Stanisława Słowakowica Dyskurs o kołtunie polskim
(plica polonica1)
Hipokrates na powietrze największą chorób zwalił przyczynę et per consequens i na kołtun, którego już słusznie inter morbos vulgares, seu epidemios kłaść możemy, bo nie tylko po Rusi, Pokuciu i Podolu, ale też i po Polscze, Litwie, Mazoszu i w Niemczech grasując, nulli parcit sexui2.
Nieprzypadkowo problemowi kołtuna poświęcił Stanisław Słowakowic w swoich kalendarzach szczególnie dużo miejsca – badacze dziejów kultury i medycyny potwierdzają fakt, iż kołtun (plica polonica) stanowił plagę ówczesnego społeczeństwa3. Literatura piękna epoki również nie przemilcza tej dokuczliwej choroby – uskarżał się na nią między innymi Wespazjan Kochowski, który w Psalmodii polskiej wyznawał:
Bo gdy rozmyślam przeszłe dni młodości mojej: przypominam, że tam włosów piekszenie nie mogło być bez obrazy Bożej i wzgorszenia bliźniego. Za to teraz zrosły się w kupę, jako strąki bobru rozkwitłego: a nierozplecione kędziory uczyniły ze mnie Nazarejczyka. I stąd mniemam czasem, żem zasiągnął od Samsona stroju, albo żem tym znakiem na sędźtwo ludu Bożego jest naznaczony. Jakoż widzę, że chociem od tego proroka laty daleki: do własności jednak włosów jego i moje wielką mają relacyją. Bo jako w tamtych skryta moc tajeła się, ludzką niezmożona: tak i w moich uznawam niewypowiedzianej choroby ostrość, której żadne nie pomoże lekarstwo4.
Poeta postrzega kołtun jako objaw "niewypowiedzianej choroby", co gorsza nieuleczalnej, ale równocześnie poszukuje w nim sensu wyższego – znaku szczególnej opieki i wybrania przez Boga (upodobnienie się do biblijnego Nazirejczyka Samsona5 i "naznaczenie na sędźtwo ludu Bożego").
Przyczyny tak kuriozalnego podejścia do choroby stanowiącej wynik braku higieny osobistej głęboko tkwiły w mentalności epoki, w której argumenty medyczne egzystowały na równi z zabobonami, przesądami i wiarą w czary. Z naukowego punktu widzenia kołtun stanowił efekt stanu zapalnego skóry, spowodowanego brudem, wysiękiem, brakiem czesania, wszawicą; zwisał on z głowy lub miał kształt czapy6. Zbigniew Kuchowicz, badacz obyczajów staropolskich, pisze:
Kołtun, zwany inaczej gwoździem, gośćcem lub z łacińska "plica polonica", powodował, że włosy na głowie, czasem także i na innych częściach ciała, nie myte i nie czesane, zwijały się, tworząc jakby wisiory, kołki lub nawet skręcały się tak, że tworzyły jakby czapę okrywającą głowę. Nazwa kołtuna pochodzi od kołysania, kołatania wiszących splotów. "Plica" jest łacińską nazwą kołtuna, znaczy tyle, co skręcoń. W wiekach XVI–XVIII kołtun był chorobą powszechną w całej Europie (...) w Polsce występował często, szczególnie pośród chłopstwa i ubogiego mieszczaństwa. Zasadniczą przyczyną powstawania kołtuna było niechlujstwo. Włosy czesano rzadko, myto je zaś raz na... pół roku, brud powodował często podrażnienie skóry. Sprawę pogarszał fakt, że część ludności, zwłaszcza chłopi, nacierali powszechnie włosy tłuszczem, a w niektórych dzielnicach kraju nawet latem nosili futrzane czapki7.
Kołtunowi poświęcił Stanisław Słowakowic co najmniej trzy dyskursy w Nowym i starym kalendarzu... na lata: 1671, 1672 i 1673. O almanachu z roku 1671 posiadamy jedynie krótką wzmiankę – w pisanym rok później wstępie Do czytelnika autor informuje, że kontynuuje zaczęty temat:
Nie chcąc zaczętego w przeszłym kalendarzu o kołtunie odbieżeć dyskursu, cokolwiek do dalszego tak złej i upornej afekcyjej należy zrozumienia, na tym tu moję bawić będę pilność8.
