i burmistrza. Ponieważ jednak sprawa to nader zawiła i dzisiaj niepodobna już dokładnie i stanowczo orzec, co wyszło spod pióra samego Bartłomieja, a co jest duchową własnością jego młodszego brata, przeto na tym miejscu całą tę kwestię pomijam [...]”. Tadeusz Grabowski, w przeciwieństwie do Hecka wytrawny znawca liryki staropolskiej, w swoich podejrzeniach nie posunął się aż tak daleko: „Piosenki Szymona [...] mógł [...] ułożyć w całość po redaktorsku sam Bartłomiej”, a jedynie o Dziewosłębie dodawał:
Ów ociężały od mitologii wstęp do Roksolanek moglibyśmy nawet przypisać Bartłomiejowi – samych pieśni nigdy. Wszak Ronsard wprowadza mówiącego za siebie młodszego Du Bellay’a – mógł Bartłomiej dać odpowiedni wstęp dla pieśni przeznaczonych niegdyś na swe wesele przez kochającego a chorego brata.
Dla czytelnika, który przyjął wyrażone wyżej przypuszczenie, iż Bartłomiej mógł zastąpić w tytule druku imiona nowożeńców inicjałami, założenia Hecka czy Grabowskiego nie będą czymś niezwykłym. Jeśli wierzyć karcie tytułowej zbioru, Roksolanki przeleżały w rękopisie 25 lat i podając tekst do druku, niejedno należało pewnie zmienić lub poprawić, choćby podczas odpisywania na czysto tekstu dla typografa. Przypomnijmy przypadek przywołanych już Rytmów Sępa Szarzyńskiego. We wstępie do tego wydania Jakub Szarzyński przyznaje: „[...] użyłem jednej zacnej osoby duchownej do przejźrzenia i sporządzenia pism ręki brata mego własnej, które przy mnie były” – wprowadzone w ten sposób zmiany mogły iść dość daleko. Bartłomiej nie musiał w tym celu najmować literata, sam przecież był poetą biegle władającym piórem. Przy czym w dobie staropolskiej, którą cechował zupełnie inny stosunek do autonomii tekstu poetyckiego, trudno wyznaczyć zakres tak pojętej pracy redaktora wydającego po dziesięcioleciach tom pośmiertny.
Dlatego warto zwrócić uwagę na te współbrzmienia Roksolanek i Sielanek, o których z jednej strony wiemy na pewno, że przed drukiem zostały zmienione, z drugiej zaś, że należą do charakterystycznych dla Bartłomieja poetyckich formuł natrętnie obecnych w jego Sielankach (nie zaś odwrotnie – w twórczości starszego brata poety brak bowiem nawiązań do charakterystycznych autopowtórzeń Roksolanek). Nader znamienny pod tym względem jest przypadek piosenki Andronika (II 17). W siedemnastowiecznej sylwie zachował się odpis pierwotnej wersji utworu, w której konsekwentniej przeprowadzono wywód opartego na sądowych realiach konceptu. Zlokalizowaniu akcji wiersza Na trybunale poświęcona została pierwsza strofa:
Gdzie Sprawiedliwość gniazdo założyła,
a bezpieczeństwo prawem obostrzyła,
gdzie człowiek oprócz samej tylko wieże
nic się nie strzeże.
Na potrzeby Roksolanek zastąpiła ją inna zwrotka:
Gdzie oświecone jutrzenką trzy góry
w ostrych pazurach trzyma żółtoskóry
lew, kędy tenże nigdy nieuśpiony
pilnuje brony.
Znamienne, że właśnie ów ustęp uznany został za typowy dla Bartłomieja. Niemal identyczne peryfrazy Lwowa, będące aluzją do herbu miasta znajdujemy bowiem również w Sielankach nowych ruskich (2,151 i 11,203-204; k. B2r i H2v):
Póki lew w przednich łapach potrzyma trzy góry.
Upodobawszy sobie trójne wieże,
których lew w bramie nieuśpiony strzeże.
W obu przypadkach mamy do czynienia z aluzją do elementów heraldycznych dodanych w 1586 r. do lwowskiego herbu przez papieża Sykstusa V. Stwierdzający to akt papieski przedrukował Bartłomiej w Viri illustres civitatis Leopolisensis, samo wydarzenie zaś opisał w swojej kronice Lwowa, gdzie znalazły się nawet wymyślone przez niego wygłaszane z tej okazji mowy okolicznościowe, okraszone, rzecz jasna, konceptami dotyczącymi potrójnego pagórka i wieńczącej go gwiazdy, przydanych z rodowego herbu papieża. Ponadto, co może tu najważniejsze, te same elementy heraldyczne stanowią punkt wyjścia wspomnianych stemmatów podpisywanych przez Bartłomieja jako dzieła Józia. Argumenty te również w strofie rozpoczynającej pieśń Andronika pozwalają domyślać się pióra poety-burmistrza.
