Najbardziej przekonywający konterfekt naszego poety oraz najbardziej wiarygodne curriculum vitae dałoby się sporządzić na podstawie jego własnej, nader obfitej twórczości. Nie jest to jednak proste. Spora część płodów jego Muzy, pozostawiona w rękopisach, przepadła. Autor, gdy umierając spisywał testament, powierzył swą spuściznę przyjacielowi, plebanowi samborskiemu, Sebastianowi z Felsztyna, by ten przejrzał ją i dokonał korekty przed ewentualnym wydaniem1. Szkole w Samborze zapisał swą bibliotekę2. Ani po niej, ani po owej skrzyni pełnej wierszy, nie pozostał ślad. Może i nie przechowywano pamiątek po poecie z nadmierną pieczołowitością, lecz największego spustoszenia dokonały tu prawie na pewno samborskie pożary. Srożący się Wulkan pochłonął w tym mieście wiele rzeczy; w tym sporo dawnych ksiąg miejskich, tak że trudno jest właściwie ustalić, jakiego Grzegorz używał nazwiska3. Na podstawie zlatynizowanej formy Vigilantius, jak poeta się często mianował, uważano, że nazywał się Czuj. Czy jednak jest to forma poświadczona w jakimkolwiek dokumencie? Tego nie udało mi się sprawdzić. Sam Grzegorz napisał w swym testamencie jedynie: Ego Magister Gregorius Samboritanus. Było to jego "nomen a patria", nazwisko wzięte od miejsca urodzenia, typowa dla owych czasów forma literackiej obecności ludzi pióra. Gdy poeta dedykował swych dziewięć elegii krakowskiemu biskupowi, Filipowi Padniewskiemu, nakazał swej Muzie, by dokonała następującej rekomendacji: "[...] vates non ultimus [...] // Graio Gregorius, Latio Vigilantius ore, // A Patria nomen Samboritanus habet"4. Słowa te mogłyby być kluczem do formy "Wigilancjusz". Byłby to zatem łaciński odpowiednik imienia Grzegorza, które jest pochodzenia greckiego i znaczy w tym języku: "czujny". Jeśli jednak wiarygodna i potwierdzona jest forma "Czuj", mielibyśmy do czynienia jedynie z humanistyczną zabawą własnym nazwiskiem. Być może nieco zagadek udałoby się rozwiązać po wnikliwym przestudiowaniu całości ocalałego, drukowanego dorobku Samborczyka. Jednak już sto (i więcej) lat temu badacze, nawet kuszący się o monograficzne ujęcie, nie przejawiali nadmiaru cierpliwości w wertowaniu masy dystychów elegijnych, z rzadka przetykanych innymi metrami. Stąd często brały się nieścisłości, a nawet nieporozumienia i pomyłki5.
Gdybyśmy próbowali pokonać sprzeczności, od jakich roją się poszczególne opracowania6, i spisać pokrótce pełen zagadek życiorys poety, otrzymalibyśmy, co następuje:
Rodzice jego nosili imiona Grzegorz (był to drobny rzemieślnik, być może szewc) i Anna. Urodził się w Samborze na Rusi tzw. Czerwonej7 około roku 1523. Kształcił się najpierw w Łęczycy, potem już próbował nauczać: w Kłodawie, we Włocławku i w mazowieckim Czersku. Być może już w latach czterdziestych zawitał do Krakowa, by uzupełnić wykształcenie, ale bez zapisywania się do ksiąg Akademii. Oficjalnie uczynił to w 1552 roku, a już w roku następnym zdobył wawrzyn bakałarski. W latach 1553-1556 kierował szkołą katedralną w Przemyślu, a następnie, wraz z innym wędrownym humanistą, Benedyktem Herbestem - we Lwowie8. Potem powrócił do Krakowa, gdzie w 1561 roku uzyskał stopień magistra. Krótko był przełożonym szkoły Mariackiej, potem wszedł do Collegium Minus. Wykładał poetykę, Eneidę oraz Tristia Owidiusza. Nie licząc rocznego (na przełomie 1562-1563) pobytu w poznańskim kolegium Lubrańskiego, gdzie uczył u boku Herbesta, pozostał już do końca życia w Krakowie. Po 1564 r. Collega Maior i kanonik u św. Anny, przyjął święcenia kapłańskie w roku 1569. Zmarł jako doktor teologii i kanonik kolegiaty św. Floriana w 1573 roku.