Natomiast w roku 1672 obiecuje, że w kolejnym kalendarzu omówi sposób powstawania kołtuna przez contagium i przez czary; ponieważ kalendarz na rok 1673 omawia jedynie to pierwsze zagadnienie, przypuszczać można, że w rocznikach kolejnych (zaginionych) temat był kontynuowany. Dyskurs o kołtunie w aspekcie kompozycyjnym składa się z pytań i odpowiedzi, tez i ich omówienia oraz w niektórych fragmentach z wprowadzenia osoby fikcyjnego rozmówcy (słowo "rzeczesz"), którego wątpliwości Stanisław Słowakowic drobiazgowo wyjaśnia. Pierwsze pytanie dotyczy przyczyny powstawania kołtuna i już na początku autor dementuje przekonanie:
jakoby kołtun miał pochodzić z nieochędostwa i z nieczęstego czesania włosów albo też z samej apprehensyjej i z bojaźni przyszłego kołtuna9.
Na poparcie swoich tez, podobnie jak w innych kalendarzach, przytacza autor opinie wybitnych naukowców, począwszy od czasów starożytnych, aż do sobie współczesnych (między innymi: Hipokratesa, Guido Bonatego, Galena, Arystotelesa, Ferneliusa). Warto na tym miejscu zaznaczyć, że wśród medyków XVII-wiecznych nie było jednolitej opinii co do genezy kołtuna – jedni uważali, że jest chorobą sui generis lub objawem przesilenia choroby, inni – że stanowi wytwór niechlujstwa lub zabrudzenia włosów kleistą substancją10. Zdaniem Tadeusza Brzezińskiego:
Zapewne fakt, że występował często u osób, które z racji choroby przebywały przez długi czas w łóżku, spowodował, że te dwa fakty kojarzono ze sobą i uznano, że kołtun jest jedynie objawem choroby ogólnej11.
W opinii Stanisława Słowakowica wszystkie przyczyny powstawania kołtuna można podzielić na dwie grupy – do pierwszej należą czynniki zewnętrzne, do drugiej powierzchowne:
Zewnętrzne są humory do przyjęcia tajemnej złości i jadowitości tej choroby. Powierzchowne zaś są te, jako to powietrze, potrawy, napój, czary, zaraza i w niektórych lues Celtica12.
Po tym wyliczeniu autor stawia tezę Jest naprzód przyczyna kołtuna powietrze i wyjaśnia ją w następujący sposób: w Polsce mamy złe, grube i zgniłe powietrze, z powodu nieustannie toczonych działań wojennych oraz wielkiej ilości "smrodów" wydobywających się z piwnic, grobów, jaskiń, jezior, jarzyn zgniłych, "bestyi zdechłych". Te wyziewy parują, wybuchają i mieszają się ze zdrowym powietrzem, czyniąc zeń truciznę, którą chcąc nie chcąc oddychamy. "Natura polska" jest ponadto nadmiernie wilgotna, co szczególnie predysponuje ją do wywoływania licznych chorób, mających jednakże swe uzasadnienie i rację ostateczną w porządku teologiczno-moralnym – kołtun stanowi zdaniem kalendarzysty karę Boską za grzechy (konkretnie za czary i zabobony):
Tak to Bóg na różne grzechy różne ma bicze. A jako żółta choroba zowie się morbus regius, tak i ja mógłbym kołtun nazwać z Hipokratesem divinum morbum, bo go Bóg na ludzi za ludzkie dopuścił grzechy. Nunc extendens manum meam percutiam te. Exodi 12. I znowu Levit.26 Cumque confugeritis in urbes, mittam pestilentiam in medio vestri. Obaczył Bóg na Pokuciu i Podolu zagęszczone czary, zabobony, superstycyje, posłał do nich gościa, którego się i nam dostało13.