Innego przykładu dostarcza ostatnia piosenka zbioru, pieśń melancholijnej Halcyldis. Pierwotna redakcja tekstu ukazała się drukiem w 1595 r., kiedy nie było jeszcze na świecie ani Szymona, ani Bartłomieja – żadnego z nich nie można więc podejrzewać o autorstwo. Na potrzeby Roksolanek nieznacznie przeredagowana została wersja tekstu krążąca wówczas w rękopisach. Jedna z ciekawszych zmian dotyczy trzeciej strofy. W wersji pierwotnej brzmiała ona:
Jako z cięciwy wypada
strzała, gdy pancerz przepada,
tak wnet przez śmierć swą nadzieją
myśli się nasze rozwieją.
W Roksolankach znika pancerz, natomiast wypuszczoną z łuku strzałę bierze we władanie wicher, znamiennym przekształceniom uległ również drugi dwuwers:
Jako z cięciwy wypada
strzała, a wicher nią włada,
tak nas, tak nasze nadzieje
śmierć wespół z prochem rozwieje.
Zmiany tekstu są zadziwiająco zgodne z wizją śmierci ukochanego brata, do której Bartłomiej kilkukrotnie nawiązywał w sielance Roczyzna, pisanej z okazji osiemnastej rocznicy zgonu Szymona (Sielanki 5,105-106, 293-296 i 257-260, 269-270; k C4v, D3r i D2v):
Niedługo proch zbutwiały i próżne nadzieje
wicher po ziemi przestronej rozwieje.
Potym z ciałem twym i moje nadzieje
wicher po drogach rozstannych rozwieje,
że i ty znikniesz, i twoja pamiątka
pospołu z tobą zaginie do szczątka.
Ilekroć bowiem człek miłych utraca,
tyle razów żal życia mu ukraca
i w jednym grobie składa to oboje:
ciało nieżywe i pociechy swoje.
[...]
Tak niespodzianym za twoim upadem
oczekiwania padły jednym śladem.
W obu utworach mamy do czynienia z tym samym wichrem, który jednocześnie rozwiewa prochy i nadzieje – pojmowane jako dwa nieodłączne elementy poetyckiej refleksji nad stratą Szymona. Wraz ze śmiercią młodszego brata umarła nie tylko osoba, ale także pokładane w nim przez Bartłomieja nadzieje, które po latach próbował rekompensować, wydając pod jego imieniem kolejne utwory. Związana charakterystycznym rymem fraza zamknęła poetycki obraz o podwójnym działaniu śmierci, od którego Bartłomiej nie potrafił się uwolnić – nic zatem dziwnego, iż jej piętno odnajdujemy również w zakończeniu Roksolanek.
Przyjęcie hipotezy niejednorodności autorskiej zbioru oznaczać by musiało zgodę na to, iż pewnie nigdy nie dowiemy się, do jakiego stopnia Bartłomiej ingerował w zbiór młodszego brata. Zgodę tym trudniejszą, że w wersji drukowanej w 1654 r. Roksolanki pozostają nie tylko utworem artystycznie wyśmienitym, ale również spójnym. I jeszcze raz poręczna okazuje się paralela z pośmiertnie wydanymi Rytmami Sępa. Pięć niewątpliwych utworów Szarzyńskiego znamy z wcześniejszego odpisu w tzw. sylwie Osmólskiego. Wiersze te, zachowane tam bez ingerencji „pewnej osoby duchownej”, pisane są stylem wyraźnie „renesansowym”. W druku z 1601 r. wszystkie one zostały gruntownie przeredagowane, zarówno na poziomie słownictwa czy składni, jak i obrazowania. „Poprawki idą zawsze zgodnie z celowością gustu i talentu – ku «manieryzmowi» i barokowi” – stwierdza monografista autora Rytmów. Dalej zaś w innym kontekście dodaje, iż ryzykownym byłoby posądzać poetę o umiejętność pisania dwoma tak odmiennymi stylami: „[...] trudno sobie wyobrazić jednoczesne posługiwanie się rozmaitymi składniami, schematami intonacyjnymi czy układami słownymi. Można pisać jednocześnie tragedię i komedię, ale zdania jednej będą przypominały zdania drugiej”. Jeśli „styl to człowiek”, należałoby się zastanowić, czy redaktorskie ingerencje „pewnej osoby duchownej” nie szły znacznie dalej, niż byliśmy skłonni to przyznać i czy to, co fascynuje dziś w stylu Sępa, faktycznie wyszło spod jego pióra. Bo że efekt artystyczny takiego mariażu okazał się kapitalny, nie trzeba nikogo przekonywać. Ale też tak daleko idąca hipoteza nigdy nie została postawiona. Chcemy, by za Rytmami polskimi stał jeden autor. Podobnie jak za Ruskimi pannami. Być może jednak literatura staropolska starszym braciom zawdzięcza znacznie więcej, niż tylko podanie do druku utworów zdolniejszych a przedwcześnie zmarłych braci młodszych.
Pierwodruk: Szymon Zimorowic, Roksolanki to jest Ruskie panny, wyd. Radosław Grześkowiak, Warszawa 1999 ("Biblioteka Pisarzy Staropolskich" 13). W niniejszej edycji, opublikowanej za zgodą Autora, pominięto zawarte w wersji drukowanej przypisy.