Kłopotliwa jest nie tylko biografia "Wergiliusza samborskiego", lecz także ocena jego twórczości. Na ogół, nie bez pewnej słuszności, uważany był w naszym stuleciu za poetę niskiego lotu. Odmawiano mu talentu, lub przynajmniej określano jego uzdolnienia jako mierne9. Zarzucano mu też niesmaczny panegiryzm10. Z kolei próby oceny stylu Grzegorza pochodzące z ubiegłego stulecia brzmią współcześnie całkiem anachronicznie i z pewnością wymagają rewizji. Do takich sądów należy na pewno opinia Turkawskiego: "Lubi [...] poeta bez potrzeby przeciążać utwory swe obrazami, porównaniami i postaciami z świata mitologii [...] Obrażają zaś postacie z nieba pogańskiego gwałtem ściągane, ilekroć występują wobec Boga chrześcijańskiego i są jakby wykonawcami jego woli wszechmocnej"11. Refleksja ta rysuje się szczególnie zabawnie, jeśli zestawimy wiersze Samborczyka z poezją autorów łacińskich tej klasy, co współczesny mu Kochanowski i z górą pół wieku młodszy Sarbiewski. W takim kontekście mitologiczne zaplecze twórczości Wigilancjusza przedstawia się jako ubożuchne: Apollo, Muzy, gdzieniegdzie sporadycznie wzmiankowani i bardzo konwencjonalnie potraktowani Minerwa, Mars, Ceres, Wulkan itp. Rzecz zatem tkwi nie w ilości, lecz w sposobie wykorzystania dziedzictwa kultury antycznej. Blisko sedna sprawy znalazł się chyba Henryk Barycz:
Poza znajomością zasad metryki i umiejętnością naśladowania brak było muzie Samborczykowej takich istotnych składników talentu poetyckiego, jak polot, fantazja; niezdolność do silniejszej ekspresji, tudzież całkowite niemal zbagatelizowanie treści, opisywanie w metrach wiersza elegiackiego, którym się najchętniej posługiwał, najpowszedniejszych wydarzeń [...] cechuje dorobek poetycki Grzegorza12.
To, co Barycz nazywa brakiem polotu i fantazji, było prawdopodobnie zdeterminowane również statusem społecznym naszego wierszopisa. Plebejusz, "karierowicz"13, homo novus, czyli inteligent, który wybił się dzięki zdolnościom, stypendiom i własnej gorliwości, osiągnął wcale znaczne stanowiska w hierarchii uniwersyteckiej i kościelnej, nie miał tej błyskotliwości, jaką przynosiła powszechna wówczas wśród zamożniejszych "peregrinatio academica" po europejskich ośrodkach kultury. Jego "imitatio" była raczej naśladowaniem rytmu, miał bowiem Grzegorz chyba niezłe ucho. Świadczy o tym również upodobanie do zabawy brzmieniem i znaczeniem wyrazów: trafiają się w jego poezji aliteracje, onomatopeje i najwyraźniej świadome gry słów. Nie ma natomiast swobodnego operowania fabułami antycznymi, topika zaś zredukowana została do nielicznych, obiegowych klisz. Nie ma też skłonności do "aemulatio": Grzegorz pragnie postępować szlakiem wyznaczonym przez Wergiliusza i Owidiusza, lecz w skromności autorskiej przyznaje (jak zobaczymy), że są więksi od niego i że do miana nowego mantuańczyka nie dorasta. Z Nazona bierze predylekcję do dystychu elegijnego, z Horacego niektóre sposoby formułowania poetyckiego "credo"; od autora Eneidy przejmuje