Wywołane chorobą cierpienie uzyskuje w tym kontekście wymiar penitencjarny; takie wartościowanie cierpienia (i różnego rodzaju nieszczęść w życiu jednostkowym oraz społecznym) w dobie staropolskiej było popularne – pisarze i poeci dostrzegali w klęskach narodu karę Boską za szerzące się zło14 lub jako "prorocy groźby" przewidywali upadek kraju (np. ks. Piotr Skarga w Kazaniach sejmowych).
Oprócz przyczyn od człowieka niezależnych (np. złe powietrze), istnieje cały szereg przyczyn zależnych, mających wpływ na powstawanie kołtuna; w pierwszym rzędzie Słowakowic wymienia nieumiarkowanie w jedzeniu, a co za tym idzie, bardzo ostro krytykuje obżarstwo, ostrzegając, że może ono doprowadzić nawet do przedwczesnej śmierci. Uważa ponadto, że Polacy jedzą potrawy zbyt różnorodne, ciężkostrawne, za bardzo je przyprawiają, ostatni posiłek spożywają za późno lub w ogóle nie zachowują stosownych przerw między posiłkami, w efekcie czego "odpoczynku częstokroć żołądek nie ma" (k. C2r). Oczywiście medyk ma tu na myśli ludzi bogatych ("I dlategoć ta choroba najbardziej w wielkich domach gości" – k. C1r). Zaleca więc, by jeść tylko dwa razy dziennie – obiad (spożywać go dwie godziny przed południem) oraz wieczerzę, ale nie najadać się do syta, co zapewni żołądkowi zarówno odpowiedni czas do strawienia pokarmów, jak i niezbędny odpoczynek.
Ten wywód staje się okazją do dygresji na temat kasztelana sądeckiego Mniszka, który goszcząc swego czasu Stanisława Słowakowica, zapewniał, że kołtun nie może powstawać z czarów (ale jedynie z braku higieny) i nawet chciał założyć się o dziesięć tysięcy, żeby go ktoś "czarami nabawił kołtuna" (k. C2r). Kalendarzysta, głęboko wierzący w moc czarów, doszedł do wniosku, że w przypadku kasztelana byłyby one nieskuteczne, ponieważ "in victu moderatissimus, żyjąc jako człowiek ostrożny sub pondere et mensura" (k. C2r) był przeciw nim chroniony, co jeszcze raz potwierdza konieczność zachowania umiaru w jedzeniu. Tego typu poglądy na działanie czarów wpisują się w mentalność stulecia XVII:
Wierzono, że "powstanie" kołtuna ma swoje źródło w czarach, że można go "zadać". Zdarzały się więc liczne wypadki, że próbowano przy pomocy guseł sprowadzić kołtun na znienawidzonych panów, niedobrych sąsiadów czy innych nieprzyjaciół. Ponieważ uważano, iż kołtun jest chorobą pochodzenia diabelskiego, często zapuszczano go "opętanym". Z kołtunem wiązało się wiele rozmaitych guseł, zamawiań, przesądów15.
Także "trunki bez miary i nie według czasu zażywane pomagają do nabycia kołtuna" (k. C4r), dlatego Stanisław Słowakowic piętnuje pijaństwo. I tak wino wzbudzać ma w ciele "vapores fuliginosos, które zawsze biją ku głowie" (k. D1r), powodując bóle, zawroty głowy, konwulsje, ćmienie w oczach, dzwonienie w uszach. Również do powstawania kołtuna przyczynia się miód pitny, jako że "ma w sobie pinguedinem" (k. D1r). Szkodliwymi napojami są też: piwo (grube, tłuste, "lipkie i klijowate", robione często z słodów zgniłych, spleśniałych, stęchłych – k. D2r) oraz gorzałka (ponieważ "fuliginibus multis, fumis, ac vaporibus abundat" – k. D2v). Co więcej, dla chrześcijan wszystkie żydowskie trunki są szkodliwe, ale często nie mają wyboru, ponieważ w wielu miastach jedynie Żydzi sprzedają piwo, gorzałkę czy miód.
Oprócz napojów, przyczyną kołtuna są także potrawy korzenne (k. D3v). Ze złego pokarmu wytwarzana jest następnie w organizmie krew oraz "mnoży się materyja do kołtuna" (k. D3v). Autor wyjaśnia również, czemu jednym ludziom kołtuny wypadają, a innym, pomimo że je obetną, odrastają:
(...) tak i kołtun prędzej się ten w ciele ludzkim wystoi, albo per insensibilem transpirationem wynidzie, który napadł na subiectum biliosum, aniżeli ten, który na flegmatyka albo melankolika napadł (k. D3v–D4r).
Dyskurs z roku 1672 kończy uwagą o Polakach, którzy niechętnie słuchają zaleceń lekarskich (ponieważ "qui medice vivit, mendice vivit" – k. D4r) oraz zapowiedzią kontynuacji tematu.
W Nowym i starym kalendarzu... na rok 1673 autor podejmuje zagadnienie zarażenia się kołtunem ("Jeżeli contagium abo zaraza jest przyczyną kołtuna abo nie?" 16 – k. A3r). W tej kwestii opinie naukowców są podzielone – przykładowo Herkules de Saxonia uważa, że "Plica non fit per contactum, ergo minus potest fieri ad distans" (k. A4r), a na potwierdzenie tej tezy podaje przykład Mateusza Taranowskiego, który uciął swój kołtun, przechowywał go w domu i pozwalał dotykać innym "bez szwanku". Stanisław Słowakowic nie przyjmuje wiarygodności takiego argumentu, jako że: "canis mortuus non mordet" (k. B1r). Obala następnie tezę o niemożności zarażenia się kołtunem, przytaczając przykłady szkodliwości chorób zakaźnych (notabene nie mających nic z omawianym schorzeniem wspólnego): morowe powietrze panujące we Włoszech w roku 1555 oraz "francuską chorobę", popularną w Padwie. Jego zdaniem kołtunem można się zarazić od: osoby, czapki, pościeli – i to zarówno "per contactum", jak i "in distans" (k. B1r).
Ludzie mieszkający z chorymi w ciasnej izbie, sypiający z nimi pod jedną pierzyną, przyjmują do swojego organizmu złe dymy, wydobywające się "z kołtunowatych", ponieważ:
"W takich tedy ludziach, którzy per contactum et transpirationem zarażają, musi być jad albo trucizna." (k. B3r)
Pomieszczenie napełnione jadowitym tchem staje się siedliskiem zarazy (k. B2r), ale obserwacja rzeczywistości pokazuje, że u wielu osób, pomimo występowania tych czynników, do zakażenia nie dochodzi. Kalendarzysta także i ten fakt potrafi na swój sposób wytłumaczyć:
(...) jako nie każda ziemia niepożyteczny przyjmuje kąkol, (...) jako nie nagle odważny żołnierz obronnej dobędzie fortece, tak i skryta kołtuna jadowitość wprzód znienagła wszytkie w ciele zrujnowawszy humory, dopiero na głowę, jak na dobytą wypada fortecę, i na znak zwycięstwa niezbyty zatyka kołtun (k. C1r).
Okazuje się, że choroba działa w sposób podstępny, nieprzewidywalny i praktycznie można się jej w każdej chwili spodziewać.
Na kolejne pytanie dyskursu: "Jakoż tedy człowiek kołtunowaty takim jadem albo trucizną napełniony może długo żyć?" (k. C1r) Stanisław Słowakowic odpowiada, że nie każda trucizna zabija nagle, co jest związane z miejscem jej występowania w ciele oraz podaje przykład jaszczurki (mającej jad przy zębach) i niedźwiadka17 (w ogonie). Człowiek natomiast może mieć jad w głowie, kościach lub paznokciach, z czym bez szwanku jest w stanie długo żyć, pod warunkiem, że "zatajona jadowitość" (k. C1r) nie poruszy się; w przeciwnym razie napadają na niego różne choroby.
Osobne miejsce w swoim wywodzie poświęca autor zagadnieniu materii, z której powstają włosy, przytaczając panujące ówcześnie na ten temat naukowe opinie. Pierwsza z nich zakłada, że: "Pilos fieri ex materia feminali"(k. C2r), a do jej zwolenników należą między innymi Arystoteles, Herkules de Saxonia, Fernelius, Christophorus Avega. Potwierdza ją obserwacja rzeczywistości: to, co rośnie, ugina się, wydala z siebie dym i "lipnieje", musi pochodzić z "tłustej istności", znajdującej się "in materia feminali" (k. C2r). Do zagęszczenia włosów przyczynia się tłustość skóry, czego dowód znajdujemy w ptactwie ("ptastwo albowiem tłustą skórę mające, okrytsze ma na sobie pierze niż chude" – k. C3r).