niekiedy dynamizm i dramatyczność narracji, naśladuje go, prowadząc poufałe rozmowy z Apollinem, na nim się też wzoruje, składając eklogę. W poezji, zgodnie z powszechnym odczuciem swych czasów, widzi paszport do nieśmiertelności. To jedno z uzasadnień panegiryzmu (inny jego powód to nieustanne poszukiwanie mecenasów14 w związku z kłopotami finansowymi). To również przyczyna tak częstego zaznaczania własnej osoby, opiewania wydarzeń życia powszedniego. Dzięki temu wiersze Samborczyka, choć formalnie nie są porywające, stanowią interesujące zwierciadło szesnastowiecznej rzeczywistości, zwłaszcza krakowskiej, akademickiej i kościelnej. Mecenasów szukał Grzegorz nie tylko wśród poszczególnych jednostek, lecz również w ciałach kolegialnych, na przykład w radach miejskich Lwowa i Przemyśla, których pochwał nie zaniedbał. Widział w nich humanistyczne "rzeczpospolite", o których zachował zresztą wdzięczne wspomnienie z czasów swej bakałarskiej wędrówki. Interesująco przedstawia się zwłaszcza laudacja Przemyśla.
II. Między Niżankowicami a Radymnem
Takiego wskazania Przemyśla na mapie nie mógłby się spodziewać dzisiejszy czytelnik; gdyby się zaś z nim zetknął, wydałoby mu się absurdalne. Niżankowice i Radymno, dwa całkiem ongiś widoczne punkty ruskiej krainy, dziś nie są zbyt sławne (zwłaszcza te pierwsze, miasteczko, jeśli wierzyć Szymonowi Starowolskiemu15, złupione i zniszczone w XVII w. przez kwaterujące tam wojsko; obecnie Niżankowiczi na Ukrainie, przy samej granicy).
Samborczyk jednak, pisząc swą elegię do obywateli Przemyśla16, tak właśnie to miasto przedstawił. Czemu zaś do nich pisał? Elegia była rodzajem retorycznego apelu17; chodziło o uzyskanie pomocy finansowej dla planowanego poetyckiego przedsięwzięcia (które zresztą spełzło na niczym): Bibliady, mającej być czy to wierszowaną transkrypcją Pisma świętego, czy to rodzajem eschatologicznego poematu na Biblii opartego.
Grzegorz nie ograniczył się oczywiście do samej prośby. Jego elegie zwykle są bardzo obszerne, zawierają po kilka tzw. "narracji". Zdołał więc w tym utworze zmieścić dramatyczną opowieść o niedawnej zarazie, której skutków uniknął i - co zrozumiałe w świetle zasady "do, ut des" - przydać nieco panegiryzmu. Część tej laudacji stanowi prościutki, konwencjonalny konterfekt miasta, zwracający uwagę na jego korzystne położenie i pełną ogłady ludność. Bezpośrednio wynika z tego pochwała jakości wody, która prowadzi wprost do krótkiego peanu na cześć piwa. To szczegół wart odnotowania, bowiem podnoszono nieraz szczupłą ilość renesansowych pochwał tego trunku18. Samborczyk przedstawia przemyskie piwo jako napój podobny do nektaru, przy którego wytwarzaniu znajdują zajęcie aż trzy bóstwa: miejscowa Ceres, dostarczająca zboża, Wulkan, władający niezbędnym do warzenia ogniem oraz bóg błękitnego Sanu, pozwalający czerpać zdrową, wyborną wodę. A oto (w przekładzie polskim) ów fragment elegii, chwalący Przemyśl wraz z jego piwem:
Znasz owo miasto, liczne są jego pochwały!