Medyk zaprzecza równocześnie opinii, jakoby włosy miały rodzić się z dymów i waporów, czego dowodzi w następujący sposób:
Azaby fuligines pawa tak wesołem ozdobiły piórem. Azaby dymy, wapory sine lege, sine modo, sine limite z ciał parujące różne powietrzne ptastwa tak wdzięczną i przyjemną upstrzyć potrafiły farbą. (k. C4r).
Na potwierdzenie tej tezy przytacza opinię Hipokratesa, którego zdaniem: "Pilos fieri ex glutinoso in capite existente" (k. D1r). Co więcej, gdyby włosy rodziły się z dymów, transpirujących przez całe ciało, człowiek musiałby być cały nimi pokryty, czemu przeczy obserwacja rzeczywistości:
Ale widziemy, że natura na inszym miejscu zasadziła wąsy, na inszym brwi i powieki, na inszym brodę i każde z nich swoje zachowują proporcyje, nie wyrastając ultra longitudinis limites (k. D1r).
Naukowcy uznający wapory i dymy za tworzywo włosów nauczają równocześnie, że w trakcie gdy natura destyluje soki ze spożytych potraw, mieszają się do tego trzy rodzaje materii:
(...) jedna fumosa, druga continuans, trzecia adhaerens. (...) Continuans jest lipkość i klijowatość. Adhaerens są humory (k. D1r –D2r).
Ta teoria zakłada, że kolor włosów świadczy o przewadze określonych humorów w ciele – na przykład u osoby posiadającej włosy żółte góruje żółta żółć, mającej białe – flegma, czarne posiadać będzie melancholik, a u rudego "bilis prassina dokazuje" (k. D2r) 18.
Po przytoczeniu różnych zdań o naturze włosów, autor wyjaśnia pod koniec dyskursu przyczyny ich splątania:
(...) i co by to był za powroźnik tak misternie ukręconych na głowie postronków, nie widzę, tylko jednę materyją, która jest tłusta, lipka, klijowata, subtelna, jadowita, ex inordinato victu genita, waporami dymistemi z ciał ludzkich parująca, od której gdy napreją jak od potu jakiego włosy, zlepiać się muszą (k. D2r).
Dodaje równocześnie, że my Polacy "zawsze czapek zażywamy", co ułatwia powstawanie kołtuna (zdaniem Arystotelesa tłusta materia transpiruje dymistymi waporami, czapka natomiast przeszkadza swobodnej transpiracji).
Dwa opisane powyżej fragmenty dyskursu o kołtunie są niewątpliwie częścią większej całości – można przypuszczać, że w pozostałych wyjaśniał autor również między innymi wpływ czarów na powstanie choroby (jak to obiecywał w roku 1672). Niestety ocalałe teksty nie informują nas o poglądach Stanisława Słowakowica na temat leczenia kołtuna19, z czym również łączyły się ówcześnie liczne kontrowersje i zabobony. Jak pisze Zbigniew Kuchowicz:
Wydawałoby się, że tak jawny dowód niedbalstwa łatwo można było usunąć przy pomocy nożyc lub mydła, ale w omawianym okresie zupełnie inaczej do tego podchodzono. Początkowo traktowano kołtun jako talizman, który miał zabezpieczać od chorób (...). Od początku XVII wieku zaczęto jednak uważać kołtun za skutek jakiejś poważnej, tajemniczej choroby, która istnieje w organizmie, a uzewnętrznia się przez zwijanie się włosów. Sądzono zresztą, iż choroba nie tylko się w ten sposób uzewnętrznia, lecz opuszczając organizm, traci swą siłę. Idąc po tej linii rozumowania dążono więc do "wywicia się choroby" i zalecano środki przyspieszające zlepianie się włosów. W tym celu zmywano np. włosy odwarem z ziół barszczu, babiego muru, barwinku czy łopianu. Ludzie chorzy, którym stosowane przez znachorów leki nie pomagały lub nie potrafili dostrzec właściwego źródła choroby, zwalali winę na kołtun. Najczęściej zapuszczali kołtun ludzie cierpiący na choroby oczu, choroby weneryczne oraz różne trudne do wyleczenia choroby reumatyczne. Jeżeli więc nawet któryś z chorych odważył się kołtun zlikwidować, to oczywiście choroba nie ustępowała i dawała znać o sobie różnego rodzaju atakami i bólami. Uważano wówczas, że kołtun "mści się" za obcięcie i czym prędzej na nowo go zapuszczano. Noszono kołtun najczęściej około roku, lecz także i dłużej, a bywało, że niekiedy przez całe życie20.