Tam czyny znakomite, poważne uchwały.
Na Rusi, przy węgierskich kresach położone,
Wznosi się, świetnym ludem tłumnie napełnione,
W pół drogi z Niżankowic do Radymna. Zdrowa19
Płynie tam woda, rzeka czysta, kryształowa.
Tam się z błękitnym Sanem łączy Ceres złota,
I z pomocą Wulkana, co swe ognie miota,
Warzy, dzierżąc osękę, w sposób tajemniczy,
Nektar czysty, zielony i pełen słodyczy.
Bogini wraz z bogami ten przysmak gotuje,
Darom Bachusa wcale on nie ustępuje20.
Wspomniana elegia nie jest jedynym tekstem, jaki Grzegorz poświęcił Przemyślowi. Wśród kilku jeszcze utworów, których tytuły wymieniają to miasto, zwraca uwagę kunsztownie skonstruowany panegiryk. Jest to akrostych, i to akrostych o dość niepospolitej postaci, przypominającej raczej naszą siedemnastowieczną "poezję artyficjalną"21; nie ma wprawdzie wymyślnej budowy gwiazdy czy "serpentyny", ale łączy akrostych z telestychem oraz układ pionowy z poziomym. W wyniku tego sentencja przewodnia zawarta w dwóch pierwszych wersach:
Urbe Peremisli veteri Respublica, Lector,
Re miranda nova renitescit non sine laude,
da się odczytać również w pionie: połowa jako akrostych, z pierwszych liter, połowa - jako telestych, z ostatnich liter kolejnych wersów. Dodatkowy walor graficzności nadaje utworowi wers ostatni, gdzie z niewielką modyfikacją ( [ad] Rem miranda novam [...] etc.) pojawia się druga część sentencji. W ten sposób opasuje ona cały utwór jakby czworokątną ramą.
Przypisy
1Por. H. Barycz: Historia Uniwersytetu Jagiellońskiego w epoce humanizmu, Kraków 1935 s. 387. Zob. też sam testament Grzegorza, wydrukowany na podstawie rękopisu Biblioteki Jagiellońskiej (nr 225) staraniem M. Turkawskiego: Życie i dzieła Grzegorza Wigilancjusza Samborczyka, poety łacińsko-polskiego XVI wieku. Sprawozdanie dyrekcji c.k. realnego i wyższego gimnazjum w Kołomyi 1878, s. 38-46. 2M. Turkawski: op. cit., loc. cit. 3Ibidem s. 9. Przypuszczenie Turkawskiego, że mógłby się Grzegorz nazywać Czujnickim albo, co ciekawe, Wigilanckim, wygląda dosyć naiwnie. 4Vigilantii Gregorii Samboritani Ecloga I [...] Elegiae IX [...] Epigrammata [...] Sylvula [...] Cracoviae 1566 k. A3b-A4. 5Było tak w przypadku całkiem zabawnej elegii Ad Patres (w cytowanym zbiorze występuje jako Elegia II). Prawdopodobnie wskutek omyłki drukarskiej widnieje pod nią data 1553, z różnych względów niemożliwa. Ponieważ Grzegorz występuje tam jako Collega Minor, a wiersz kieruje do profesorów z Kolegium Większego, niektórzy (M.Turkawski: op. cit., s. 11; K. Mazurkiewicz: Benedykt Herbest, pedagog-organizator szkoły polskiej XVI w., kaznodzieja - misjonarz doby reformacji, Poznań 1925 s. 87) wysuwali hipotezę, że przyjęto poetę do Collegium Minus już w 1553, za co podziękował "szumnym panegirykiem". Tymczasem elegia jest prośbą o przyjęcie do grona Kolegów Większych, gdyż mieszkanie w Collegium Minus pozostawiało wiele do życzenia. Por. E. Buszewicz: Z czasów Reja i Kochanowskiego: Grzegorz z Sambora - piewca Akademii Krakowskiej (próba nowego spojrzenia), "Biuletyn Kwartalny Radomskiego Towarzystwa Naukowego" 1988, t. 25, z. 1-4 s. 140-145. 