Pomimo fragmentaryczności wypowiedzi kalendarzysty, pozwala ona na wyciągnięcie kilku istotnych wniosków dotyczących sposobu podejścia Stanisława Słowakowica do omawianego tematu. Kwestią zasadniczą, wysuwającą się na plan pierwszy, jest perspektywa teologiczno – moralna; o ile na przykład autor niepłodności nie postrzega w kategoriach kary za grzech, to kołtun jest dla niego widomym znakiem odejścia od Bożych przykazań (co ciekawe, Wespazjan Kochowski w cytowanym już fragmencie Psalmodii polskiej uważa, że kołtun to znak wybrania przez Boga).
Kalendarzysta konsekwentnie i stanowczo odrzuca faktyczną przyczynę choroby, czyli brak higieny, mnoży natomiast powody nic wspólnego z kołtunem nie mające (jak na przykład nieumiarkowane jedzenie i picie), co wiąże się ściśle z poglądami epoki oraz jest konsekwencją poziomu ówczesnej medycyny. Stanisław Słowakowic to przecież wykształcony lekarz, świetnie obeznany z opiniami najwyższych naukowych autorytetów, które zresztą chętnie i często przytacza, niekiedy z nimi polemizując. Nie można się więc dziwić, że autor postrzega kołtun jako chorobę groźną, jadowitą, podstępną, zaraźliwą i niespodziewaną.
Dygresja o odpornym na czary kasztelanie Mniszku obrazuje kolejną cechę mentalności autora – w jego systemie przekonań można udowodnić zarówno niekwestionowaną moc czarów, jak i przypadki ich nieskuteczności; obie skrajności otrzymują sobie właściwą wykładnię. Przykład kasztelana świadczy również o istnieniu w ówczesnej Rzeczypospolitej racjonalnych poglądów na temat etiologii choroby.
W Dyskursie o kołtunie, stanowiącym przejaw mentalności XVII-wiecznej, religia, wiedza medyczna oraz wiara w czary znajdują wspólną płaszczyznę – w systemie poglądów autora tworzą nierozerwalną jedność.
Przypisy
1 Na temat "polskości" choroby Tadeusz Brzeziński pisze: "Spopularyzowanie kołtuna jako choroby polskiej zapoczątkował Hercules de Saxonia, profesor padewski, który na prośbę Jana Zamoyskiego napisał w r. 1600 dzieło De plica quam Poloni gwoździec, Roxolani kołtun vocant liber nunc primum in lucem editus; Historia medycyny, red. T. Brzeziński, Warszawa 1995, s. 121. 2Nowy i stary kalendarz, w którym święta roczne, biegi i wybory niebieskie, czas siania, szczepienia, puszczania krwie i purgowania się dobrym, na Rok Pański MDCLXXII, przestępny, po przybyszowym pierwszy wyrachowawszy porządkiem. Przydany jest przy kolumnach świętalnych dyskurs o kołtunie polskim, jako, z czego i dlaczego rodzi się, przez M. Stanisława Słowakowica, filozofijej i medycyny doktora, astrologijej w sławnej Akademijej Krakowskiej, w Mniejszym Kolegium ordynariusza, w Krakowie, w Drukarni Wojciecha Goreckiego, k. B1r. 3 Por. np. Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII–XVIII w. , Łódź 1975, s. 120–121 oraz Historia medycyny, red. T. Brzeziński, Warszawa 1995, s. 121. 4 W. Kochowski, Psalmodia polska, Psalm XXXIII. Dzięka za dolegliwości ojcowskiego nawiedzenia [w:] W. Kochowski, Utwory poetyckie, wybór i oprac. M. Eustachiewicz, BN 1 Nr 92, Wrocław 1991, s. 448–449. 5 "Nazirejczyk: osoba poświęcona (...) szczególnej służbie na mocy ślubu, złożonego przez nią samą lub rodziców. (...) Nazirejczyk w Izraelu musiał spełniać kilka warunków, aby pozostać poświęconym. Musiał powstrzymać się od spożywania owoców winorośli i innych środków odurzających, unikać nieczystości zaciąganej przez kontakt z ciałem zmarłego (...) i nie obcinać włosów (Lb 6, 1–7).(...) Najbardziej znanym nazirejczykiem jest Samson (Sdz 13,1–7)" – Słownik wiedzy biblijnej, red. naukowa B.M. Metzger, M.D. Coogan, konsult. wyd. pol. ks. W. Chrostowski, Warszawa 1997, s. 562. 6 Por. B. Seyda, Dzieje medycyny w zarysie, Warszawa 1973, s.448. 7 Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII–XVIII w., Łódź 1975, s.120–121. 8Nowy i stary kalendarz [...] na Rok Pański MDCLXXII [...] przez M. Stanisława Słowakowica [...], w Krakowie, w Drukarni Wojciecha Goreckiego, k. A3r. 9Ibidem. 10 Por. Z. Gloger, Encyklopedia staropolska ilustrowana, wstęp J. Krzyżanowski, Warszawa 1972, t. 3, s. 63. 11Historia medycyny, s. 121. Tamże autor omawia również pierwsze notowane przypadki kołtuna w Polsce w r. 1288. 12Nowy i stary kalendarz, w którym święta roczne..., k. A4r. 13Nowy i stary kalendarz... na Rok Pański MDCLXXII..., k. B3r. 14 Por. np. wypowiedź W.S. Chróścińskiego o Rzeczypospolitej: "Jęczysz i stękasz, a nie masz miary, / I żadnej folgi dla Boskiej kary. / Bo ta za grzechem i twym nierządem / Sprawiedliwym cię dotyka sądem" – M. Krzysztofik, Od Biblii do literatury. Siedemnastowieczne dzieła literackie z ksiąg Starego Testamentu, Kraków 2003, s. 278. 15 Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie, s. 121–122. 16 Nowy i stary kalendarz na rok 1673 – w ocalałym egzemplarzu (znajdującym się w Bibliotece Ossolineum) strona tytułowa została wyrwana. 17 Skorpion. 18 Opinię łączącą cechy człowieka z kolorem włosów znajdujemy już w Żywocie człowieka poczciwego Mikołaja Reja, który o wychowaniu dzieci pisze: "A tak rodzicy poczciwi, gdy się im rodzą dziatki, mają pilnie obaczać, jeśli nie z płanet, tedy wżdy z przyrodzenia ich, ku czemu by się na potym sprawy ich i postępki ich pociągać miały. Bo snadnie koleryka poznasz po sierści, bo się urodzi czarno, melankolik lisowato, flegmatyk blado, krewnik z biała rumiano" – M. Rej, Żywot człowieka poczciwego, oprac. J. Krzyżanowski, Wrocław 1956, BN 1 Nr 152, s. 31–32. 19 "Niezawodne lekarstwo na kołtuny" zamieszcza kalendarz gospodarski Grolla na rok 1798: "Primo: z wydry wyjęte wnętrzności ususzyć w ciepłym piecu i na proch je starłszy, w piwie codziennie pić, aż kołtun z głowy spadnie. Secundo: jeża ugotowawszy jeść albo też go całkiem na popiół spalić i ług z tego zrobiwszy, głowę kołtunową myć. Tertio: sadłem bocianim albo też jeżowym głowę smarować pomocną jest" – cyt. za: Kalendarz półstuletni 1750–1800, wybór tekstów, wstęp i oprac. B. Baczko i H. Hinz, Warszawa 1975, s. 224. 20Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie, s. 121.