6Oprócz wspomnianego dziełka Turkawskiego oraz passusu w cytowanym dziele Barycza por. m.in.: J. Sołtykowicz: O stanie Akademii Krakowskiej od założenia jej w roku 1347[!] aż do teraźniejszego czasu krótki wykład historyczny, Kraków 1810 s. 344-364; M. Wiszniewski: Historia literatury polskiej t. 6, Kraków 1844 s. 260-268; W. Stroka: wstęp w: Życie świętego Stanisława Kostki, poemat Grzegorza z Sambora [...] Kraków 1894; J. Fijałek: Moderniści katoliccy Kościoła lwowskiego w wieku XVI, "Pamiętnik Literacki" 1908 R. 7 s. 27; K. Mazurkiewicz: op. cit., B.Nadolski: Grzegorz z Sambora, Polski Słownik Biograficzny t. 9., J. Nowak-Dłużewski: Okolicznościowa poezja polityczna w Polsce, t. 2: Czasy Zygmuntowskie, Warszawa 1966 s. 310 i nast.; J. Ziomek: Renesans, Warszawa 1977 s. 346. 7Jak podaje M. Wiszniewski: op. cit., s. 260, dodawał też do nazwiska formę Ruthenus (Rusin), które to miano z pewnością miało znaczenie nie tyle etniczne, co geograficzne. 8Mazurkiewicz (s. 25) i Turkawski (s. 17) widzą go na tym lwowskim stanowisku już od 1550, lecz Barycz (s. 383) wykazał, że nie było to możliwe. Wincenty Stroka z kolei twierdzi, że gdzieś między rokiem 1554 a 1560 Samborczyk był nauczycielem w szkole kłodawskiej, gdzie zetknął się z młodym Stanisławem Kostką, późniejszym świętym, opiewanym przez naszego poetę (W. Stroka: op. cit., s. 8). 9J. Ziomek: op. cit., s. 346. 10J. Nowak-Dłużewski: op. cit. 11M. Turkawski: op. cit., s. 53. 12H. Barycz: op. cit., s. 385. 13Tak nazwał go Turkawski (op. cit., s. 49). 14Wiemy, że pozostawał w kontakcie z możnymi (Herburtowie), z hierarchami kościelnymi (Filip Padniewski, Stanisław Słomowski, Piotr Myszkowski), którym dedykował swe utwory. Szczycił się pochlebną oceną Orzechowskiego, pożyczał książki z biblioteki Kromera. Por.Turkawski: op. cit., s. 49, Barycz: op. cit., s. 385-386. 15Por. J.S. Bystroń: Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, t. 1 Warszawa 1976 s. 197. 16Vigilantii Gregorii Samboritani op. cit., Elegia V, datowana na rok 1565. 17Podobnym zabiegiem w tej sprawie było rozesłanie do różnych wpływowych osób wierszowanego prospektu-ulotki: Vigilantii Gregorii Samboritani Polymnia, Cracoviae 1564. 18Aleksander Brückner (Encyklopedia staropolska, Warszawa 1990 t. 2, s. 159) wymienia jedynie łacińską pochwałę pióra Dantyszka; zachętę do picia piwa jako narodowego polskiego napoju znajdziemy też u Reja (Krótka rozprawa..., w. 1437-1446). 19W oryginale "sanas aquas", co jest zgrabną aluzją do nazwy rzeki. 20Przekład mój [EB]. Tekst łaciński wg Vigilantii Gregorii Samboritani [...] op. cit., k. I3. 21Por. S. Nieznanowski: Akrostych; T. Michałowska: Poezja kunsztowna w: Słownik literatury staropolskiej pod red. T. Michałowskiej, Wrocław 1990 s. 18-19, 632-637.